Unia Europejska rozważa zwiększenie zaangażowania w kluczowym z perspektywy kryzysu uchodźczego państwie. Portal EUobserver dotarł do raportu, z którego wynika, że Unia pracuje nad planem operacji wojskowej w Libii. Oficjalnie ma chodzić o zakończenie handlu ludźmi i bronią w regionie.
Niestabilna sytuacja w Libii utrzymuje się od 2011 r., kiedy doszło do obalenia jej wieloletniego przywódcy Mu’ammara al-Kaddafiego. W październiku ubiegłego roku między dowódcami wojskowymi rządu libijskiego i siłami opozycyjnymi pod dowództwem generała Khalify Haftara zawarte zostało porozumienie o zawieszeniu broni. Libią od marca tego roku rządzi wspierany przez ONZ Abd al-Hamid ad-Dubajba.
Jednak Libijska Armia Narodowa, której przewodzi Khalifa Haftar, wciąż kontroluje znaczną część wschodniej i południowej części kraju. Działa tam również wielu zagranicznych bojowników. Kwitnie handel ropą, bronią i ludźmi.
Dla UE to afrykańskie państwo jest jednak kluczowe z innego powodu: przez Libię wiedzie tzw. środkowośródziemnomorski szlak migracyjny, którym każdego roku tysiące uchodźców próbuje przedostać się na Stary Kontynent.
Dokument Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych stwierdza, że libijski proces pokojowy wymaga przeprowadzenia rozbrojenia, demobilizacji i reintegracji bojowników, a także fundamentalnej reformy sektora bezpieczeństwa. A skoro pojawia się taka potrzeba, to UE wychodzi z założenia, że powinno się rozważyć zaangażowanie wojskowe. Po to, by nie pozostawiać całego pola do działania w sferze wojskowej państwom trzecim. – W dłuższej perspektywie należy przemyśleć zaangażowanie militarne w ramach Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony z mandatem do wsparcia procesu reformy sektora bezpieczeństwa w domenie wojskowej – napisano w raporcie.
Dokument nie wymienia co prawda państw, których dominacji miałaby obawiać się Unia. Ale w wojnę domową w Libii zaangażowane były przede wszystkim Arabia Saudyjska, Rosja, Jordania, Czad, Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Turcja. I to właśnie do tej ostatniej nawiązuje pismo. Mówi bowiem o kraju, który odmawiał inspekcji podejrzanych dostaw broni do Libii, tym samym naruszając nałożone przez ONZ embargo.
W ten sposób postępowały Turcja i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Oba państwa regularnie łamały embargo na broń, podsycając kryzys. Podczas trwającego przez lata konfliktu Turcja wspierała bowiem uznany na arenie międzynarodowej rząd w Trypolisie, a ZEA wzmacniały przeciwne mu siły we wschodniej Libii pod dowództwem generała Haftara.
W raporcie można przeczytać, że to samo państwo, które łamało embargo, utrzymuje w Libii silną obecność wojskową i zapewnia szkolenia wybranym siłom zbrojnym w zachodniej części kraju, zwłaszcza straży przybrzeżnej i marynarce wojennej. Wojska do Libii na początku ubiegłego roku wysłał właśnie turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan. Dla Unii stanowi to poważny problem.
Bruksela obawia się, że Ankara przejmie w ten sposób kontrolę nad szlakiem środkowośródziemnomorskim, wzmacniając tym samym swój wpływ na Wspólnotę w kwestiach migracyjnych. Tym bardziej że zarządza już trasą wiodącą przez Grecję. Szlak ten jest jednym z najczęściej wybieranych przez podążających do Europy uchodźców. UE nie chce pozwolić, by to Erdoğan decydował, kto pojawi się na jej terytorium. Zamierza zatem umocnić swoją pozycję w Libii. – Dostawy sprzętu powinny być powiązane z akceptacją przez władze Libii szkoleń organizowanych przez UE – napisano w raporcie.
Sytuacja na szlaku z Libii do Włoch jest coraz poważniejsza. W ubiegłą środę Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji poinformowała, że w pierwszej połowie 2021 r. podwoiła się liczba osób, które zginęły, próbując przedostać się do Europy przez Morze Śródziemne. Odnotowano co najmniej 1,1 tys. przypadków zgonów, podczas gdy w latach 2019 i 2020 było ich odpowiednio 513 i 647. Najbardziej śmiertelny okazał się właśnie odcinek między Libią a Włochami. Pochłonął aż 741 ofiar.
Organizacja zauważa, że wzrost zgonów na tej trasie wynika ze zwiększonej liczby łodzi, które wypuszczane są z Libii. Obrońcy praw człowieka coraz głośniej mówią też, że ci, których służby UE zawracają do wybrzeży Afryki, zmuszeni są do funkcjonowania w warunkach przypominających obozy koncentracyjne i poddawani są torturom. Oskarżają tym samym UE –w szczególności służbę graniczną Frontex – o liczne zaniedbania.
Na morzu działa unijna wojskowa operacja zarządzania kryzysowego Irini. Jej podstawowym założeniem jest zapobieganie nielegalnemu handlowi bronią, wywozowi ropy naftowej z Libii oraz szkolenie libijskiej straży przybrzeżnej i marynarki wojennej w zadaniach związanych z egzekwowaniem prawa na morzu. Operacja ma przyczyniać się również do ograniczania przemytu oraz handlu ludźmi.
W dokumencie napisano jednak, że władze libijskie wyraziły potrzebę, by UE wsparła je nie tylko na morzu, ale również na pozostałych granicach. Także na południowej, która wiedzie przez pustynię, a kontrolowana jest przez różne plemiona, milicję i handlarzy powiązanych z grupami dżihadystów, co stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. – Jeżeli władze libijskie wyrażą zgodę, UE będzie mogła uzyskać prawo do nadzoru powietrznego nad terytorium kraju – napisano w dokumencie.
Rzeczniczka Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych Nabila Massrali zaprzecza, jakoby Unia Europejska planowała zdecydować się na taki ruch, by wesprzeć zawieszenie broni w kraju. – UE jest zaangażowana w dążenia do przywrócenia pokoju i stabilności w Libii poprzez misję cywilną EUBAM oraz operację wojskową na Morzu Śródziemnym Irini – powiedziała na konferencji prasowej.
Rośnie liczba ofiar na szlaku migracyjnym z Libii