Ryzyko użycia broni jądrowej przez Rosję jest niskie, ale największe od ponad pół wieku.

Biden oraz Truss, różne Blinkeny i Sullivany, plujące atlantycką śliną, żądają, aby Rosja zdjęła rękę z «nuklearnego guzika». Razem nieustannie grożą nam «przerażającymi» konsekwencjami, jeśli użyjemy broni jądrowej. Ciotka z Londynu, myśląc o młodych, jest gotowa do natychmiastowego rozpoczęcia wymiany uderzeń nuklearnych z nami” – to jedna z ostatnich wypowiedzi Dmitrija Miedwiediewa. Były prezydent Federacji, który dziś najczęściej spełnia się w roli internetowego trolla, dodał, że jego kraj „ma prawo użycia broni jądrowej w odgórnie określonych przypadkach”.

Kreml, grożąc użyciem broni nuklearnej, próbuje wzbudzić strach

Kreml, grożąc użyciem broni nuklearnej, próbuje wzbudzić strach w społeczeństwach Zachodu. – Broń nuklearna służy głównie do odstraszania: ma zniechęcić do działań, czasami do zastraszania: ma wymusić zmianę już podjętych akcji. Obecnie Rosja chce zastraszyć Zachód, by zaprzestał pomocy Ukrainie, zaś sam Kijów, by przestał się bronić – tłumaczy Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. – Rosja pamięta, że tworzenie arsenałów nuklearnych było niepopularne na Zachodzie, co było widać podczas zimnej wojny. Putin wie, że takie groźby wywołują strach. I teraz znów chce to wykorzystać – dodaje.
Ale warto pamiętać, że na razie groźby Moskwy to tylko i aż komunikacja werbalna.
Tylko – bo nie widać żadnych ruchów zmierzających do faktycznego użycia przez Kreml ładunków jądrowych. Aż – bo z taką retoryką nie mieliśmy do czynienia od 60 lat, od czasów kryzysu kubańskiego. Ale zamiast panikować, lepiej na spokojnie przyjrzeć się temu, co może się zdarzyć i jakie będą tego skutki.

Broń jądrowa. Taktyczna, nie strategiczna

W bardzo dużym uproszczeniu broń jądrową można podzielić na strategiczną oraz taktyczną. Ta pierwsza to ładunki o dużej mocy przenoszone na odległość tysięcy kilometrów przez bombowce strategiczne i pociski balistyczne. Takim uzbrojeniem Rosja może zaatakować USA, lecz odpalenie czegoś tak morderczego oznaczałoby odpowiedź na poziomie nuklearnym. Na szczęście o takim scenariuszu nikt poważny nie mówi. Ta druga ma mniejszą moc i może być użyta do zniszczenia np. zgrupowań wojsk w odległości kilku setek kilometrów. Jeśli Rosja zdecydowałaby się na użycie atomu, to byłaby to właśnie broń taktyczna.
Przy czym nie od razu musi zostać zdetonowana na polu walki. – Na początku Kreml może ją wykorzystać w celach demonstracyjnych, wtedy pewnie wybuch nastąpiłby w pobliżu frontu, lecz daleko od ludzi, np. na Morzu Czarnym – wyjaśnia amerykański gen. Philip Mark Breedlove, który dowodził wojskami Sojuszu Północnoatlantyckiego w Europie w latach 2013–2016. Jeśli to nie zmieniłoby nastawienia Zachodu do Rosji i nie zmusiło Ukrainy do poddania się, możliwe są kolejne kroki. – Drugi to detonacja wysoko w powietrzu, wtedy zniszczenia materialne na ziemi nie są istotne, ale impuls elektromagnetyczny powoduje duże straty w sprzęcie elektronicznym. I trzeci: użycie broni już na polu walki – tłumaczy wojskowy. Problemem w tym ostatnim przypadku byłoby to, że oprócz kilku czy nawet kilkudziesięciu tysięcy ofiar po stronie Ukrainy, skutki uderzenia odczuliby też rosyjscy żołnierze. I choć dowództwo wojsk Federacji nieszczególnie przejmuje się liczbą ofiar podczas trwającej wojny, to jednak użycie broni atomowej mogłoby się odbić mocnym negatywnym echem w samej Rosji.
Warto sobie jednak uświadomić, że użycie tego rodzaju pocisków jest trudne bez wiedzy Zachodu. „Jeśli Putin zdecyduje się zaatakować Ukrainę taktyczną bronią nuklearną krótkiego zasięgu, to będzie musiała ona zostać pobrana z obiektu Obiekt S – takiego jak Biełgorod-22, znajdującego się zaledwie 40 km od granicy z Ukrainą – i przetransportowana do baz wojskowych. Miną godziny, zanim będzie gotowa do użycia: czas zajmuje połączenie głowic z pociskami manewrującymi lub pociskami balistycznymi czy załadowanie bomb wodorowych do samolotów. Stany Zjednoczone najprawdopodobniej będą śledzić ruch tej broni w czasie rzeczywistym: za pomocą obserwacji satelitarnej, kamer ukrytych przy drogach czy lokalnych agentów z lornetką” – pisał w czerwcu Eric Schlosser na łamach „The Atlantic”. Podobny scenariusz sugerował Breedlove.
W tym czasie najpewniej nastąpiłaby seria ostrzeżeń ze strony USA, podobnie jak to się działo przed 24 lutego i rozpoczęciem inwazji na Ukrainę. Wtedy przez kilka dni amerykańscy urzędnicy nagłaśniali ruchy wojsk Federacji i zapowiadali, co się może wydarzyć. Niestety, wówczas to Rosjan nie powstrzymało.

