Opozycja obawiała się nieprawidłowości, ale Erdoğan deklarował, że zaakceptuje każdy wynik.

Sprzeczne informacje napływały wczoraj z Turcji. Według oficjalnych danych po podliczeniu głosów z 82,5 proc. obwodów w wyborach na urząd szefa państwa, nazywanych najważniejszymi w tym roku na świecie, prowadził urzędujący prezydent Recep Tayyip Erdoğan, a w wyścigu do parlamentu – jego macierzysta Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Jako głowa państwa, a wcześniej rządu, polityk sprawuje władzę od dwóch dekad i jest oskarżany o skłonności autorytarne.

Zgodnie z danymi cząstkowymi Erdoğan miał otrzymać 50,3 proc. głosów, a jego rywal, reprezentujący zjednoczone partie opozycyjne Kemal Kılıçdaroğlu, 43,9 proc. Sztab opozycji twierdził jednak, że według jego obliczeń nieznacznie prowadził lider Republikańskiej Partii Ludowej (CHP). O wszystkim najpewniej zdecyduje więc II tura za dwa tygodnie.

Bastionem Erdoğana jest anatolijski interior, z kolei na Kılıçdaroğlu chętniej głosowała europejska część kraju, wybrzeże Morza Śródziemnego i południowo-wschodnie obszary kurdyjskie. Ponieważ najpóźniej są zliczane głosy z obwodów wielkomiejskich, w których więcej głosów zdobywa zwykle opozycja, to poparcie dla prezydenta stopniowo topniało. Rozpolitykowana Turcja masowo stawiła się przy urnach. Frekwencja mogła przekroczyć 90 proc.

Oba obozy deklarują, że uznają każdy wynik, choć po stronie opozycji żywe są obawy, że władze spróbują w sposób nieuczciwy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Czynnikiem destabilizacji może być też ewentualna niezgoda co do ostatecznego wyniku głosowania. Otoczenie Kılıçdaroğlu już wczoraj rozpowszechniało oskarżenia, że rządzący celowo zaczęli podliczanie głosów od regionów, w których Erdoğan wypada szczególnie dobrze. Kılıçdaroğlu w przededniu głosowania oskarżył też Rosjan o próbę ingerencji w wybory, ostrzegając Moskwę, by wystrzegała się takich działań, o ile po ewentualnej zmianie władzy chce utrzymać przyjazne relacje z Ankarą. Opozycja zapowiadała w razie zwycięstwa demokratyzację kraju i poprawę relacji z Zachodem.

Kılıçdaroğlu zjednoczył główne nurty opozycji poza ultranacjonalistami, na których kandydata Sinana Oğana głos oddał co 20. wyborca. Jeśli dojdzie do II tury, to jego elektorat może zdecydować o tym, kto wygra. Kandydat numer cztery, Muharrem İnce, w czwartek wycofał się z wyścigu po ujawnieniu rzekomej sekstaśmy z jego udziałem. Jego nazwisko nie mogło już zostać usunięte z kart do głosowania, przez co głos oddało na niego ponad 200 tys. nieświadomych zmiany wyborców. W szeregach opozycji długo trwały dyskusje, czy Kılıçdaroğlu jest właściwym kandydatem. Podnoszono argumenty, że większe szanse na sukces, także ze względu na wyraźniejszą charyzmę, mają inni politycy CHP, merowie Ankary Mansur Yavaş i Stambułu Ekrem İmamoğlu.

Erdoğan miał do dyspozycji aparat zautorytaryzowanego państwa. Turcja należy do najbardziej represyjnych krajów regionu. Opozycja mówi o tysiącach więźniów politycznych – dziennikarzach, osobach skazanych za obrazę prezydenta czy podejrzewanych o związki z ukrywającym się w Stanach Zjednoczonych kaznodzieją Fethullahem Gülenem i udział w spisku, który w 2016 r. skończył się próbą zamachu stanu. Na niekorzyść władzy grał jednak permanentny kryzys gospodarczy oraz polityczne skutki trzęsienia ziemi, w którym w lutym zginęło 50 tys. Turków. Niespełniające standardów samowole budowlane były za Erdoğana regularnie legalizowane w ramach amnestii, przez co wielu deweloperów – w tym związanych z AKP – kalkulowało, że oszczędności na materiałach im się opłacą. Wielu mieszkańców zapłaciło za to życiem. ©℗