Nie widać wielu krajów, które mogłyby podjąć się mediacji między Ukrainą a Rosją. Na krótkiej liście są Chiny, Indie i Izrael.

Krwawa inwazja na Ukrainę zjednoczyła Europę, mobilizując kontynent wojskowo, politycznie i dyplomatycznie na historyczną skalę. Do sankcji Unii Europejskiej na Rosję dołączyła nawet neutralna Szwajcaria. Finlandia nad Dniepr wysyła broń i – budząc gniew Kremla – rozpoczyna szeroką debatę na temat wejścia do NATO. Tym samym trudno już sobie wyobrazić scenariusz, w którym kraje te mogłyby odgrywać rolę mediatora w konflikcie. Wątpliwe, by dla Rosji było to do zaakceptowania. A w nie tak dalekiej przeszłości to w Helsinkach i Genewie spotykali się przywódcy USA i Rosji.
Lista potencjalnych pośredników w rozmowach między Kijowem i Zachodem a Moskwą zdaje się kurczyć. Jednocześnie poza Europą nie brakuje państw, które utrzymują co najmniej poprawne relacje ze stronami konfliktu i mogłyby być zaakceptowane w mediacjach. Na pierwszy plan wysuwają się Chiny, do których o dyplomatyczne zabiegi wobec Moskwy Stany Zjednoczone apelują już od miesięcy. W Waszyngtonie i Kijowie panuje przekonanie, że jeśli ktoś spoza granic Rosji ma szanse wpłynąć na Władimira Putina, to jest to właśnie Pekin. Jednocześnie w USA wyraźna jest obawa przed jednoznacznym opowiedzeniem się przez Chiny po stronie Rosji.
We wtorek komunistyczne władze Chińskiej Republiki Ludowej zasygnalizowały, że są gotowe do podjęcia roli mediatora. Nastąpiło to po telefonicznej rozmowie szefów MSZ Ukrainy i Chin Dmytra Kułeby i Wanga Yi. Komunikat strony chińskiej mówił o zaniepokojeniu „krzywdami wyrządzanymi cywilom” i poszanowaniu „terytorialnej integralności wszystkich państw”. „Financial Times” ocenia, że to zmiana tonu. Eleanor Olcott, korespondentka brytyjskiej gazety w Państwie Środka, przekonuje, że mamy do czynienia z „uznaniem na najwyższych szczeblach w Chinach, że trwa konflikt i że priorytetem dla chińskich urzędników jest rozwiązanie go na drodze negocjacji”. „To pierwszy sygnał ze strony ukraińskiej, że liczą na pomoc Chin w przyspieszeniu negocjacji dotyczących zakończenia konfliktu” – twierdzi dziennikarka.
„FT” przypomina, że od początku putinowskiej inwazji na Ukrainę komunistyczne władze w Pekinie stosowały słowną gimnastykę, media pisały o „serii wojskowych ćwiczeń”, a dyplomaci o „kombinacji czynników”. Jednocześnie Chiny nie były przeciw, lecz wstrzymały się w głosowaniu nad projektem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której wyrażono ubolewanie nad agresją Rosji. Była to spora ulga dla tych na Zachodzie, którzy obawiali się szybkiej materializacji bliskiego sojuszu Pekin–Moskwa. W końcu jeszcze w lutym ChRL wyraziły „poparcie i zrozumienie” dla wystosowanych wobec Zachodu i Ukrainy żądań. Mimo to w polityce chińskiej nie doszło do radykalnej zmiany. „FT” zauważa, że próżno szukać komunikatów, które mówią wprost o inwazji. Niezmienna pozostaje krytyka NATO; we wtorek chińskie MSZ oświadczyło, że „regionalnego bezpieczeństwa nie da się osiągnąć przez poszerzanie militarnych bloków”.
Drugim krajem, który ewentualnie mógłby podjąć się pośredniczenia między zwaśnionymi stronami, jest Izrael. Z jednej strony to od dekad bliski sojusznik Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo dla wielu Izraelczyków spore znaczenie ma to, że Ukraina jest jedynym krajem poza ich ojczyzną, którego prezydent ma żydowskie korzenie. Z drugiej strony – wiele łączy Izrael z Rosją. Powodem jest militarne zaangażowanie Kremla w Syrii (Izrael zawsze uprzedza Rosję o swoich nalotach w tym kraju). Dlatego rząd Naftalego Bennetta nie chce ryzykować gniewu Moskwy i odrzucał w ostatnich miesiącach ukraińskie prośby o przesłanie zaawansowanego uzbrojenia. Nie bez znaczenia pozostaje to, że Izrael zamieszkuje 1,5 mln rosyjskojęzycznych Żydów.
„New York Times” pisał, że Izrael „delikatnie balansuje” między stronami, próbując „zostawić sobie wystarczająco miejsca do działania w konflikcie jako pośrednik”. Być może stąd też dwugłos w rządzie. Na krytykę Rosji pozwala sobie szef izraelskiej dyplomacji Ja’ir Lapid. Premier Bennett stara się natomiast nie wspominać bezpośrednio o Rosji. Skupia się na ogólnych zapewnieniach o modlitwie, dialogu i wezwaniach do wsparcia humanitarnego dla Ukrainy. Przyznał jednak, że „ostatecznie, jeśli kiedykolwiek Izrael będzie musiał wybrać stronę, wybierze stronę amerykańską”. Na prośbę Ukrainy Bennett co najmniej dwa razy oferował mediację stronie rosyjskiej. W niedzielę – jak pisze „NYT” – wybiegł nawet z posiedzenia gabinetu, by porozmawiać telefonicznie z Putinem. Nieoficjalnie wiadomo, że zabiegi izraelskich dyplomatów przyczyniły się do zorganizowania rozmów między Kijowem i Moskwą na Białorusi.
Na Bliskim Wschodzie wyczekującą postawę zajęły Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie. W głosowaniu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ to drugie państwo, wbrew oczekiwaniom USA, wstrzymało się od głosu. Doradca prezydenta ZEA Anwar Karkasz tłumaczył, że jego kraj „uważa, że opowiedzenie się po jednej ze stron doprowadzi tylko do większej przemocy”. Wiele wskazuje na to, że doszło tu do porozumienia z Kremlem. W zamian za wstrzymanie się od głosu Rosja poparła poniedziałkową rezolucję ONZ, przedłużającą zakaz dostarczania uzbrojenia dla walczącego w Jemenie szyickiego ruchu Hutich.
Taki ruch Kremla potencjalnie mógłby zmiękczyć stanowisko Iranu wobec Rosji, gdyż ruch Hutich mocno popiera Teheran. Tym bardziej że na wyciągnięcie ręki wydaje się powrót USA do międzynarodowego porozumienia nuklearnego z Iranem. Dotychczasowe komunikaty płynące z teokratycznego państwa nie pozostawiają jednak złudzeń. Najwyższy przywódca duchowo-religijny ajatollah Ali Chamenei stwierdził, że „głównym powodem” wojny w Ukrainie są Stany Zjednoczone i ich „mafijny reżim” oraz NATO. Nasi wschodni sąsiedzi zostali jego zdaniem wciągnięci w konflikt zbrojny przez Zachód.
Na wschód od Iranu o utrzymanie tradycyjnego balansu między Moskwą a Zachodem walczą Indie. Drugie najbardziej ludne państwo świata nie dołączyło do Zachodu w ostrych słowach potępienia Kremla, nie ogłosiło też poparcia dla zachodnich sankcji. Rząd Narendry Modiego wstrzymał się także w głosowaniu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, co „New York Times” uznał za „taktyczne wsparcie dla Putina”. Od objęcia władzy w 2014 r. premier Modi spotykał się z prezydentem Rosji 20 razy, przywódców wiele łączy ideologicznie. Delhi obawia się, że krytyka Kremla nadweręży współpracę wojskową z Rosją, która jest dla Indii najważniejszym dostarczycielem broni. Jednocześnie największa demokracja świata znajduje się pod presją Waszyngtonu. Amerykanie mają mocne karty, dużą wagę przywiązują do formatu Quad (Australia, Indie, Japonia, USA), który ma na celu stworzenie politycznej i wojskowej równowagi wobec Chin na Indo-Pacyfiku. Biuro Modiego po jego weekendowej rozmowie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim zapewniło o „woli Indii do przyczynienia się w jakiś sposób do pokoju”. ©℗