Omikron w kilku krajach Europy jest już dominującym wariantem. Rekordowa liczba infekcji zaczyna się przekładać na sytuację w szpitalach.

Podsumowania pozycji Omikronu na korona wirusowej mapie dokonało Europejskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (ECDC; unijna agencja odpowiedzialna za nadzór epidemiologiczny we Wspólnocie). Z danych gromadzonych przez Centrum wynika, że nowy wariant już zajął pandemiczne podium w kilku krajach Europy. Dla przykładu w Belgii, Danii i Irlandii odpowiada za ponad 90 proc. przypadków; w Holandii i Francji jest to ok. 80 proc. Dla porównania w Polsce pod koniec roku było to niecałe 12 proc.
Dobra wiadomość jest taka, że coraz więcej publikacji naukowych sugeruje, że Omikron nie jest tak zjadliwy jak jego kuzyni. Z raportu opublikowanego przez naukowców z Republiki Południowej Afryki wynika, że zakażenie nowym wariantem rzadziej kończy się pobytem w szpitalu. O ile w przypadku Bety i Delty współczynnik hospitalizacji wynosił kolejno 18,6 i 13,7 proc., o tyle dla Omikrona jest to 4,9 proc.
Co równie ważne Omikron rzadziej powoduje ciężkie objawy płucne. Z analiz przeprowadzonych w RPA wynika, że dzieje się tak w przypadku 28,8 proc. pacjentów hospitalizowanych z powodu zakażenia nowym wariantem. W przypadku Bety i Delty wartości te były znacznie wyższe - kolejno 60,1 proc. oraz 66,8 proc. Liczby z RPA należy jednak traktować z ostrożnością; pandemia w każdym kraju ma bowiem własną specyfikę, która wpływa na dane epidemiologiczne. W przypadku prowincji Gauteng, na podstawie w której przygotowano powyższą analizę, należy wziąć pod uwagę, że COVID-19 przeszło wcześniej prawie trzy czwarte populacji. Przynajmniej części mogło to zapewnić lepszą odporność na Omikrona.
Podobne informacje płyną jednak także z innych państw. Brytyjska Agencja Bezpieczeństwa Zdrowotnego (UK HSA) szacowała niedawno, że ryzyko trafienia do szpitala po zakażeniu Omikronem jest mniej więcej o połowę mniejsze niż w przypadku Delty. Fakt ten nie powinien jednak oznaczać, że spuścimy gardę - w połączeniu z większą zakaźnością oznacza to bowiem, że system opieki zdrowotnej tak czy siak może zostać szybko przeciążony.
„Omikron też posyła ludzi do szpitala i zabija” - przypomniał niedawno szef Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus. „Tsunami przypadków jest tak duże, że szybko rozłoży na łopatki systemy zdrowotne w wielu krajach” - dodał.
Już teraz liczba pacjentów z COVID-19 w Stanach Zjednoczonych (130 tys.) sięgnęła poziomu nienotowanego od stycznia ub.r. We Francji ostatni raz tylu hospitalizowanych było w połowie maja, w Wielkiej Brytanii - w lutym. Brytyjski resort zdrowia zawarł wczoraj umowę z prywatnymi szpitalami, co zapewni dodatkowe łóżka na wypadek, gdyby liczba pacjentów wzrosła jeszcze bardziej. W Polsce wojewodowie mają do soboty przedstawić plany zwiększenia liczby łóżek na terenie swoich województw. Nasze Ministerstwo Zdrowia liczy, że uda się osiągnąć pułap 40 tys. Aby mieć jeszcze lepsze rozeznanie w sytuacji, chcemy również zwiększyć liczbę sekwencjonowanych próbek od pacjentów; na razie jest to ok. 2 tys. tygodniowo, ale wkrótce liczba ma zwiększyć się do 5 tys.
Wczoraj w Polsce odnotowano pierwsze dwa zgony pacjentów zakażonych Omikronem. Zmarli to mężczyźni w wieku 85 i 92 lat, mieszkańcy województwa małopolskiego. Obaj mieli choroby współistniejące; obaj nie przyjęli wcześniej preparatu przeciw COVID-19. - Te osoby pewnie mogłyby żyć, gdyby się zaszczepiły - stwierdził Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.