"Kto zostanie kanclerzem (Niemiec), okaże się później. Armin Laschet i Olaf Scholz walczą o przywództwo. Ale o składzie następnego rządu zadecydują Zieloni i FDP" - pisze w poniedziałek "Berliner Zeitung". W podobnym tonie utrzymana jest większość komentarzy prasowych po niedzielnych wyborach do Bundestagu.

"Kampania wyborcza była nudna, wszyscy kandydaci nie byli atrakcyjni, często to słyszeliśmy w ostatnich tygodniach" - stwierdza "Spiegel". Ci, którzy narzekali, "otrzymali rekompensatę w wieczór wyborczy" (...). "To naprawdę nie mogło być bardziej ekscytujące. Kto jednak zostanie kanclerzem i kto utworzy następny rząd - tę decyzję wyborcy przekazali partiom" - pisze tygodnik.

"Zieloni oczekiwali więcej, w końcu po raz pierwszy postawili sobie za cel wyborczy koronę kanclerza. Niejeden doświadczony doradca ostrzegał, że nominacja kandydata na kanclerza może stać się ciężarem (...). Annalena Baerbock szybko to odczuła, każdy jej błąd ważył dwa razy więcej. Zieloni mają duże szanse na wejście do rządu po 16 latach w opozycji - ale znów jako kelnerzy, a nie kucharze, by użyć bon motu Gerharda Schroedera. Ponieważ znacznie wyprzedzają FDP, mają przynajmniej rolę głównego kelnera" - zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung"

"Jest to thriller polityczny. Wyborcy wykonali wspaniałą pracę. Laschet chce rządzić. Mówi o wyjątkowej sytuacji, co oznacza, że prawdopodobnie po raz pierwszy od 60 lat (...) będzie sojusz trzech partnerów. Ale wyjątkową sytuacją jest też, gdy przegrany w wyborach chce stanąć na czele rządu. Jeśli Laschet nie zostanie kanclerzem, jego kariera polityczna prawdopodobnie dobiegnie końca" - pisze portal RND. Tymczasem "socjaldemokraci są u stóp Olafa Scholza, (...) którego nie chcieli uczynić przywódcą partii" - dodaje.

Dziennik "Rheinische Post" uważa, że "Laschet jest odpowiedzialny za historycznie najgorszy wynik CDU/CSU. (...) Laschet nie spełnił swojej obietnicy - zdobycia kanclerstwa dla Unii w noc wyborczą. (...) A jeśli chce zostać następcą Angeli Merkel na stanowisku kanclerza, będzie musiał dokonać wielu politycznych zwrotów akcji. Prawdopodobnie zbyt wielu" - stwierdza gazeta.

Jeśli Laschetowi "uda się wykuć sojusz rządowy, po raz kolejny sprosta swojemu wizerunkowi człowieka, który potrafi się postawić - o niewiarygodnej zdolności do znoszenia trudów, o nerwach ze stali i wytrzymałości, którą posiada niewielu. Jeśli jednak to się nie uda, kariera polityczna Lascheta będzie zagrożona, a CDU czeka prawdopodobnie prawdziwa rzeź" - prognozuje dziennik "taz".

"Bild" następująco komentuje dzień wyborów: "Niemcy zagłosowali. Ale nic nie zostało jeszcze postanowione. Nie jest pewne, jaki rząd otrzyma nasz kraj. Jak również to, kto będzie go prowadził. Pewne jest tylko to, że dzień wyborów był świętem demokracji. W całym naszym pięknym kraju ludzie z samego rana szli do lokali wyborczych, aby spełnić swój obywatelski obowiązek. Rodzice tłumaczyli swoim dzieciom, jak działa demokracja przed urnami wyborczymi. Seniorzy, którzy być może pamiętają jeszcze mroczne czasy, sumiennie wypełniali karty do głosowania. W takim dniu nie sposób nie być sentymentalnym, nie mieć gęsiej skórki".