Jatom: Istnieją porozumienia między Izraelem a Rosją, które pozwalają naszym samolotom operować nad Libanem i Syrią

ikona lupy />
Dani Jatom, były poseł z ramienia Partii Pracy, szef Mosadu w latach 1996-1998 / Wikipedia
W ubiegłym tygodniu Turcja poinformowała, że wkroczy do północnej Syrii. Jednocześnie część swoich wojsk wycofuje stamtąd Rosja, wzbudzając podejrzenia, że to Iran przejmie po niej rolę najbliższego sojusznika władz w Damaszku. Jak pan ocenia tę sytuację?
Nie mam pewności, czy Turcja naprawdę planuje atak na Syrię. W ostatniej dekadzie w stosunkach między tymi państwami często dochodziło do wzlotów i upadków. Nie sądzę też, by Iran miał się stać lepszym i bardziej istotnym sojusznikiem Damaszku. Myślę, że zarówno Rosja, która powoli wycofuje się z Syrii ze względu na inwazję na Ukrainę, jak i sama Syria nie są zadowolone z tego, że na jej terytorium rozmieszczane są siły Iranu. Dlatego sądzę, że w najbliższej przyszłości - ponieważ bardzo trudno jest przeprowadzić jakąkolwiek analizę dotyczącą sytuacji długoterminowej - najbardziej wpływowym aktorem pozostanie Moskwa. Nie wiem, jaki dokładnie wpływ będzie miała na ten kraj nowa sytuacja w Ukrainie, ale Syryjczycy zrobią wszystko, żeby uniknąć głębszego zaangażowania Teheranu i Ankary.
Jak pan ocenia dotychczasową rolę Kremla w Syrii?
Rosjanie uratowali Baszara al-Asada. W Syrii działały bojówki z Iraku, Afganistanu i wielu innych miejsc. Dopiero pojawienie się Rosjan sprawiło, że położono temu kres. Możliwości działania Iranu także zostały ograniczone. Choć w kraju wciąż nie doszło do pełnej stabilizacji, sytuacja zaczęła się uspokajać. Myślę, że dopóki Iran, Hezbollah, Hamas, Stany Zjednoczone, a nawet państwa Zatoki Perskiej będą się tam wzajemnie odstraszać - czyli dopóki będzie istniała równowaga w tym zakresie - sytuacja nie pogorszy się zbyt szybko. Trzeba jednak pamiętać, że mówimy o Bliskim Wschodzie. Ja mogę analizować warunki, jakie panują tam dziś, a jutro wszystko może ulec zmianie.
Potencjalnie mogłoby jednak dojść do całkowitego wycofania się Rosji z Syrii. Co oznaczałoby to dla Izraela?
Z jednej strony Izrael będzie miał wówczas większą swobodę działania. Z drugiej, wszystko się może skomplikować. Dzięki temu, że Rosjanie kontrolują Syrię, istnieją porozumienia między nami a Moskwą, które pozwalają izraelskim samolotom operować w przestrzeni powietrznej Libanu i Syrii. Sądzę więc, że wycofanie się Rosji mogłoby jeszcze bardziej zdestabilizować sytuację.
Czy to znaczy, że wojna w Syrii eskaluje?
Na pewno będziemy obserwować wzmożenie napięć między Syrią a Iranem, Syrią a Turcją, a także Syrią a Izraelem. Widmo zaostrzenia sytuacji wisi nad całym regionem. W Libanie może dojść do kolejnej wojny domowej.
Dlaczego?
Sytuacja w Libanie jest trudna. Ten brak stabilności ciągnie się od wielu lat, również z powodu napięć między poszczególnymi grupami etnicznymi. Spójrzmy na wyniki ostatnich wyborów. Bardzo trudno będzie komukolwiek stworzyć stabilną koalicję. Poza tym Liban znajduje się na skrzyżowaniu wielu sprzecznych interesów. Z jednej strony Iran, z drugiej Izrael z całkowicie innymi założeniami i celami. Do tego dochodzą grupy szyickie powiązane z Gwardią Rewolucyjną. Irańczycy nadal będą próbowali poszerzać wpływy w Bejrucie. Nie sądzę co prawda, by Hezbollah był dziś zainteresowany rozpoczęciem pełnoskalowej wojny z Izraelem. Musimy być jednak gotowi, bo jeśli na południu Libanu agresji dopuści się Hamas, to na północy szybko mogłoby dojść do wybuchu ze strony Hezbollahu. Wiemy, że Hamas zaczął już zapuszczać korzenie w libańskiej ziemi. Buduje tam swoje punkty dowodzenia.
Czy w takim razie Izrael będzie częściej dopuszczał się ataków na Syrię i Liban?
Rozmawiamy, opierając się na informacjach ze źródeł zagranicznych. Izrael od czasu do czasu podejmuje działania na terytorium Syrii, ale tylko przeciwko celom, które zagrażają bezpieczeństwu naszego państwa. Zakładam, że ta polityka będzie kontynuowana. Jeśli chodzi o Liban, to w zeszłym tygodniu opublikowano informacje, z których wynika, że jeśli Hezbollah wystrzeli rakiety przeciwko Izraelowi, to my całkowicie zniszczymy to państwo. Tak długo, jak nie będzie sposobu na rozróżnienie między Libańczykami a członkami Hezbollahu, którzy mieszkają w ich domach i wsiach, Izrael nie będzie atakował tylko celów rebeliantów, jak to miało miejsce podczas ostatnich wojen między Izraelem a Libanem. Zaatakuje także cele infrastrukturalne, co zrujnuje całe państwo i cofnie je o kilkadziesiąt lat wstecz.
Turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu w ubiegłym tygodniu odwiedził Izrael. To pierwsza tego typu wizyta od 15 lat, świadcząca o tym, że relacje obu państw ulegają poprawie. Biorąc jednak pod uwagę wydarzenia w regionie, czy bliższy sojusz jest możliwy?
Tak, lepsze stosunki są możliwe. Turcja i Izrael mają wiele wspólnych interesów. Dotyczą przede wszystkim relacji z muzułmańskimi państwami w regionie, głównie w Zatoce Perskiej. W grę wchodzą także nie najlepsze stosunki Turcji ze Stanami Zjednoczonymi. Ale i z Europą, bo z nią Turcy również się ostatnio nie dogadują. Zrozumiałe jest więc, dlaczego Ankara zmienia politykę wobec Izraela. Tak samo zrozumiałe jest, dlaczego Izrael formalnie tę zmianę akceptuje. Rozwijamy strategię opartą na zaprzyjaźnianiu się z jak największą liczbą państw w naszym otoczeniu.
Rozmawiała Karolina Wójcicka