W Afganistanie zaczyna walczyć już trzecie pokolenie. Nic nie wskazuje na to, że w kraju zapanuje pokój, nie mówiąc o dobrobycie. Od momentu gdy w 1978 r. komuniści przeprowadzili zamach stanu, obalając prezydenta Mohammada Dauda Chana, w kraju nieustannie toczyła się wojna domowa, w której udział brały także ZSRR (1979–1989) i koalicja krajów zachodnich (2001–2021).

Grzegorz Lindenberg, publicysta, autor książki „Wzbierająca fala. Europa wobec eksplozji demograficznej w Afryce”
Obecnie władzę odzyskali muzułmańscy fundamentaliści, którzy rządzili już w latach 1996–2001. Talibowie dali się wówczas poznać jako ekstremiści wprowadzający średniowieczne prawo szariatu, pozbawiający dziewczynki edukacji, zmuszający kobiety do całkowitego zasłaniania twarzy i wspierający terrorystów z Al-Kaidy. Pod ich panowaniem kraj pozostawał równie biedny i zacofany jak poprzednio. W 2001 r. w Afganistanie był tylko jeden komputer osobisty, którego właścicielem był przywódca talibów mułła Mohammad Omar. Komputer był schowany, bo mułła nie umiał go używać.
W ciągu 20 lat obecności wojsk i pieniędzy Zachodu w Afganistanie zaszły ogromne zmiany gospodarcze i społeczne. Powszechny stał się dostęp do elektryczności (za talibów tylko jedna piąta ludności mogła z niej korzystać), trzy sieci telekomunikacyjne zapewniły równie powszechne korzystanie z komórek, a jedna piąta ludzi zyskała dostęp do internetu. O 8–10 lat wydłużyła się średnia długość życia, w znacznym stopniu dzięki dwukrotnemu zmniejszeniu śmiertelności niemowląt. Dziewczynki zaczęły chodzić do szkoły, połowa z nich poszła do szkół średnich, a kilka procent na studia. Dwukrotnie spadła liczba dzieci rodzonych przez nastolatki i śmiertelność kobiet w ciąży i połogu. Kobiety zaczęły pracować poza domem, ponad 250 zostało sędziami. Afganistan zaczął nadrabiać dystans do współczesnego świata, od którego talibowie starali się go odciąć.
Dla młodych ludzi, a ogromna część społeczności Afganistanu to ludzie poniżej 25. roku życia, średniowieczny świat talibów jest zupełnie obcy. Afganistan jest dzisiaj innym krajem niż 20 lat temu, świat też jest dziś inny, dlatego ponowne rządy talibów nie będą prostym powtórzeniem tego, co działo się przed ćwierćwieczem. Talibowie zdobyli w sierpniu władzę kompletnie nieprzygotowani, przez kilka tygodni nie byli nawet w stanie stworzyć rządu. Nie mają fachowców – ogłosili apel, żeby specjaliści nie wyjeżdżali z kraju – nie mieli i nie mają planu ani pomysłu, co robić z gospodarką. Dotychczas trzy czwarte budżetu było pokrywane przez wstrzymane teraz dotacje zachodnie, ale talibowie najwyraźniej nie zastanawiali się, z czego będą płacić pensje. Mają wieloletnie doświadczenie w pobieraniu myta i danin od handlarzy na drogach i przejściach granicznych, potrafią obcinać głowy i bić demonstrantów, ale na tym ich umiejętności zarządzania państwem się kończą.
Kraj, którym zaczęli rządzić talibowie, jest inny niż ten, który opanowali ćwierć wieku temu. O ile w 1996 r. Afganistan był zrujnowany, społeczeństwo – tradycyjne i odcięte od świata, a mieszkańcy marzyli tylko o spokoju, to dzisiaj doświadczenia i oczekiwania są zupełnie inne. Oczywiście ludzie nadal chcą spokoju i ukrócenia korupcji, ale poznali wolne media i wolność sprzeciwiania się władzy, dzięki telefonom i internetowi mają informacje ze świata i utrzymują kontakty z bliskimi za granicą. Młodzi ludzie – szczególnie w miastach – mieli nadzieję, że Afganistan będzie się rozwijał, a oni będą żyli lepiej i będą mieli dostęp do rozrywki nie tylko w postaci piątkowych modlitw w meczecie, ale również filmów, koncertów i kawiarni. Oczekiwania i aspiracje społeczeństwa są znacznie większe, niż były za poprzedniej władzy talibów.
