Władze zarzucają zdradę byłemu prezydentowi, znanemu z twardej polityki wobec Rosji. Poroszenko utrzymuje, że sprawa ma charakter polityczny.

Choć Rosja od wielu miesięcy podtrzymuje napięcie wokół Ukrainy, Kijów żył wczoraj innymi problemami. Ukraińcy zadawali sobie pytanie, czy były prezydent Petro Poroszenko, któremu postawiono zarzut zdrady, zostanie zatrzymany po powrocie do kraju. Zwolennicy lidera Solidarności Europejskiej (JeS) - najpopularniejszej siły opozycyjnej w kraju - utrzymują, że cała sprawa ma charakter polityczny, i porównują ją do represji, jakie wobec byłej premier Julii Tymoszenko zastosował w 2011 r. Wiktor Janukowycz. Według ostatniego sondażu ośrodka Rejtynh Poroszenko jest drugi na liście kandydatów na prezydenta. Mógłby liczyć na 13,7 proc. głosów, a Wołodymyr Zełenski - na 24,2 proc.
Podczas niedzielnej konferencji prasowej w Warszawie Poroszenko przekonywał, że w obliczu groźnej sytuacji międzynarodowej nie chce przesadzać z krytyką władz za granicą. Dodał jednak, że Wołodymyr Zełenski kroczy drogą autorytarnych przywódców Białorusi i Rosji, oraz zasugerował, że jeśli będzie kontynuował ten szlak, może skończyć jak Janukowycz, obalony przez rewolucję w 2014 r. - Architektem mojej sprawy jest pan Zełenski, który daje wskazówki, organizuje i ponosi za to odpowiedzialność. Zamawiającym jest pan Kołomojski. To zemsta za PrywatBank - przekonywał dziennikarzy. PrywatBank należał do Ihora Kołomojskiego, sponsora kampanii Zełenskiego, ale został znacjonalizowany w czasach Poroszenki. Oligarcha liczył, że uda mu się go odzyskać po wygraniu wyborów przez Zełenskiego. Zamiast tego obecny prezydent przeforsował w parlamencie przepisy zakazujące zwrotu banków poprzednim właścicielom, nawet jeśli zostały odebrane z naruszeniem prawa.
Były prezydent zarzuca Zełenskiemu, że działa na zlecenie oligarchy
Na niedzielną konferencję do Polski przylecieli czołowi ukraińscy dziennikarze, by towarzyszyć Poroszence w porannej podróży Wizzairem do Kijowa. Były prezydent wracał po miesięcznej nieobecności w kraju. Gdy wyjeżdżał, władze postawiły mu zarzuty związane ze zdradą, której miał się dopuścić, ułatwiając prorosyjskiemu oligarsze Wiktorowi Medwedczukowi zorganizowanie łańcucha dostaw węgla z okupowanej przez Rosjan części Zagłębia Donieckiego. Schemat zakładał utworzenie przez separatystów spó łek na terenie kontrolowanym przez Ukrainę, mianowanie sprzyjających im ludzi na ważne stanowiska w spółkach energetycznych i gwarancje bezpieczeństwa, obejmujące m.in. transfer gotówki przez linię frontu. Poroszenko miał zapewniać Medwedczukowi wsparcie polityczne, co zinterpretowano jako naruszenie konstytucyjnego obowiązku stania na straży integralności terytorialnej Ukrainy. Nawet w treści zarzutów śledczy przyznali jednak, że handel z terenami okupowanymi w latach 2014-2015 - a tego okresu dotyczą zarzuty - nie był nielegalny.
Komentatorzy zastanawiali się, czy po wylądowaniu na lotnisku Żulany eksprezydent zostanie od razu zatrzymany. Sam Poroszenko deklarował, że zamierza się stawić na wczorajsze posiedzenie sądu, który miał zdecydować o ewentualnych środkach zapobiegawczych, np. areszcie bądź zakazie opuszczania kraju. Jeden z ukraińskich dziennikarzy zwrócił uwagę, że polityk wraca do Kijowa dokładnie w pierwszą rocznicę powrotu do Rosji opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, który został zatrzymany na lotnisku i nie odzyskał wolności do dziś. Na Żulanach zebrał się tłum zwolenników Poroszenki. Byli wśród nich także deputowani JeS. Jedni, jak Ołeksij Honczarenko, towarzyszyli swojemu liderowi na pokładzie samolotu z Warszawy. Inni, jak krymskotatarski polityk Mustafa Dżemilew, przyjechali na salę przylotów. Pogranicznikom na lotnisku towarzyszył funkcjonariusz Państwowego Biura Śledczego (DBR). Według relacji LB.ua funkcjonariusze przez chwilę wahali się, czy oddać Poroszence paszport, co mogło sugerować rychłe zatrzymanie. DBR broni się, że zamierzało jedynie wręczyć mu wezwanie do sądu.
Przy stanowisku kontroli paszportowej doszło do przepychanek, jednak ostatecznie eksprezydent odzyskał dokument. - Jego każdemu krokowi na lotnisku towarzyszą histeryczne krzyki. Świadczy to o nadzwyczajnej egzaltacji i braku szacunku dla podstawowych zasad proceduralnych - komentował doradca Zełenskiego Mychajło Podolak w rozmowie z agencją Interfaks-Ukrajina. Z lotniska Poroszenko udał się do sądu dla kijowskiej dzielnicy Peczersk, często oskarżanego o wydawanie korzystnych dla władz orzeczeń (ten sam sąd w 2011 r. skazał Tymoszenko). Jego obrońcy podkreślali, że nie można nawet uznać polityka za podejrzanego, ponieważ nie przedstawiono mu zarzutów w sposób prawnie skuteczny. Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, posiedzenie wciąż trwało. Prokuratura proponowała areszt lub kaucję w wysokości 1 mld hrywien (140 mln zł). Sprawę Poroszenki śledzą zachodnie stolice. - Poczekałbym, jak się rozwinie sytuacja. Będziemy się jej przyglądać. Dla dobra Ukrainy nie powinno się stwarzać wrażenia, że dochodzi do zemsty politycznej - mówił w grudniowej rozmowie z DGP wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Sam Poroszenko apeluje zaś o konsolidację i jedność w obliczu rosyjskiego zagrożenia.

rozmowa

Zwycięstwo będzie po naszej stronie

Petro Poroszenko lider partii Solidarność Europejska, prezydent Ukrainy (2014-2019)
Uważa pan zagrożenie pełnowymiarową inwazją na Ukrainę za realne czy to tylko rosyjskie zarządzanie strachem, a w rzeczywistości działania Moskwy wobec pana kraju będą polegały na czymś innym?
Jeśli nie jesteś optymistą, nie zdołasz wygrać wojny. To samo zresztą uważałem na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 r. Byłem pewny, że zwycięstwo będzie po naszej stronie. Realny jest scenariusz, o którym pan wspomniał, ale realny jest też taki, w którym Rosja będzie kontynuować agresję przeciwko Ukrainie albo w inny sposób prowadzić wojnę hybrydową, próbując wpływać na wybory, dezintegrować kraj, przeprowadzać cyber ataki, jak to się już stało kilka dni temu, czy też wspierać ruchy polityczne dyskredytujące Ukrainę. Ale wytrzymamy. Nie tylko my jako Ukraina, ale też Unia Europejska i cały świat demokratyczny, bo trzymamy się ściśle naszych wartości. Rosja zapłaci ogromną cenę, jeśli pójdzie na scenariusz, o którym pan wspomniał.
Czuje pan polityczną odpowiedzialność za to, że w czasach pana prezydentury na kontrolowane tereny Ukrainy trafiał węgiel z okupowanej części Zagłębia Donieckiego?
W 2014 r. mieliśmy bardzo poważną sytuację energetyczną. Szukaliśmy węgla na całym świecie. W listopadzie 2014 r. osobiście podnosiłem ten temat podczas rozmowy z ówczesnym premierem Australii Tonym Abbottem. Chcieliśmy sprowadzać węgiel najwyższej jakości bezpośrednio od producentów, bez żadnych pośredników zarejestrowanych w rajach podatkowych i po konkurencyjnych cenach. To było moje oficjalne stanowisko negocjacyjne, jak i treść instrukcji dla resortów gospodarki, energetyki i spraw zagranicznych. Wysyłaliśmy specjalne misje do Wietnamu, Południowej Afryki i Stanów Zjednoczonych. Wdrożyliśmy specjalny program modernizacji ukraińskich elektrowni węglowych, by nie musiały korzystać z węgla z Rosji. Nie do mnie należały decyzje, ale z tego, co wiem, kupowaliśmy węgiel od przedsiębiorstw państwowych zarejestrowanych na kontrolowanych terenach Ukrainy, płacących tam podatki i dostarczających węgiel najtańszy i najlepszy pod względem jakości. Rolą prezydenta jest walka o bezpieczeństwo energetyczne państwa. I to właśnie robiliśmy w 2014 r. Nie do zaakceptowania jest natomiast to, co obecnie robi Ukraina. Płacimy bezpośrednio rosyjskiemu agresorowi cenę dwukrotnie wyższą niż na rynkach światowych, surowiec jest dostarczany za pośrednictwem spółek z rajów podatkowych, zaś połowa zysku trafia do kieszeni oligarchy bliskiego Wołodymyrowi Zełenskiemu, a może i samego Zełenskiego. Tego zaakceptować nie można.
Rozmawiał Michał Potocki