Ukraina bez wojny, porażka Partii Demokratycznej i etyczny zwrot big techu – tak wyglądać miał świat w mijającym roku.

Publikowane pod koniec ubiegłego roku prognozy na 2022 r. skupiły się przede wszystkim na wyzwaniach związanych z pandemią koronawirusa. Ta - zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) - miała się powoli kończyć. „Rok 2022 rok musi być końcem COVID-19” - mówił w grudniu dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus. Przekonywał, że po dwóch latach od wykrycia pierwszych przypadków „znamy wirusa bardzo dobrze i mamy wszystkie narzędzia, by z nim walczyć”. Pandemia była głównym obiektem analizy i obaw.

Koronawirus w odwrocie

Do podobnych wniosków doszedł wówczas „The Economist”, pisząc, że pandemie nie umierają, lecz zanikają. „I tak prawdopodobnie będzie w 2022 r. z koronawirusem” - napisano. Problemem miały być wyłącznie lokalne i sezonowe zaognienia, zwłaszcza w państwach o niewystarczającym poziomie wyszczepienia. „Mimo to w ciągu najbliższych lat, kiedy COVID-19 zamieni się w chorobę endemiczną jak grypa czy zwykłe przeziębienie, życie w większości państw świata prawdopodobnie powróci do normy” - przewidywano. Mniej optymistyczni byli dziennikarze „Financial Timesa”.
COVID-19 miał być w odwrocie. I w zasadzie jest. Poza Chinami / EPA/PAP
Clive Cookson ostrzegał, że na świecie pojawić się może jeszcze bardziej zakaźny wariant wirusa niż Omikron. „COVID-19 może zainfekować kolejne miliardy ludzi w 2022 r., więc byłoby zaskakujące, gdyby nie powstała mutacja, która rozprzestrzeniać się będzie jeszcze szybciej” - przekonywał. Dwanaście miesięcy później jasnych wniosków na temat przyszłości wirusa brakuje, a eksperci ostrzegają, że najnowsza fala zakażeń w Chinach może doprowadzić do pojawienia się kolejnej jego mutacji (o tym, jak obecnie wygląda stan pandemii na świecie piszemy na str. 4).

Putin nie pójdzie na wojnę

W artykule prognozującym sytuację na świecie w 2022 r. redakcja „Financial Timesa” zakładała jednocześnie, że pełnoskalowa wojna za wschodnią granicą Polski jest mało prawdopodobna. „Inwazja na dużą skalę wiązałaby się z ryzykiem poniesienia przez Rosjan ogromnych strat (...). Putin może osiągnąć wiele swoich celów bez niej: destabilizację Ukrainy, odwiedzenie sojuszników Kijowa od udzielania pomocy wojskowej, zastraszenie NATO i wymuszenie kolejnych ustępstw w rozmowach o zakończeniu walk w Donbasie. Moskwa może jednak dokonać dalszej eskalacji, zaostrzając konflikt w regionie separatystycznym, wzniecając kłopoty w innych częściach Ukrainy lub dokonując celowych wtargnięć” - komentował Ben Hall. W podobnym tonie wypowiadał się Steven Pifer z think tanku Brookings Institution. „Myślę, że w ostatecznym rozrachunku koszty, jakie poniosłaby Rosja w związku z rozpoczęciem poważnej inwazji wojskowej w Ukrainie, są znaczne i powinny ją od tego odwieść” - przekonywał w podcaście z 16 grudnia. „Po tym jak nie udało nam się przewidzieć jeźdźca apokalipsy w 2020 r. (plagi koronawirusa), nie dostrzegliśmy także zbliżania się kolejnego - w 2022 r. (wojny). Przewidzieliśmy narastający konflikt między autokracją a demokracją, ale nie spodziewaliśmy się, że konflikt ten objawi się jako wojna w Europie, która wybuchła w lutym, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę” - skwitowali w niedawnym podsumowaniu dziennikarze „Economista”.

Rok wyborów

W Stanach Zjednoczonych miało z kolei dojść do znaczących przetasowań na scenie politycznej. „Vox” przewidywał, że demokraci stracą większość w Kongresie po listopadowych wyborach połowy kadencji. „Wybory są dość przewidywalne. Z niezwykle rzadkimi wyjątkami, partia będąca u władzy traci mandaty” - przekonywał Dylan Matthews. Opinia publiczna jest, jak twierdzi politolog Christopher Wlezien, termostatyczna: społeczeństwo wybiera jedną partię, a następnie stwierdza, że jej polityka jest trochę za bardzo na lewo lub prawo i rekompensuje to sobie, przesuwając się w drugą stronę w połowie kadencji.
Ostatecznie demokraci poradzili sobie znacznie lepiej, niż się spodziewano. W 2022 r. partii prezydenta Joego Bidena udało się bowiem utrzymać większość w Senacie. Utracili ją w Izbie Reprezentantów, w której republikanie będą mieli teraz niewielką większość.
Dylan Matthews zakładał również, że na prezydenta Brazylii ponownie wybrany zostanie Jair Bolsonaro. Choć podkreślał, że ten radykalnie prawicowy antyszczepionkowiec i negacjonista klimatyczny w ubiegłorocznych sondażach plasował się za lewicowym Luizem Inácio Lulą da Silvą. Przewagę miała mu ostatecznie zapewnić zauważalna w Ameryce Południowej tendencja do reelekcji urzędujących przywódców. „Zarówno w 2010, jak i 2018 r. partia prowadząca w sondażach przez wiele miesięcy w okresie poprzedzającym sezon wyborczy, kończyła przegrywając” - pisał, dodając, że Lula został wyeliminowany z wyścigu w 2018 r. z powodu uchylonych zarzutów korupcyjnych. I choć - jego zdaniem - nie byłoby wystarczająco czasu, by lewicowego polityka skazać przed wyborami w 2022 r., „możliwe, że Bolsonaro i jego sojusznicy zdołają wypchnąć Lulę z wyścigu”.
Ostatecznie przeprowadzoną 30 października dogrywkę między kandydatami wygrał Lula, zdobywając 50,9 proc. głosów. Bolsonaro uznał wyniki wyborów i zgodził się przekazać władzę zwycięzcy.

Etyczna technologia

Sporo niespodzianek w 2022 r. przyniósł też sektor technologiczny. Kevin Werbach z Uniwersytetu w Pensylwanii w rozmowie z Aspen Institute zakładał, że po latach kontrowersji związanych z potęgą big techu, dojdzie do prawdziwej zmiany zachowań. „Firmy będą konkurować, aby wykazać swoje zaangażowanie w etyczne wykorzystanie algorytmów i ochronę prywatności. Niektóre z nich będą reagować na działania regulacyjne podejmowane przez USA, Europę i Chiny, z których wszystkie podejmą znaczące kroki w kierunku nowych wymogów prawnych” - przekonywał.
Zamiast pozytywnych zmian świat obserwował jednak przede wszystkim kontrowersyjny zakup Twittera przez miliardera Elona Muska. Ten szybko zwolnił ponad połowę pracowników platformy i przestraszył wielu z jej głównych reklamodawców. Na horyzoncie pojawiło się także ryzyko bankructwa uruchomionego w 2006 r. serwisu. Jak zauważa „New York Times”, nowy właściciel Twittera wywarł przy tym ogromny wpływ na prezesów firm technologicznych z Doliny Krzemowej. Według pisarza Johna Ganza ci spróbują teraz wykorzystać okazję, by ostro przechylić kulturę branży technologicznej na prawo. ©℗