Pekin, Bruksela, Berlin, Kijów i Moskwa – dyplomaci intensyfikują rozmowy o przyszłości Ukrainy. Pokój ma potrwać do końca zimowych igrzysk w Chinach, czyli do 20 lutego.
Pekin, Bruksela, Berlin, Kijów i Moskwa – dyplomaci intensyfikują rozmowy o przyszłości Ukrainy. Pokój ma potrwać do końca zimowych igrzysk w Chinach, czyli do 20 lutego.
Rozpoczynający się tydzień będzie wyjątkowo intensywny dla europejskich dyplomatów. Zażegnać konflikt wokół Ukrainy w trakcie wyjazdów do Kijowa i Moskwy będzie próbować najpierw prezydent Francji Emmanuel Macron (poniedziałek i wtorek), a tydzień po nim kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Europa odświeży także wielostronne platformy. We wtorek dojdzie w Berlinie do spotkania prezydentów Trójkąta Weimarskiego (Francja, Niemcy, Polska), a w czwartek rozmowy będą się toczyć w formacie normandzkim (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina).
Najbliższe dwa tygodnie to szansa na rozładowanie napięć wokół Ukrainy, gdyż Chiny, nieformalny sojusznik Rosji, nie życzą sobie, by rozpoczęte w piątek sportowe święto w Pekinie zakłócił konflikt zbrojny. Chińskie ministerstwo spraw zagranicznych apelowało, by wszystkie kraje przestrzegały rezolucji ONZ w sprawie rozejmu olimpijskiego.
Napięty grafik ma polski prezydent Andrzej Duda, który po niedzielnym spotkaniu z Xi Jinpingiem w Pekinie kieruje się w poniedziałek do Brukseli, gdzie o sytuacji Ukrainy będzie rozmawiać m.in. z szefową KE Ursulą von der Leyen oraz przewodniczącym NATO Jensem Stoltenbergiem. Pojawić się też może wątek prezydenckiego projektu zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, który został złożony do laski marszałkowskiej (szerzej – str. A4).
Gdy Europejczycy intensyfikują dyplomację, Amerykanie kontynuują swoje wsparcie wojskowe dla Kijowa. W weekend w ukraińskiej stolicy wylądował już ósmy samolot z wojskowym wsparciem ze Stanów Zjednoczonych, łącznie USA przesłały nad Dniepr już ponad 650 ton „defensywnej amunicji”, a nie jest to koniec amerykańskich transportów ani wsparcia wywiadowczego. Wzmacniana jest również wschodnia flanka NATO.
Do tej pory w Polsce stacjonowało do 4,5 tys. amerykańskich żołnierzy. Umowy między Warszawą a Waszyngtonem przewidują, że w przypadku zagrożenia możliwy jest natychmiastowy przerzut dodatkowych sił. To scenariusz, który się materializuje – z uwagi na niepokojącą sytuację wokół Ukrainy Amerykanie rozpoczęli zwiększanie kontyngentu nad Wisłą o niemal połowę, czyli o 1700 wojskowych. W Polsce są rozmieszczane oddziały z elitarnej i znajdującej się w ciągłej gotowości bojowej 82 Dywizji Powietrznodesantowej z Fort Bragg w Karolinie Północnej.
Nie wiadomo, jak długo spadochroniarze ze słynnej dywizji „All Americans” będą przebywać w Polsce. Pentagon informował, że nie jest to stała dyslokacja, a czas rozmieszczenia będzie zależeć od rozwoju sytuacji za naszą wschodnią granicą. Stany Zjednoczone „będą dostosowywać swoją obecność wojskową do zmian warunków” – czytamy w komunikacie amerykańskiego resortu obrony. Nieoficjalnie Waszyngton jest przygotowany na co najmniej kilka miesięcy, w każdej chwili może także wysłać zza oceanu kolejne oddziały.
