Działania Pekinu wobec zagranicznych firm doradczych wskazują na dalsze osłabianie relacji z Zachodem.

Zdaniem chińskiego ministra spraw zagranicznych Qin Ganga konieczne jest ustabilizowanie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi po serii „błędnych słów i czynów”. Gang, który objął stanowisko pod koniec grudnia, spotkał się w tym tygodniu z amerykańskim ambasadorem Nicholasem Burnsem. Ale jego wypowiedzi przełomu raczej nie przyniosą. – Należy je odczytywać jako wyraz chińskiego stanowiska wobec relacji z USA. Te nie są najlepsze i zmierzają w kierunku dalszego osłabienia. Chińczycy zwykle próbują zostawić sobie pewien margines możliwości, stąd też słowa o dążeniu do stabilizacji – mówi dr Marcin Przychodniak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Pekin zawiesił kilka kanałów komunikacji z USA po ubiegłorocznej wizycie ówczesnej przewodniczącej amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi na Tajwanie. Napięcia nieco zelżały w listopadzie, gdy prezydent Joe Biden i chiński przywódca Xi Jinping spotkali się przy okazji szczytu G20, zobowiązując się do poprawy współpracy. Ale w związku z wykryciem w amerykańskiej przestrzeni powietrznej w lutym chińskiego balonu szpiegowskiego sytuacja ponownie się zaostrzyła, a sekretarz stanu Antony Blinken odłożył w czasie zaplanowaną podróż do stolicy ChRL.

Najnowsze działania władz kraju nie wskazują zresztą na chęć ustabilizowania relacji. Rozpoczęły one ogólnokrajową akcję antyszpiegowską wobec międzynarodowych firm konsultingowych, oskarżając jedną z nich – Capvision Partners – o wyciek tajemnic państwowych i związki z zagranicznymi agencjami wywiadowczymi. Funkcjonariusze dokonali zsynchronizowanego nalotu na biura przedsiębiorstwa w Szanghaju, Pekinie, Suzhou i Shenzhen – poinformowały w poniedziałek państwowe media.

Do akcji doszło po nalotach na Mintz Group w marcu, w wyniku których aresztowano pięciu pracowników i zamknięto oddział firmy. Natomiast amerykańska firma konsultingowa Bain & Company informowała, że chińscy urzędnicy odwiedzili jej szanghajskie biuro w kwietniu, a pracownicy zostali przesłuchani. – To część szerszego trendu zacieśniania kontroli przez władze, szczególnie w świetle trwających napięć między Chinami a Stanami Zjednoczonymi – mówił w rozmowie z Reutersem Ani Chaudhuri z zajmującej się bezpieczeństwem danych firmy Dasera.

Powiązane z Komunistyczną Partią Chin media przewidują, że Pekin będzie wzmacniać nadzór nad konsultingiem. „Global Times” pisał, że „organy bezpieczeństwa zintensyfikują egzekwowanie prawa przeciwko działaniom zagrażającym bezpieczeństwu narodowemu, takim jak nielegalne doradztwo”. Bo – jak przekonują – wiele zagranicznych instytucji wykorzystuje firmy konsultingowe do pracy wywiadowczej.

Shi Yinhong, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Renmin, przekonywał z kolei, że działania Pekinu stanowią odwet za podejmowane przez Waszyngton próby ograniczania Chinom dostępu do zaawansowanych technologii, w tym półprzewodników. W październiku ub.r. Departament Handlu USA wprowadził bowiem pakiet przepisów regulujących eksport określonych rodzajów procesorów i środków do ich produkcji do Państwa Środka. Rozszerzono katalog zaawansowanych półprzewodników objętych licencjonowaniem, których produkcja zarówno ma miejsce w USA, jak i w państwach trzecich, jeśli przy wytwarzaniu korzystają z amerykańskich technologii.

Mimo to Stany Zjednoczone wysyłają ostrożne sygnały, że są otwarte na współpracę z Chinami w celu zakończenia wojny w Ukrainie. – Jest możliwe, że Chiny miałyby rolę do odegrania w tym wysiłku. I to mogłoby być bardzo korzystne – stwierdził w ubiegłotygodniowej rozmowie z „The Washington Post” sekretarz stanu Antony Blinken.

Gotowość do szukania roli dla władz ChRL w rozmowach stanowi zmianę w myśleniu Zachodu. Szczególnie USA, które były sceptyczne wobec jakiegokolwiek zaangażowania Pekinu. – Tylko że Chińczycy prowadzą swoją politykę i nie widzę możliwości, by doszło do jej gruntownej zmiany. Tak, by ich udział w jakichkolwiek rozmowach prowadził do zakończenia wojny w Ukrainie w sposób, który byłby korzystny dla Ukraińców, ale i dla Europy Środkowej, NATO i Stanów Zjednoczonych – przekonuje Przychodniak. ©℗