Bruksela mówi o włączeniu Kijowa do Wspólnoty i podejmuje bezprecedensowe decyzje o sankcjach. Kolejny pakiet uderzy nie tylko w gospodarkę

Ursula von der Leyen, szefowa KE, oraz szef unijnej dyplomacji Josep Borrell odpalili w niedzielę kolejne działa polityczne i gospodarcze wymierzone w putinowską Rosję. Cała „27” postanowiła po raz pierwszy w historii sfinansować broń dla kraju znajdującego się w stanie wojny. Zdecydowała się też zamknąć swoją przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów, w tym prywatnych odrzutowców oligarchów, których aktywa również będą objęte sankcjami. Zablokowano przy tym rosyjskie media (w tym RT) i zapowiedziano nałożenie sankcji na eksport z Białorusi wielu towarów i surowców, w tym drewna, stali i żelaza oraz na osoby wspierające inwazję.
UE przeznaczy na uzbrojenie 450 mln euro oraz dodatkowe 50 mln euro na zaopatrzenie medyczne. Według agencji AFP, wśród zakupów z funduszy Unii mają się znaleźć nawet samoloty myśliwskie.
W wypowiedzi dla stacji Euronews szefowa KE odpowiedziała też na apel prezydenta Polski o przyłączeniu Ukrainy do UE i stwierdziła, że „27” chce włączenia Kijowa do swojego grona, ale zastrzegła, że musi odbyć się to zgodnie z procedurami, w tym dotyczącymi jednolitego rynku.
Od czwartkowej inwazji na Ukrainę Unia Europejska reaguje codziennie, wprowadzając kolejne pakiety, o co niezmiennie apelują władze w Kijowie. Dotychczas „27” zadecydowała m.in. o nałożeniu sankcji personalnych na członków Dumy, Rady Bezpieczeństwa Narodowego, odcięciu Rosji od rynków kapitałowych, ograniczeniu przepływów finansowych, zakazie eksportu do Rosji towarów i technologii przemysłu lotniczego, zakazie transferu nowoczesnych technologii (co uderza m.in. w dostęp Rosji do półprzewodników), zakazie sprzedaży, dostaw i transferów towarów i technologii związanych z rafinacją ropy oraz zamrożeniu aktywów Władimira Putina i szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa.
Uderzą w rubla
Przy presji państw z regionu Europy Środkowo-Wschodniej zapowiedziano użycie sankcji uznawanych do tej pory za „opcję atomową”. Chodzi o wykluczenie Rosji z systemu SWIFT, którym przekazywane są informacje dotyczące transakcji między bankami, instytucjami finansowymi i giełdami. Od prawie 50 lat system ten służy do wymiany informacji między bankami i umożliwia dokonywanie transakcji finansowych szybko, bezpiecznie i na dużą skalę. Przez system co roku przepływają biliony dolarów. Jeśli Rosja zostanie z niego wykluczona, to znacznie trudniej będzie jej płacić za import towarów oraz otrzymywać pieniądze za eksport. Utrudnione zostaną możliwości zaciągania pożyczek oraz inwestowania poza granicami. Rosyjskie banki będą mogły się komunikować na inne sposoby – za pomocą telefonów, komunikatorów lub e-maili lub korzystać z pośrednictwa banków w krajach, które nie zdecydują się na nałożenie sankcji. Takie rozwiązania będą mniej wydajne i bezpieczne, a koszty przeprowadzenia takich transakcji znacznie by wzrosły.
Początkowo przeciwko wykluczeniu Rosji z SWIFT były cztery państwa, w tym Niemcy, Włochy, Cypr i Węgry, to ostatecznie udało się osiągnąć porozumienie, mimo że część krajów obawia się o znalezienie dostawców ropy i gazu poza Rosją, co wpłynie na wzrost cen energii.
– SWIFT stał się symbolem w UE na płaszczyźnie ponoszenia kosztów sankcji przez kraje członkowskie, ale to tylko utrudnienie przeprowadzania transakcji finansowych, a nie ich uniemożliwienie. Niezależnie od tego, ile i jakie banki zostałyby wykluczone z tego systemu, z pewnością spowoduje to chaos i panikę, masowe wycofywanie gotówki, co przełoży się na sytuację finansową banków i uderzy w rubla – zauważa w rozmowie z DGP Marek Wąsiński, kierownik zespołu gospodarki światowej Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Dziś ma zostać ogłoszona lista banków, które zostaną z systemu wykluczone.