Skierowanie żołnierzy z USA na wschodnią flankę NATO to jasny sygnał mocnego zaangażowania Stanów Zjednoczonych w obronę Ukrainy oraz europejskich członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Szczególnie że zdecydowano się na znaną z kultowych filmów („O jeden most za daleko”) czy gier komputerowych („Medal of Honor”) 82 Dywizję Powietrznodesantową. Ta sprawdzona w boju jednostka stanowi filar szybkiego reagowania armii amerykańskiej; o jej żołnierzach mówi się, że „śpią na plecakach” i są gotowi do operacji w każdym miejscu świata. Wśród tych, którzy już wylądowali w Polsce, jest gen. Christopher Donahue, który w ubiegłym roku opuszczał Afganistan jako ostatni amerykański wojskowy.
Operacja przerzutu spadochroniarzy i jej tempo stanowią bezprecedensowe dla naszego regionu wyzwanie logistyczne, w które oprócz Polaków są zaangażowane także inne europejskie państwa, w tym Niemcy. Nad polskim niebie od czwartku widać amerykańskie samoloty transportowe C-130 kursujące z bazy w Ramstein w Nadrenii-Palatynacie na podrzeszowskie lotnisko w Jasionce. Główne siły amerykańskie zostaną rozmieszczone prawdopodobnie na pobliskim podkarpackim poligonie Nowa Dęba, a także garnizonach 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. Nowa Dęba jest blisko ukraińskiej granicy, w linii prostej ok. 175 km od Lwowa.
Równocześnie na drugim skraju Polski w porcie w Gdyni trwa rozładunek sprzętu wojskowego z USA, dostaw dla 1 Batalionu 185 Pułku Piechoty Gwardii Narodowej z Kalifornii. Żołnierze z tej jednostki wkrótce rozpoczną misję i będą przez kilka miesięcy stali na czele Batalionowej Grupy Bojowej NATO stacjonującej na Mazurach. Rozładunek uzbrojenia w bałtyckim porcie ma potrwać do połowy lutego.
Dodatkowi żołnierze z USA trafiają także do Niemiec, a z samego RFN część amerykańskich oddziałów jest przenoszona do Rumunii. Równolegle w stanie podwyższonej gotowości w USA pozostaje 8,5 tys. żołnierzy. Na ten moment nie są oni wysyłani do Europy, stanie się tak, gdy zostaną aktywowane NATO Response Force, czyli siły szybkiego reagowania, lub gdy o ich dyslokacji zdecyduje szef Pentagonu bądź prezydent USA.
Stanowcza i błyskawiczna operacja amerykańskich wojsk pokazuje, jak poważna jest według Waszyngtonu sytuacja wokół Ukrainy. Z informacji wywiadu USA wynika, że Rosjanie przygotowują antyukraińską prowokację, a następnie pełnoskalową inwazję na naszego wschodniego sąsiada.
„Washington Post” pisał, że zgodnie z amerykańskimi szacunkami w przypadku szerokiej wojny Kijów upadnie w dwa dni, umrze lub rannych zostanie do 50 tys. cywili, a do Europy skieruje się 5 mln uchodźców. „Na Kapitolu panuje ponura atmosfera. Informacje wywiadowcze są z dnia na dzień coraz bardziej niepokojące. Coraz mniej parlamentarzystów twierdzi, że da się uniknąć wojny” – mówi nam źródło zaznajomione z briefingami w Kongresie.
Jednocześnie nieco spokojniejsze informacje napływają z Kijowa. Władze Ukrainy apelują o trzymanie nerwów na wodzy. Prezydent Wołodymyr Zełenski prosił nawet Amerykanów, by nie mówili publicznie o „nadchodzącym ataku”, gdyż wywołuje to nieuzasadnioną panikę oraz szkodzi ukraińskiej gospodarce. Mimo trwających w Pekinie zimowych igrzysk o olimpijski spokój trudno, gdyż na zachodnie granice Rosji ciągle są kierowane kolejne oddziały z głębi kraju. Według szacunków w dwa tygodnie liczba rosyjskich batalionowych grup taktycznych (BGT) zgrupowanych wokół Ukrainy zwiększyła się o 23, do 83. ©℗
Pozostało
89%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama