Przedstawiciele nowego rządu przylecieli do Oslo, by przekonać Zachód, że zasługują na jego pomoc finansową. Afgańczycy pozostają sceptyczni.

To pierwsza oficjalna wizyta talibów w Europie, odkąd w sierpniu ub.r. przejęli kontrolę nad Afganistanem. Wcześniej podróżowali wyłącznie do Rosji, Iranu czy Chin. 15-osobowej delegacji przewodzi minister spraw zagranicznych Amir Khan Muttaqi. W jej szeregach znalazł się także Anas Hakkani, który związany jest z odpowiedzialną za niektóre z najbardziej okrutnych ataków w ciągu ostatnich 20 lat siecią rodziny Hakkanich. Szef MSW i lider tej grupy Siradż Hakkani wciąż pozostaje na liście poszukiwanych przez USA terrorystów, za którego głowę wyznaczono nagrodę.
Rozmowy toczą się wokół kwestii pomocy finansowej dla kraju, który mierzy się z załamaniem gospodarczym i skutkami wieloletniego konfliktu. Zgodnie ze styczniowym raportem Biura ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) ponad 24,4 mln Afgańczyków dotknął już kryzys humanitarny. „Więcej niż jedno na dwoje dzieci poniżej piątego roku życia stoi w obliczu ciężkiego niedożywienia. Umrą, jeśli nie zostaną podjęte natychmiastowe działania” – ostrzega OCHA. – Nie mamy środków do życia. Pensje nie są wypłacane nawet personelowi rządowemu – tłumaczy DGP żyjąca w ukryciu aktywistka Ramzia Bromad.
Muttaqi ma naciskać na uczestników dyskusji, by uwolnili niemal 10 mld dol. zamrożonych przez Stany Zjednoczone i inne państwa Zachodu. Zamrożenie aktywów i sankcje finansowe nałożone na nowych władców pogrążyły kruchą gospodarkę. – Nadszedł czas, by społeczność międzynarodowa wsparła Afgańczyków, a nie karała ich za spory polityczne – mówił w rozmowie z Associated Press członek talibskiej delegacji Shafiullah Azam.
Norwegia została skrytykowana za organizację rozmów i ściągnięcie radykałów do Oslo prywatnym samolotem. „Powinniśmy uniemożliwiać państwom normalizację reprezentowania Afganistanu przez grupę terrorystyczną” – napisał na Twitterze Ali Maisam Nazary, dyrektor opozycyjnego ugrupowania Narodowego Frontu Oporu. Podobnego zdania jest Bromad. – Spotkanie w Norwegii doprowadzi jedynie do legitymizacji ich rządów – tłumaczy. To jeden z głównych celów nowych starych władców Afganistanu. W rozmowie z mediami Azam komentował, że spotkanie z zachodnimi urzędnikami jest pierwszym krokiem na drodze do uznania władzy talibów. Na taki ruch nie zdecydowało się dotychczas żadne państwo. – Ten rodzaj zaproszenia i komunikacji pomoże wymazać błędny obraz afgańskiego rządu – przekonywał. Minister spraw zagranicznych Norwegii Anniken Huitfeldt odpierała zarzuty. – Musimy jednak porozmawiać z tymi, którzy są de facto przywódcami Afganistanu. Nie możemy pozwolić, by sytuacja polityczna doprowadziła do jeszcze gorszej katastrofy humanitarnej – mówiła.
Uczestnicy odbywających się za zamkniętymi drzwiami rozmów mają położyć nacisk na potrzebę utworzenia inkluzywnego rządu, w którego skład mogłyby wejść mniejszości etniczne i religijne. Departament Stanu USA informował, że w programie uwzględnione zostaną kwestie związane z bezpieczeństwem i aktywnością terrorystyczną. Zagrożenie na tym polu stanowi przede wszystkim rywalizujący z talibami oddział Państwa Islamskiego – ISIS-K. To właśnie jego członkowie odpowiedzialni są za przeprowadzenie ataku na lotnisko w Kabulu i późniejsze eksplozje w meczetach w Kunduzie czy Kandaharze.
Wysoko w agendzie znajdują się także prawa kobiet i dziewcząt. W niedzielę talibowie spotkali się z członkami afgańskiego społeczeństwa obywatelskiego – w tym z aktywistkami i dziennikarzami – na rozmowy na temat praw człowieka. W mediach nie pojawiły się żadne informacje na temat ich przebiegu. – To było pozytywne spotkanie. Talibowie wykazali się dobrą wolą – komentowała jedna z uczestniczek Jamila Afghani. Mieszkanki kraju są oburzone podjętymi wysiłkami dyplomatycznymi. – Kobiety, które tam zaproszono, nie są naszymi reprezentantkami. Nie znają naszej sytuacji – wyjaśnia Bromad, dodając, że tylko jedna z nich – Hoda Khamosh – powiązana jest z siecią działających w kraju aktywistek.
Talibowie nie wydają się zainteresowani wprowadzaniem oczekiwanych przez Zachód zmian. – Nie podoba im się, że kobiety się nie poddają i wciąż protestują. Wprowadzili niedawno prawo, zgodnie z którym wszystkie zostałyśmy uznane za osoby działające na szkodę rządu, dzięki czemu legalnie mogą nas teraz karać – mówi Bromad. Z relacji kobiety wynika, że większość zaangażowanych w walkę osób została porwana. – Część z nich zgwałcono, inne zabito – tłumaczy.Rzecznik grupy Zabihullah Mudżahid przekonywał niedawno, że talibowie podjęli już kroki w zakresie ochrony praw swoich obywatelek. – Nawet bez żądań (ze strony społeczności międzynarodowej – red.) czujemy potrzebę umożliwienia kobietom podjęcia edukacji i pracy – mówił. Od czasu przejęcia władzy talibowie nakazali większości pracownic pozostać w domu, podczas gdy szkoły średnie zostały otwarte wyłącznie dla chłopców i nauczycieli płci męskiej. Rzecznik nie podał harmonogramu, zgodnie z którym dziewczęta mogłyby wrócić do szkół. – Nie możemy wyznaczyć konkretnego terminu – stwierdził, obwiniając słabą gospodarkę i brak doświadczenia nowych władz.