- Jeśli wybory wygrałby oponent Macrona, wielką niewiadomą byłoby, jak zachowa się w sytuacji kryzysu. Dlatego choć obecny prezydent nie jest kandydatem idealnym, może okazać się lepszym wyborem od pozostałych - mówi w rozmowie z DGP Joséphine Staron, ekspertka francuskiego think tanku Synopia, doktor Uniwersytetu Sorbona w Paryżu.

ikona lupy />
Joséphine Staron, ekspertka francuskiego think tanku Synopia, doktor Uniwersytetu Sorbona w Paryżu / Materiały prasowe
Pierwsza tura wyborów prezydenckich we Francji odbędzie się za niewiele ponad tydzień. Oficjalną kampanię zainaugurowano kilka dni temu, ale oczy wyborców skierowane są na Ukrainę.
Wojna wpłynęła na kampanię w ogromnym stopniu. Prezydent Emmanuel Macron ogłosił swój start już po jej wybuchu, dlatego nie doszło nawet do żadnej prawdziwej debaty pomiędzy nim a pozostałymi kandydatami. Poza tym Ukraina to jedyny temat, o którym się teraz rozmawia. Przegranymi tej sytuacji okazali się kandydaci skrajnej prawicy - Marine Le Pen (liderka Zjednoczenia Narodowego - red.) i Éric Zemmour (przywódca założonej niedawno partii Reconquête - red.). To osoby, które Władimira Putina broniły do ostatniej chwili. Stawali po jego stronie nawet na kilka tygodni przed rozpoczęciem inwazji. Mówili wówczas, że Putin nigdy nie pójdzie na wojnę z Ukrainą. Później musieli się konfrontować w tej kwestii z elektoratem. Zostali zdyskredytowani. Macron zaczął się wtedy jawić jako jedyna osoba, która może postawić się Putinowi i rządzić państwem w czasie, kiedy w Europie trwa wojna. Większość Francuzów, którzy byli rozdarci pomiędzy głosowaniem na Macrona a centroprawicową Valérie Pecresse (związaną z Partią Republikańską - red.) czy lewicowego Jeana-Luca Mélenchona (lidera Niepokornej Francji - red.), uznała, że to urzędującemu prezydentowi ufają najbardziej. Dopiero dzień wyborów pokaże jednak, czy słowa te przełożą się na jego faktyczne zwycięstwo.
W sondażach poparcie dla prorosyjskich kandydatów, jak Le Pen czy Zemmour, nie zmieniło się znacząco od wybuchu wojny.
Właściwie to poparcie dla Le Pen nawet wzrosło. Odbyło się to jednak kosztem Zemmoura. Dla mieszkańców Francji Le Pen jest bardziej wiarygodną polityczką niż człowiek, który nigdy wcześniej nie należał do żadnej partii. Ci, którzy wahali się pomiędzy tą dwójką, teraz częściej wybierają kandydatkę Zjednoczenia Narodowego.
Kilka lat temu Le Pen finansowała kampanię swojej partii dzięki pożyczkom z rosyjskiego banku. Osobiście odwiedziła też Putina na Kremlu. Jej powiązania z Moskwą nie mają dla wyborców skrajnej prawicy znaczenia?
Dla wielu faktycznie nie mają. Głosują na nią ze względu na program gospodarczy, a nie podejście do inwazji. Pamiętajmy jednak, że większość Francuzów wojny nie popiera. Kiedy się zaczęła, Le Pen musiała tłumaczyć się publicznie ze wszystkiego, co wcześniej na temat Putina mówiła, i potępić działania Kremla w Ukrainie. Jej wyborcy uznali to za wystarczające przeprosiny.
Z czego wynika przejście wyborców Pecresse czy Mélenchona do obozu Macrona?
