Po zablokowaniu drogi morskiej, która była dotychczas głównym kanałem eksportu ziarna, władze planują przenieść dostawy na tory

– Transport odbywający się przez nasze porty i nasz rynek to na ogół dobra wiadomość dla polskiego sektora rolno-spożywczego – mówi Jakub Olipra, analityk ds. rynków rolnych w Credit Agricole.
Kłopotem jest jednak logistyka, działająca na korzyść innych kierunków. Koleje Ukrainy twierdzą, że są w stanie dostarczyć 150 wagonów zbożowych (ok. 70 ton każdy) dziennie do Rumunii, 45 do Polski, 17 na Węgry i 60 na Słowację. Do zamknięcia dzisiejszego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi od PKP Cargo i Polskich Linii Kolejowych, czy planują wesprzeć ukraińskie działania.
W niedzielę wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk po rozmowach z przedstawicielami ukraińskich władz potwierdził, że wschodni sąsiedzi oczekują wsparcia ze strony Polski. Wskazywał, że oprócz samego eksportu zbóż przez nasz kraj może też chodzić o przetwórstwo produktów. Na antenie TVP przypomniał bowiem, że w wyniku działań wojennych zniszczono część zakładów przetwarzających żywność.
Według ekspertów większy napływ surowców rolnych z Ukrainy nie uderzy w interesy rodzimych producentów, bo cena u nas i tak jest determinowana tym, co się dzieje na światowym rynku. – Ukraińskie zboże nas nie zaleje i nie doprowadzi do załamania cen – mówi Jakub Olipra. Jak dodaje, zwiększy się natomiast dostępność produktów zbożowych. – To ważne, bo część producentów mięsa boryka się już z trudnościami na rynku pasz. Dodatkowa podaż ułatwi im działalność – zaznacza. Z tego powodu w interesie polskiego rolnictwa byłby duży napływ zboża z Ukrainy.
Agrounia sprzeciwiała się wcześniej „niekontrolowanemu importowi żywności do Polski”, ale zawiesiła swoje protesty z powodu wojny w Ukrainie.
Położenie geograficzne sprzyja jednak oparciu ukraińskiego eksportu na połączeniach z Rumunią. – Eksport przez ten kraj jest dla Ukrainy korzystniejszym rozwiązaniem ze względu na bliskość portu w Konstancy, z którego o wiele bliżej do Morza Śródziemnego, a w konsekwencji krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. Droga z Bałtyku jest dłuższa, a tym samym droższa, stąd zapewne to właśnie Rumunia będzie priorytetowym kierunkiem dla Ukrainy – przypomina ekspert Credit Agricole.
Transport kolejowy nie zastąpi jednak potencjału portów Morza Czarnego i Morza Azowskiego zablokowanych obecnie przez siły rosyjskie. Według Kijowa dzięki nim Ukraina była w stanie eksportować ok. 200 tys. ton zboża dziennie. Transport drogą kolejową oznacza możliwość przewiezienia zaledwie jednej dziesiątej tego wolumenu.
Przyjęcie dostaw ukraińskiego zboża przez sąsiadów miałoby duże znaczenie gospodarczo-polityczne. Jak szacował w ubiegłym tygodniu Nikołaj Gorbaczow, prezes Ukraińskiego Związku Zbożowego, wstrzymanie eksportu zboża spowoduje utratę 50 proc. wszystkich dochodów dewizowych państwa, czyli ok. 21–27 mld dol. Dlatego Kijów łagodzi swoją politykę zakazu eksportu w warunkach wojennych. Zniesiono już m.in. ograniczenia w eksporcie oleju kukurydzianego i słonecznikowego. Producenci apelowali o taki ruch, by zdobyć środki na kolejne zasiewy. A tych będzie już znacząco mniej – notowany na warszawskiej giełdzie spożywczy Kernel Holding przyznaje, że jego powierzchnia zasiewów będzie w tym roku niższa o 25 proc. w wyniku działań wojennych, a zbiory zbóż i słonecznika spadną o 35–40 proc.
Ukraiński rząd przeprowadził ankietę wśród 2,5 tys. tamtejszych rolników. Wyniki potwierdziły, że mają oni do dyspozycji ok. 70 proc. potrzebnych nasion i nawozów, lecz zaledwie 20 proc. niezbędnego do zasiewów paliwa. Problemem są też braki kadrowe spowodowane migracją i udziałem rolników w walkach. ©℗