Po ponad dwóch miesiącach rządów talibów widać, w jaką stronę zmierza ich władza. Na razie ich rządy są nieco bardziej liberalne – demonstrantów tylko biją, a nie zabijają, publicznych egzekucji na stadionach nie ma (jest tylko publiczne wywieszanie zwłok), działają prywatne media i korespondenci zagraniczni, dziewczynki mogą chodzić do szkoły podstawowej, a niektóre kobiety – pracować. Ale gospodarczo Afganistan się pogrąża. ONZ ostrzega, że ponad połowie mieszkańców grozi w zimie głód (już są przypadki dzieci umierających w sierocińcach z braku jedzenia), a praktycznie wszyscy Afgańczycy zbiednieją poniżej poziomu skrajnej biedy. Jedyną szansą na przeżycie jest pomoc międzynarodowa, której kraje zachodnie są gotowe udzielić, jeśli nie będzie kontrolowana przez talibów, tylko przez organizacje społeczne. Na razie takiej formuły nie znaleziono.
Afganistanowi grozi głód i nędza, a na pokój nie ma co liczyć. Z talibami walczy miejscowy odłam Państwa Islamskiego, który ideologicznie niczym się od talibów nie różni, natomiast nienawidzi ich jako tych, którzy dogadywali się z Amerykanami i za ich przyzwoleniem objęli władzę. Państwo Islamskie Prowincji Chorasan, bo tak się ten odłam fundamentalistycznej organizacji nazywa, ma w Afganistanie kilka tysięcy oddanych bojowników i walczy na dwa fronty: z szyicką mniejszością Hazarów i talibami. W miarę postępującej biedy i beznadziei szeregi Państwa Islamskiego będą rosnąć, ale pewnie nie będzie to jedyna organizacja, która będzie walczyć z talibami. Wrócą przypuszczalnie do walki ugrupowania Tadżyków wykluczonych z rządów przez talibów, wróci do walki Ahmad Masud, chwilowo pokonany w Pandższirze.
To nie znaczy, że talibowie szybko stracą władzę. Afganistan ma liczne bogactwa naturalne szacowane przez Amerykanów na 1 bln dol. Tymi zasobami zainteresowani są Chińczycy, którzy ambasady w Kabulu nie zamknęli. Pieniądze z ewentualnych chińskich kopalń nie wzbogacą Afgańczyków, ale pozwolą talibom na płacenie zwolennikom i utrzymanie wojska. A do ponownej interwencji Zachodu nie dojdzie. Wszystko to mogłoby nas specjalnie nie interesować, gdyby nie jedna kwestia: emigracja. Z Afganistanu będą uciekać wszyscy, którzy będą mieli ku temu możliwość, a ich wymarzonym celem nie będzie Tadżykistan czy Iran, ale kraje Unii Europejskiej. Przedostanie się do Europy nie jest łatwe i tanie, ale tysiące, a raczej setki tysięcy będą próbować. Bo ani w Afganistanie, ani w Pakistanie i Iranie, gdzie kiedyś przebywały miliony uchodźców, młodzi Afgańczycy nie mają przyszłości. Ich nadzieją jest Europa, bo nawet jeśli nie otrzymają tutaj azylu, to wiedzą, że nie zostaną z niej przemocą wydaleni do kraju rządzonego przez talibów.
Kraj jest dziś inny niż w 1996 r., gdy talibowie po raz pierwszy doszli do władzy. Afgańczycy nadal chcą spokoju i ukrócenia korupcji, ale poznali wolne media i wolność sprzeciwiania się władzy. Dzięki telefonom i internetowi mają informacje ze świata i utrzymują kontakty z bliskimi za granicą