Szef Narodowego Banku Węgier (MNB) György Matolcsy powiedział na posiedzeniu parlamentarnej komisji ds. gospodarki, że jeśli rząd będzie kontynuował dotychczasową politykę gospodarczą, kraj czeka stracona dekada. I podważył obietnice premiera Viktora Orbána o jednocyfrowej inflacji już w przyszłym roku, mówiąc, że według niego bardziej realne jest 15-18 proc. Matolcsy, który zasiadał w dwóch rządach Orbána, by w 2013 r. objąć fotel szefa MNB, po raz pierwszy w taki ostrych tonach skrytykował linię polityczną Fideszu. Swoją szczerością zaskoczył i rządzących, i opozycję.
Prezes wskazywał, że inflacja na Węgrzech jest drugą najwyższą w Unii Europejskiej po Estonii. Powoływał się na dane za październik, zgodnie z którymi wskaźnik ten wzrósł do 21,1 proc. Publikacja danych za listopad planowana jest na jutro. Sam Orbán od miesiąca przekonuje zaś, że rząd robi wszystko, żeby wskaźnik inflacji w przyszłym roku był jednocyfrowy. Gorzkich słów pod adresem rządu było jednak zdecydowanie więcej. - Jesteśmy w kłopotach. Z wielu punktów widzenia z powodu własnych decyzji - wskazywał Matolcsy. W jego opinii w 80 proc. za inflację odpowiada skokowy wzrost cen energii, który rozpoczął się w 2021 r. Stwierdzenie to stoi w całkowitej sprzeczności z komunikacją koalicji Fideszu z chadekami, która odpowiedzialnością za inflację obarcza wyłącznie sankcje energetyczne nakładane przez Unię Europejską na Rosję. We wrześniu 2021 r. Węgry podpisały 15-letnią umowę gazową z Gazpromem, która miała je uchronić przed wzrostami cen energii. To się jednak nie udało.