Atomowa puszka Pandory

Jeśli mimo wszystko Kreml zdecydowałby się na wykorzystanie taktycznej broni jądrowej, to skutki dla świata byłyby jeszcze bardziej odczuwalne niż dotychczasowa wojna w Ukrainie. Ale nie chodzi o to, że wszyscy byśmy zostali napromieniowani. Bo wbrew pozorom ludzkość miała do czynienia z wybuchami jądrowymi dosyć dużo. – W XX w. przeprowadzono ponad 2 tys. detonacji broni atomowej, z czego dużą część w powietrzu. Rekordowy był zwłaszcza rok 1962, gdy dokonano 139 napowietrznych i podziemnych eksplozji. Detonowali Amerykanie, Rosjanie, Francuzi oraz Brytyjczycy. Rosjanie rok wcześniej na Nową Ziemię zrzucili największą bombę atomową w historii, Car Bombę – wyjaśnia Norbert Bączyk, historyk wojskowości prowadzący m.in. podcast „Wojenne Historie”.
Ale politycznie zmieniłoby się wiele, bo zareagowałby Zachód. Jak? – To zależy od tego, w jaki sposób broń ta zostałaby użyta przez Rosjan – mówił podczas niedawnego Warsaw Security Forum gen. David Petraeus, który dowodził m.in. amerykańskimi wojskami w Iraku i Afganistanie oraz był szefem CIA. – Możliwe, że USA z koalicją chętnych państw mogłyby się zaangażować konwencjonalnie w to, by unicestwić wojska rosyjskie w Ukrainie czy Flotę Czarnomorską – dodał.
– Odpowiedź Zachodu musiałaby być zdecydowana. Najpewniej konwencjonalna, ale taka, która by odmieniła losy wojny. Trzeba traktować groźby Kremla poważnie, ale też należy zdawać sobie sprawę z tego, że koszty po stronie Rosji byłyby gigantyczne. Użycie taktycznej broni jądrowej nie jest racjonalne, bo przecież nie ma gwarancji, że mimo kosztów osiągnąłby swój cel polityczny, czyli zmusił Ukrainę do kapitulacji. Oczywiście, nie wiadomo, czy Putin porusza się w tej samej racjonalności co Zachód – stwierdza Lorenz. Nie wiemy, co rosyjski prezydent myśli, ale jest pewne, że postawa rosyjskich wojsk w Ukrainie, słabość obrony przeciwlotniczej i nieprecyzyjność broni precyzyjnej sprawiają, że jeśli miałoby dojść do odpowiedzi konwencjonalnej, to wojska amerykańskie z niewielkim udziałem sojuszników wojnę w Ukrainie byłyby w stanie rozstrzygnąć w krótkim czasie.
Wydaje się też, że na obecne sankcje, nawet jeśli właśnie przyjęto ich ósmy pakiet, można by wówczas patrzeć jak na niewinne igraszki i że Rosja zostałaby całkowicie odcięta od Zachodu. I choć już teraz oficjele NATO przestrzegają Kreml, że riposta będzie niszcząca, to nikt do końca nie chce doprecyzować, co dokładnie może się wydarzyć. Ta niepewność jest zamierzona, także na tym w pewnym sensie polega odstraszanie. Przeciwnik musi się nastawić na każdy scenariusz.
Ale wydaje się, że w przypadku użycia broni jądrowej przez Putina Rosja straciłaby poparcie Chin i Indii. Jak informował German Marshall Fund, unijni dyplomaci już otrzymują takie sygnały z Pekinu. Jest to o tyle zrozumiałe, że użycie tego rodzaju broni po raz pierwszy od 1945 r. otworzyłoby atomową puszkę Pandory. Brak bardzo dotkliwego ukarania Moskwy przez społeczność międzynarodową mógłby zachęcić do podobnego działania Koreę Północną czy Pakistan, a to nie byłoby na rękę ani Chinom, ani Indiom. Konsekwencje mogłyby iść jeszcze dalej. Choć podpisany w 1968 r. traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej bywa często podważany, to wydaje się, że po detonacji bomby przez Rosję mógłby przestać obowiązywać. Bo kraje, które technologicznie i finansowo mogą sobie pozwolić na pozyskanie broni atomowej, m.in. Japonia czy Korea Południowa, mogłyby być skłonne do rezygnacji z nuklearnego parasola, który obecnie zapewniają im Stany Zjednoczone, i postawić na własne rozwiązania. A to na pewno nie byłoby w interesie Chin, ale także Rosji, która formalnie wciąż pozostaje z Japonią w stanie wojny.