Von der Leyen przypomniała wczoraj deklarację objęcia unijnymi sankcjami Banku Rosji i zamrożenie jego aktywów. – To bardzo mocna zapowiedź, bo realnie pozbawiłoby to rosyjski bank centralny możliwości interwencji na rynkach zagranicznych, pozbawiłoby też Rosję dużej części rezerw walutowych w euro i dolarach – podkreśla Wąsiński.
Sankcje na instytucję prowadzącą politykę pieniężną w Rosji rozważa także administracja prezydenta USA Joego Bidena. W opinii ekspertów byłby to krok ograniczający Rosji środki na prowadzenie wojny. Rosyjski bank centralny posiadał w końcu stycznia ok. 630 mld dol. rezerw. Blisko jedna trzecia z nich ulokowana jest w euro, a 16 proc. w dolarach. Większość to obligacje krajów zachodnich i depozyty w zagranicznych bankach – z technicznego punktu widzenia to zapisy komputerowe. Zamrożenie aktywów Banku Rosji to zdaniem ekspertów kolejny czynnik, który przyczyni się do załamania kursu rubla. W piątek wieczorem za dolara płacono ponad 83 ruble (dzień wcześniej kurs przekraczał nawet 89 rubli). W weekend w Rosji ustawiały się kolejki do bankomatów. Według analityków, dziś kurs dolara może podskoczyć nawet do 200 rubli.
Amerykanie zapowiedzieli też, że zamrożone będą aktywa pięciu największych banków z Rosji. Strona amerykańska twierdzi, że Chińczycy do tej pory nie uławiali życia Rosji i nie zapewniali jej możliwości obchodzenia nałożonych już sankcji. Z doniesień Bloomberga wynika, że co najmniej dwa duże chińskie banki państwowe ograniczają zakup rosyjskich towarów. Banki z Państwa Środka przestały także oferować akredytywy (forma płatności używana przy transakcjach o podwyższonym ryzyku) na zakup surowców z Rosji. Na dodatek brytyjski gigant naftowy BP zdecydował się wycofać ze swoich 20-proc. udziałów w rosyjskim gigancie naftowym Rosnieft, wartych 14 mld dol.
Moskwa poza nawiasem
Rosja, jak nigdy wcześniej w swojej współczesnej historii, jest izolowana przez Zachód. Ekonomicznie, politycznie, dyplomatycznie, a nawet na arenie sportowej (chociaż FIFA nie zdecydowała na razie o wycofaniu Rosji z rozgrywek o puchar świata; chce żeby drużyna grała pod szyldem narodowej federacji).
Inwazja na Ukrainę sprowadziła jedną z największych gospodarek świata do roli międzynarodowego pariasa, poziomu niemal Korei Północnej. Jednym z symboli tego jest zawieszenie Rosji w prawach członka Rady Europy. Na Starym Kontynencie słowa potępienia wobec Kremla kierowane są z niemal wszystkich środowisk politycznych, w tym patrzących do tej pory przychylnym okiem na Moskwę niektórych grup prawicowych i skrajnie prawicowych.
O zmianach na Starym Kontynencie świadczy też m.in. zwrot w polityce bezpieczeństwa Niemiec. Unijnym numerem jeden pod tym względem pozostaje jednak Francja. – Przywództwo Berlina jest niepodważalne w sprawach zagranicznych, klimatycznych, praw człowieka czy handlowych. Ale wojna na Ukrainie obnażyła brak przywództwa Niemiec w zakresie bezpieczeństwa, to Francja jest tu na czele – mówi DGP Celia Belin, ekspertka waszyngtońskiego think-tanku Brookings. Na nieco ponad miesiąc przed francuskimi wyborami prezydenckimi Paryż dokonuje przeglądu swoich wojsk i wzmacnia swoją obecność na wschodniej flance NATO. Już niebawem do Rumunii trafić ma 1000 żołnierzy znad Sekwany, nie są wykluczone kolejne siły. W trakcie kryzysu rośnie pozycja i poparcie dla ubiegającego się o reelekcję Emmanuela Macrona. – Inwazja pokazuje, że przychylny do Rosji stosunek Le Pen, Zemmoura czy Melenchona (konkurenci Macrona w nadchodzących wyborach – red.) jest sprzeczny z interesami Francji i Europy. Wzmocniła politycznie prezydenta, starającego się utrzymać kanały dyplomatyczne, ale także twardą linię – przekonuje Belin.