Szalik, który miał na sobie premier Viktor Orbán w czasie ostatniego meczu reprezentacji Węgier, stał się zarzewiem kolejnego konfliktu z sąsiadami.

Premier wybrał się na mecz Węgry–Grecja, który był jednocześnie meczem pożegnalnym Balázsa Dzsudzsáka, ulubionego piłkarza Orbána i szefa dyplomacji Pétera Szijjárty. Orbán wrzucił do sieci film, na którym zamienia z Dzsudzsákiem kilka słów (panowie są po imieniu) i otrzymuje od niego koszulkę. Uwagę obserwatorów przyciągnął jednak fakt, że Orbán miał na sobie szalik reprezentacyjny z konturem Wielkich Węgier w granicach sprzed 1920 r. Rząd od 2010 r. regularnie rozdrapuje rany związane z traktatem z Trianon i utratą po I wojnie światowej jednej trzeciej terytorium.
Premier Węgier na stadionach mistrzostw Europy w 2016 r. fotografował się z kibicami nie tylko na tle mapy dawnych Węgier, ale także napisu „Felvidék”, Górnych Węgier, jak środowiska nacjonalistyczne do dziś określają dzisiejszą Słowację. Piłka nożna sprzyja rozwojowi rewizjonizmu. Na meczach reprezentacyjnych jeden sektor zajmuje grupa kibiców zrzeszonych w organizacji Carpathian Brigade. Niejednokrotnie manifestowali oni rewizjonistyczne hasła, które zabierali nawet na Stadion Narodowy w Warszawie. Ich cechą charakterystyczną są czarne koszule z napisem „Magyarország”, Węgry. Kolor czarny nie jest kolorem barw narodowych Węgier, jest za to kolorem tamtejszych środowisk neonazistowskich. Sieć pełna jest ich zdjęć w czasie wykonywania salutu rzymskiego, niektórzy z nich mają tatuaże z symbolami nazistowskimi. Rząd roztoczył nad stowarzyszeniem parasol ochronny, broniąc ich sposobu kibicowania przed krytyką ze strony zagranicznych federacji piłkarskich.
Szalik Orbána wywołał poruszenie w rządach większości państw, których ziemie znajdują się na historycznej mapie, poza Polską (do II RP trafiły fragmenty Orawy i Spiszu), Serbią i Słowenią. Państwa reagowały różnie. Najbardziej stanowczą postawę wyraziła Ukraina. Do siedziby jej MSZ wezwano węgierskiego ambasadora. Rzecznik resortu napisał w mediach społecznościowych, że „promowanie idei rewizjonizmu na Węgrzech nie sprzyja rozwojowi stosunków ukraińsko-węgierskich i nie odpowiada zasadom polityki europejskiej”. Głos zabrał także doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak: „Krwawe wojny zaczynają się od tego samego scenariusza: mali przywódcy zaczynają marzyć o wielkich imperiach. Każdy, kto chce mieć polityczne racje w XXI w. poprzez pasożytowanie na traumach historycznych, zagraża bezpieczeństwu międzynarodowemu. Niewyuczone lekcje z historii się powtarzają. Nawet po węgiersku”.
Rumuńskie MSZ napisało w oświadczeniu, że gest premiera „stoi w sprzeczności z otwartością wokół wznowienia dwustronnego dialogu, w której duchu rumuński minister spraw zagranicznych wyraził się podczas konsultacji z premierem i swoim węgierskim odpowiednikiem podczas niedawnej wizyty w Budapeszcie”. Szef słowackiej dyplomacji Rastislav Káčer, pozostający w poważnym konflikcie z Szijjártą, oświadczył w mediach społecznościowych, że w stosunkach węgiersko-słowackich „nie ma miejsca na irredentyzm i rewizjonizm”. „Widzieliśmy, dokąd takie nastroje i plany prowadziły w 1939 r. i widzimy to na żywo w Ukrainie w postaci rosyjskiej agresji” – napisał. Dodał przy okazji, że w ostatnim czasie bywa określany jako węgierski wróg numer jeden. W sposób humorystyczny odpowiedział austriacki resort dyplomacji: „Potwierdza się wstępne podejrzenie, że Królestwo Węgier przestało istnieć ok. 100 lat temu. Przy pierwszej okazji poinformujemy naszego węgierskiego sąsiada o tym rozwoju sytuacji”.
Sam Orbán też się odniósł do zamieszania w mediach społecznościowych. Napisał, że piłka nożna to nie polityka, więc nie należy doszukiwać się w niej czegoś, czego tam nie ma. Węgierska reprezentacja jest drużyną każdego Węgra, gdziekolwiek by on nie mieszkał. Od kontekstu wojennego nie sposób było jednak uciec, szczególnie że wczoraj Parlament Europejski uznał Rosję za państwo sponsorujące terroryzm. Posłowie Fideszu zasiadający w ławach PE nie głosowali, a poseł koalicyjnej KDNP, który jako jedyny pozostał w Europejskiej Partii Ludowej, wstrzymał się od głosu. Zarówno w poprzedzających rezolucję głosowaniach, jak i w następujących po nich, europosłowie Fideszu wzięli udział. Być może o powody takiej postawy będzie można zapytać Orbána w czasie szczytu Grupy Wyszehradzkiej w Koszycach, który powinien się odbyć dzisiaj.