Atomkalipsa słabości. Grożenie atomówką wyrazem rosyjskiej słabości?

Warto też pamiętać o tym, że temat jądrowy stał się tak aktualny, ponieważ Ukraińcy odnoszą sukcesy i wyzwalają zagarnięte przez Rosjan terytoria. Grożenie atomówką jest więc wyrazem rosyjskiej słabości, a nie siły. Na Kremlu najwyraźniej zorientowali się, że wygranie wojny konwencjonalnie może się okazać niemożliwe.
Generał Petraeus stwierdził wręcz, że „nawet użycie broni atomowej nie zmieni dynamiki wojny” i Ukraina odbije wszystkie albo większość okupowanych terytoriów; trudno też oczekiwać, by Zachód wycofał się ze wspierania Kijowa. Rubikon został przekroczony, bo nawet Niemcy w ostatnich tygodniach zdecydowali się na kolejne dostawy broni do Kijowa.
Lecz nawet „tylko” mówienie o eskalacji jądrowej ma skutki. Od tak przyziemnych jak to, że wiele osób zaczyna sprawdzać w internecie, do czego służy jodek potasu, po poważniejsze, jak komunikat prezydenta Andrzeja Dudy, że rozmawiamy o przystąpieniu do natowskiego programu „Nuclear Sharing”, zakładającego, że amerykańskie bomby jądrowe mogą być przenoszone przez samoloty sojuszników.
Ten temat nie jest nowy. Już w 2015 r. mówił o nim wiceminister obrony, a dziś ambasador Polski przy NATO Tomasz Szatkowski. Później powrócił w 2020 r., w czasie, gdy Niemcy zastanawiali się nad wyborem nowego samolotu bojowego i niejasne było, czy te maszyny będą miały zdolności do przenoszenia tego typu bomb. Teraz już wiadomo, że tak. Na takie wypowiedzi należy patrzeć jako na część komunikacji strategicznej: NATO jest sojuszem nuklearnym i wszyscy jego członkowie są objęci tego typu parasolem ochronnym. Podobnym sygnałem były ostatnio niezapowiedziane ćwiczenia bombowców strategicznych Francji.
Tak więc jeśli w najbliższym czasie dojdzie do zapowiadanego testu rosyjskiego pocisku „Posejdon” czy wzmożonej retoryki kremlowskich propagandzistów, warto do tego podejść z pewnym spokojem. Odpalenie taktycznego pocisku jądrowego przez Rosję będzie oznaczać przyspieszenie jej porażki. Żadne znaki nie wskazują na to, że w najbliższym czasie miałoby dojść do użycia broni strategicznej.