Były prezydent nie udowodnił przed sądami, że wybory zostały sfałszowane, ale wierzy mu co trzeci Amerykanin. A to pozwala mu na utrzymanie mocnej pozycji w Partii Republikańskiej

Dokładnie rok temu w Stanach Zjednoczonych zakończyło się głosowanie w wyborach prezydenckich. Od chaotycznego procesu wyborczego rozpoczęła się natomiast fala oskarżeń o oszustwa i pozwów sądowych ze strony przegranego Donalda Trumpa. Sprawa do dziś rzutuje na politykę, przyczyniając się do dalszej polaryzacji społeczeństwa. Nie daje o niej zapomnieć niewykluczający startu w wyborach w 2024 r. Trump, którego zakładnikiem – jak twierdzi „Wall Street Journal” – stała się Partia Republikańska.
O wrażenie nieprawidłowości w noc wyborczą nie było trudno. Przy rozbudowanym z powodu pandemii na rekordową skalę głosowaniu korespondencyjnym pogubili się nawet waszyngtońscy dziennikarze i bukmacherzy. W skrócie ich problem percepcyjny polegał na tym, że w części stanów najpierw zliczano pakiety kart wyborczych wrzuconych do urn 3 listopada (w lokalach stawiali się w większości republikanie), a w części zaczęto od głosów przysyłanych przez Amerykanów pocztą (tak głosowali raczej demokraci). I tak w Pensylwanii szybką i dużą przewagę przy zliczaniu uzyskiwał Trump, a w Karolinie Północnej Joe Biden. Ostateczny wynik w obu stanach był odwrotny. Ze względu na bezprecedensową liczbę głosów przedterminowych, których było ponad 100 mln, w przypadku kilku kluczowych stanów wyjątkowo trudno było oszacować, kto przy zaciętej rywalizacji ostatecznie będzie górą.
Jeszcze w noc wyborczą Trump oświadczył, że wygrał, ale w Białym Domu nie dało się nie zauważyć, że entuzjazm był stonowany. W tym samym przemówieniu republikanin mówił o oszustwach. Jego otoczenie nic jednak nie wskórało na drodze prawnej. Sądy odrzucały pozwy dotyczące domniemanych fałszerstw, a po jego stronie nie stanął też Sąd Najwyższy, w którym większość mają konserwatyści. Ponowne przeliczenie głosów w Georgii i Wisconsin nie zmieniło wyniku na korzyść Trumpa. To wszystko nie oznacza, że proces wyborczy w 2020 r. nie był wadliwy. W Georgii bez ponownego liczenia głosów nie dowiedzielibyśmy się o dwóch pakietach, których wcześniej nie uwzględniono w rezultatach – każdy z nich z prawie 3 tys. kart wyborczych. Audyt w hrabstwie Maricopa w Arizonie wykazał natomiast, że przewaga Bidena nad Trumpem była większa o 360 głosów niż wcześniej podawano. To rysy na wizerunku kraju aspirującego do rangi światowego wzoru demokracji, jednak pomyłek zmieniających wynik wyborczy udowodnić się nie udało.
77 proc. wyborców republikanów chce Trumpa znów w Białym Domu
Większość mediów i organizacji pozarządowych wskazuje, że ubiegłoroczne głosowanie nie zostało wypaczone i przebiegło uczciwie. Tego samego zdania jest część republikanów, w tym sekretarz stanu Georgii Brad Raffensperger, którego Trump naciskał, by ten znalazł taką liczbę głosów, która pozwoliłaby mu prześcignąć Bidena. Rozmowa telefoniczna miała miejsce w ostatnie dni prezydentury miliardera, gdy Trump coraz bardziej odcinał się od doradców, zawierzając głównie swojemu prawnikowi i byłemu burmistrzowi Nowego Jorku Rudy’emu Giulianiemu. Trump naciskał też na resort sprawiedliwości, by urzędnicy sprawdzili, czy ktoś używał z Włoch wojskowych satelitów, by manipulować przy rezultatach.
W sieci już od listopada 2020 r. roiło się od teorii, mniej lub bardziej spiskowych, w jaki sposób republikanin miałby zachować kontrolę nad Białym Domem. Sytuacja między skłóconymi obozami politycznymi była pod koniec 2020 r. na tyle napięta, że w Waszyngtonie zastanawiano się, czy Trump przekaże władzę pokojowo. Do stolicy USA, miasta na wskroś liberalnego, zjeżdżali protestować przekonani o masowych fałszerstwach republikanie. W dniu zatwierdzania wyniku wyborczego przez Kongres jeden z ich marszów, poprzedzony płomiennymi przemówieniami odchodzącego prezydenta i Giulianiego, zakończył się szturmem na Kapitol, w trakcie którego zginęło pięć osób. Rozlew krwi w świątyni demokracji stał się dla Amerykanów narodową traumą.
Po roku Trumpowi wierzy w sprawie oszustw prawie jedna trzecia Amerykanów, w tym aż dwie trzecie republikanów. Rezydent Mar-a-Lago stara się to politycznie dyskontować. „Jeśli nie rozwiążemy sprawy oszustwa wyborczego z 2020 r., które dokładnie i rozstrzygająco udokumentowaliśmy, to republikanie nie pójdą głosować w 2022 i 2024 r. A to najważniejsza rzecz, jaką powinni zrobić” – przekonywał w niedawnym oświadczeniu. „WSJ” uznał to za „wiadomość do republikanów, że jeśli nie będą głośno udawać, iż Trump wygrał ostatnie wybory, to on dopilnuje, że GOP przegra także te następne”. Trump sam nie wyklucza startu w wyścigu prezydenckim w 2024 r. Październikowy sondaż dla „The Hill” wskazuje, że chce tego 77 proc. wyborców republikanów. Były prezydent jest też faworytem bukmacherów do partyjnej nominacji. Kolejni na liście są gubernator Florydy Ron DeSantis oraz była gubernator Karoliny Południowej Nikki Haley, dawna sojuszniczka Trumpa, która teraz lekko się od niego dystansuje. ©℗