W chwilach takich jak ta ludzie nie szukają zmiany. Potrzebują kontynuacji przywództwa. To czas wielkiej improwizacji, dlatego chcą widzieć u władzy osobę, którą już znają. Żaden z polityków, którzy z Macronem konkurują, nie sprawował nigdy rządów. Jeśli wygrałby któryś z jego oponentów, wielką niewiadomą byłoby, jak zachowa się w sytuacji kryzysu. Dlatego choć Macron nie jest kandydatem idealnym, okazał się lepszym wyborem od pozostałych. To wyłącznie zasługa Ukrainy. Wcześniej jego pozycję do góry wywindowała jedynie pandemia koronawirusa. Doszło do tego z podobnych względów psychologiczno-socjologicznych co teraz. Jeśli spojrzymy jednak na politykę wewnętrzną, ocena jego działalności nie jest już tak wysoka. Nie wiadomo więc, jakie byłyby losy Macrona, gdyby wojna nie wybuchła. W obecnej sytuacji trudno mówić w ogóle o jakimkolwiek wyborze. Według mnie mamy po prostu do czynienia z przedłużeniem władzy urzędującego prezydenta. Z prawdziwymi wyborami mielibyśmy do czynienia, gdyby debata publiczna odbywała się normalnie.
Macron do rosyjskiej agresji podszedł w dość nietypowy sposób. Postępuje inaczej niż przywódcy pozostałych państw Zachodu. Jego częste telefony do Putina spotykają się z prześmiewczymi reakcjami w Europie. Jak podchodzą do tego Francuzi?
Na początku też z niego kpili. Faktycznie słynne już spotkanie z Putinem w Moskwie przy bardzo długim stole było dość śmieszne. Później, kiedy sprawa stała się zdecydowanie bardziej poważna, a Moskwa rozpoczęła inwazję, ludzie zaufali Macronowi.
Dlaczego?
Był pierwszym europejskim przywódcą, który zaczął rozmawiać z Putinem. Dialog zainicjował jeszcze przed inwazją. Ludzie to dostrzegają i doceniają. Większość obywateli popiera teraz strategię Macrona. Nawet jego przeciwnicy twierdzą, że całkiem dobrze radzi sobie z kryzysem - m.in. to dlatego tegoroczne wybory nie będą w pełni obiektywne.
Podczas wizyty w Polsce prezydent USA Joe Biden nazwał Putina rzeźnikiem. Macron ostrzegł przed dalszą eskalacją walki na słowa i czyny oraz stwierdził, że sam nie nazwałby rosyjskiego przywódcy w ten sposób. Z czego wynika taka ostrożność w krytyce Kremla?
Macron ma poczucie odpowiedzialności. Jest przecież prezydentem kraju, który posiada broń nuklearną. Kto musiałby się w konflikt zaangażować, gdyby ten jeszcze bardziej się zaostrzył i przybrał charakter jądrowy? Francja miałaby do odegrania wówczas bardzo dużą rolę. Macron, jako jej prezydent, ponosi odpowiedzialność, której nie ponoszą inni Europejczycy. To on musiałby podjąć decyzję o naciśnięciu guzika jądrowego. W podobnej sytuacji są Amerykanie czy Brytyjczycy. Jest ostrożny także ze względu na to, że to on rozpoczął dialog z prezydentem Rosji. I nie chce, by drzwi tego dialogu się zamknęły. Dąży do tego, by ten konflikt zakończył się w możliwie najbardziej pokojowy sposób. Uważa, że jego strategia nie powinna polegać na doprowadzeniu Putina do jeszcze większej wściekłości niż ta, którą odczuwa wobec innych państw europejskich i Amerykanów. Macron nie chce powielać np. polityki prezydenta USA Joego Bidena, dlatego jego posunięcia są bardziej ostrożne, odpowiedzialne. Nie oznacza to, że Francja pozostaje obojętna. Poprosiliśmy m.in. większość naszych firm o zaprzestanie działalności w Rosji, pomimo bardzo dużych strat ekonomicznych, jakie będzie to miało dla naszych przedsiębiorstw i całego rynku francuskiego.
Rozmawiała Karolina Wójcicka