Turecki przywódca w pierwszych latach rządów był uznawany za reformatora. Dziś jest oskarżany o zapędy autokratyczne i pogłębienie kryzysu gospodarczego.

Zwyciężymy – mówił na wiecu w Stambule prezydent Recep Tayyip Erdoğan. W niedzielę w Turcji odbędą się wybory parlamentarno-prezydenckie. Ale najnowsze sondaże dla urzędującego przywódcy korzystne nie są. Z badania przeprowadzonego na początku maja przez ośrodek SAROS wynika, że na Erdoğana może zagłosować 44,4 proc. społeczeństwa. Z kolei główny kandydat partii opozycyjnych Kemal Kılıçdaroğlu może liczyć na 50-proc. poparcie.

Choć w 2016 r. Erdoğan przetrwał próbę zamachu stanu, to tegoroczne głosowanie jest uznawane za największe wyzwanie dla jego dotychczasowych rządów. A te są wyjątkowo długie, bo szef Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) państwem kieruje od ponad dwóch dekad. Od 2003 r. sprawował funkcję premiera. Był nim przez trzy kadencje. Swój polityczny sukces opierał na ciągłym wzroście gospodarczym, dzięki któremu miliony obywateli awansowały do klasy średniej. Na arenie międzynarodowej był określany wówczas mianem reformatora.

Ale krytycy ostrzegali, że działania Erdoğana mają coraz bardziej autokratyczny charakter. Wzmocnił m.in. kontrolę mediów i ograniczył wolność słowa w internecie. „W 2013 r. dziennikarze byli nękani i atakowani podczas prób relacjonowania protestów, które wybuchły w Stambule w maju, a dziesiątki zostały zwolnione lub zmuszone do rezygnacji w odpowiedzi na ich relacje z demonstracji” – pisał wówczas Freedom House.

W 2014 r., kiedy nie mógł po raz kolejny kandydować na stanowisko premiera, Erdoğan stanął do walki o fotel prezydencki. Sęk w tym, że rola głowy państwa ograniczała się wówczas do zadań czysto ceremonialnych. Dlatego już w 2017 r. w kraju odbyło się referendum konstytucyjne z inicjatywy szefa AKP. 51,4 proc. głosujących (frekwencja wyniosła 85 proc.) opowiedziało się za poprawkami, które przekształciły turecki system polityczny z parlamentarnego w prezydencki. W efekcie znacząco została wzmocniona władza Erdoğana. Uzyskał prawo wydawania dekretów, mianowania ministrów i rozwiązywania parlamentu, a także większy wpływ na wymiar sprawiedliwości. Zlikwidowany został jednocześnie urząd premiera. Opozycja wynik referendum zakwestionowała, wskazując, że nawet 1,5 mln kart do głosowania nie miało oficjalnej pieczęci.

Zapędy prezydenta ujawniały się również na innych polach. W 2019 r. Erdoğan zarządził bowiem powtórzenie głosowania w wyborach na burmistrza Stambułu, które wygrał opozycyjny kandydat z Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Ekrem İmamoğlu. O urząd walczył z kandydatem AKP Binalim Yıldırımem (w powtórzonym głosowaniu İmamoğlu również zdobył najwięcej głosów).

Popularność Erdoğana jednak nie malała. W 2018 r. wygrał w pierwszej turze kolejne wybory prezydenckie przewagą 52,59 proc. głosów. Jego pozycję znacząco osłabił dopiero kryzys ekonomiczny. „W ciągu ostatniej dekady Turcja znajdowała się na stale spadkowej trajektorii zarówno pod względem gospodarczym, jak i politycznym. Pogorszenie jej wskaźników makroekonomicznych rozpoczęło się w 2011 r., stało się widoczne w 2013 r., doprowadziło do widocznego autorytaryzmu w 2016 r., przekształciło się w kryzys gospodarczy w 2018 r., a w marcu 2020 r. stało się pełnowymiarową depresją, gdy pandemia uderzyła w gospodarki na całym świecie” – czytamy w analizie think tanku Middle East Institute.

Kryzys napędzała forsowana przez prezydenta kontrowersyjna polityka obniżania stóp procentowych. Doprowadziła do drastycznego obniżenia siły nabywczej ludności oraz rosnącej presji na krajowy system bankowy. Efekt? Lira – turecka waluta – straciła w ciągu pięciu lat 80 proc. wartości względem dolara. A inflacja w październiku ub.r. osiągnęła 85,5 proc. Z danych rządowych wynika co prawda, że w kwietniu tego roku spadła do 43,7 proc., łagodząc jednocześnie sytuację przed wyborami, które według sondaży urzędujący prezydent może przegrać właśnie z powodu wysokich kosztów życia. ©℗