Prezydent Francji pojechał do Chin robić interesy, a szefowa Komisji Europejskiej pogrozić komunistycznym władzom palcem. Oboje chcą rozmawiać o Ukrainie.

Spotkanie Emmanuela Macrona i Ursuli von der Leyen z przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpingiem ma się odbyć dzisiaj.

Szefowa KE ma w planach jeszcze rozmowy z premierem Chin Li Keqiangiem oraz spotkanie z unijną Izbą Handlową. Macron z kolei prowadzi swoje trzydniowe tournée po różnych regionach Chin, a wraz z nim po Państwie Środka podróżują przedstawiciele największych francuskich przedsiębiorstw szukających nowych perspektyw inwestycyjnych.

I to właśnie Macron w Pekinie zjawił się w roli dobrego policjanta. Podczas spotkania z mediami w ambasadzie francuskiej w Pekinie Macron ostrzegał przed „spiralą narastających napięć” w relacjach Zachodu z Chinami. Krytycznie również wyraził się o stopniowym odłączaniu i izolowaniu chińskiej gospodarki od europejskiego jednolitego rynku. – Nie chcę wierzyć w ten scenariusz – mówił prezydent Francji.

Trudno mu się dziwić, bowiem na pokładzie prezydenckiego samolotu znaleźli się również przedstawiciele Airbusa – którzy negocjują ze stroną chińską sprzedaż największych samolotów ze swojej oferty – jak i nuklearnego giganta EDF. Szczególnie francuski sektor jądrowy jest zainteresowany współpracą z Chinami z uwagi na niepewność technologii w procesie zielonej transformacji – wciąż nie wiadomo, czy KE zdecyduje się przyznać wyjątki kwalifikujące firmy działające w tym sektorze do unijnych subsydiów i dopłat. Macron poza otwarciem francuskiego biznesu na inwestycje w Państwie Środka zamierza również rozmawiać o umowie inwestycyjnej, którą niektórzy unijni dyplomaci oceniają jako rodzaj wabika, mającego przyciągać Pekin do UE, choć dziś wątpliwe jest, aby państwa członkowskie były zainteresowane ratyfikowaniem i wdrożeniem wspomnianej umowy wynegocjowanej trzy lata temu. Powodem jest przyznanie w niej dużych ulg i preferencyjnych warunków chińskim przedsiębiorstwom dla lokowania biznesu w UE oraz ułatwienie w przenoszeniu produkcji przez europejski przemysł do Chin. A to stoi w sprzeczności z dzisiejszym wiodącym podejściem wśród unijnych liderów.

Odłączenia, a przynajmniej znacznego osłabienia więzi łączących chińską gospodarkę z europejską, chciałaby natomiast przewodnicząca Komisji Europejskiej. Von der Leyen, która dokładnie na tydzień przed wylotem do Pekinu wygłosiła swoje wystąpienie, w którym podkreślała akceptowalne dla UE granice współpracy chińsko-rosyjskiej, przyjechała do Państwa Środka z jastrzębim i konfrontacyjnym stanowiskiem wobec Chin, bliskim wizji prezydenta Joego Bidena. Von der Leyen chce „redukować ryzyko” powiązań z Pekinem, ograniczyć dostęp Chin do europejskich technologii i znacznie zmniejszyć zależność UE od chińskich surowców i towarów. Jako zły policjant szefowa KE nie przyjechała jednak do Pekinu wyłącznie z negatywną agendą. Centralnym punktem spotkania tercetu Macron – von der Leyen – Xi Jinping będzie bowiem wojna w Ukrainie oraz potencjalne zaangażowanie Chin i UE w rozmowy pokojowe między Ukrainą a Kremlem.

Choć Zachód, w tym przede wszystkim Stany Zjednoczone odrzuciły 12-punktowy chiński plan pokojowy ze względu na brak potępienia przez Pekin Rosji, to UE nie chce tracić z oczu możliwego zaangażowania Państwa Środka w rozwiązanie konfliktu. – Przewodnicząca KE przyleciała właściwie z trzema zadaniami: zaznaczyć granicę akceptowalnej współpracy rosyjsko-chińskiej, utrzymać dyplomatyczne stosunki z Pekinem i przekonać Xi Jinpinga do spotkania z Wołodymyrem Zełenskim – mówi nam jeden z unijnych dyplomatów. Granicą dla UE – nieprzekraczalną według deklaracji zarówno Macrona, jak i von der Leyen – jest dostarczenie przez Chiny sprzętu i broni wojsku Władimira Putina. Dziś okaże się, na ile oczekiwania Brukseli znajdą odzwierciedlenie w deklaracjach przewodniczącego ChRL. Niezależnie jednak od efektów dzisiejszych trójstronnych rozmów dialog z Pekinem ma kontynuować podczas swojej samodzielnej misji w przyszłym tygodniu szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. ©℗