Ukraińcy coraz odważniej atakują cele wojskowe na terenach uważanych przez Moskwę za własne.
Ukraińcy coraz odważniej atakują cele wojskowe na terenach uważanych przez Moskwę za własne.
Na okupowanym przez Rosję Krymie zniszczono wczoraj dwa cele wojskowe. Okoliczności wskazują na atak ze strony Ukrainy, choć Kijów nie wziął za niego oficjalnie odpowiedzialności. Półwysep, militaryzowany nieprzerwanie od aneksji w 2014 r., stanowi dla Rosjan ważne zaplecze południowej części frontu. Dokładnie tydzień wcześniej zaatakowano z powietrza lotnisko wojskowe w Nowofedoriwce pod Sakami, niszcząc co najmniej 10 samolotów wojskowych. Prokremlowskie kanały internetowe pytały wtedy, dlaczego nie zadziałała obrona przeciwlotnicza.
Do pierwszych wczorajszych wybuchów doszło o 6.15 miejscowego czasu we wsi Majśke nieopodal Dżankoju, w północnej, stepowej części Krymu. Ogień strawił magazyny z amunicją, położone nieopodal linii kolejowej łączącej półwysep z zapleczem frontu w okupowanej części obwodu chersońskiego. Rosjanie wstrzymali ruch kolejowy na tej trasie. Eksplozje trwały jakiś czas; okupacyjne władze Krymu nakazały ewakuację 2 tys. mieszkańców z pięciokilometrowej strefy zagrożenia. Ukraińcy twierdzą, że w tym miejscu znajdowały się też zestawy artyleryjskie, które miały zostać przerzucone do obwodów chersońskiego i zaporoskiego w przededniu Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia, by wzmóc ostrzał miast, zwłaszcza Mikołajowa. Szef rosyjskiej administracji półwyspu Siergiej Aksionow mówił, że w wyniku eksplozji dwie osoby odniosły obrażenia. Państwowa agencja TASS podała, że doszło do niej na terenie dawnego gospodarstwa rolnego, gdzie umiejscowiono tymczasowy skład amunicji.
Doradcy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego nie posiadali się z radości. Mychajło Podolak określił zdarzenie mianem „demilitaryzacji w akcji”, nawiązując do oficjalnego celu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, o którym w wojennym przemówieniu 24 lutego mówił prezydent Władimir Putin. „Krym w normalnym państwie to Morze Czarne, góry, odpoczynek i turystyka. A Krym okupowany przez rosyjskich bojowników to wybuchy magazynów i rosnące śmiertelne niebezpieczeństwo dla najeźdźców i złoczyńców” – komentował Podolak. Jeden z liderów środowisk krymskotatarskich, deputowany ukraińskiej Rady Najwyższej, Refat Czubarow, napisał wprost, powołując się na własne źródła, że skład amunicji „został trafiony”. Sami Rosjanie, w przeciwieństwie do ostrzału Nowofedoriwki, tym razem nie twierdzą, że był to nieszczęśliwy wypadek związany ze złamaniem zasad bhp na terenie jednostki. Resort obrony Rosji podał, że w następstwie „dywersji” uszkodzono m.in. obiekty infrastruktury elektroenergetycznej. „The New York Times”, powołując się na źródła ukraińskie, stwierdził, że sabotażu dokonał elitarny oddział operujący na tyłach wroga.
Kilka godzin później kłęby gęstego dymu pojawiły się nad bazą lotnictwa wojskowego w Hwardijśkem koło Symferopola. Szef grupy dziennikarskiej Christo Grozew podał, że w tym miejscu stacjonowały 24 samoloty Su-24M i Su-25SM. Zdaniem Grozewa ataku dokonano za pomocą amunicji krążącej, czyli dronów kamikaze. „Operacja «demilitaryzacja» w jubilerskim stylu sił zbrojnych Ukrainy będzie kontynuowana aż do pełnej dezokupacji ukraińskich terytoriów. Nasi żołnierze są najlepszymi sponsorami dobrego humoru. Krym to Ukraina” – komentował szef biura prezydenta Andrij Jermak. Kolejne ataki na półwysep jeszcze bardziej pogorszyły nastroje wśród Rosjan, których setki tysięcy osiedlono tam po 2014 r. Na wjazd na most łączący Krym z Krajem Krasnodarskim czeka się w kilkugodzinnych kolejkach. Panikę wzmagają padające z ust ukraińskich polityków sugestie, że kolejnym obiektem ataku może być właśnie to zbudowane kosztem 230 mld rubli (17 mld zł – red.) połączenie drogowe.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama