Nowe twarze na francuskiej scenie politycznej sprawiają, że Marine Le Pen zaczyna się jawić jako kandydatka umiarkowana.

Do walki o fotel prezydencki być może wkrótce dołączy Éric Zemmour. To znany prawicowy dziennikarz „Le Figaro” i stacji telewizyjnej CNews. W przeszłości był kilkukrotnie skazany za podżeganie do nienawiści na tle rasowym i religijnym. W 2010 r. za stwierdzenie, że większość handlarzy narkotyków to czarnoskórzy i Arabowie, a w 2019 r. za porównanie muzułmanów do kolonizatorów.
Jeśli wystartuje w wyścigu do Pałacu Elizejskiego, to zostanie najbardziej wysuniętym na prawo kandydatem na scenie politycznej. Wypowiedzi Zemmoura uważane są za tak radykalne, że codzienne programy z jego udziałem nie są prowadzone na żywo, a przed emisją dokładnie sprawdza się ich treść.
Dziennikarz od dawna wykorzystuje swoją platformę do promowania skrajnych poglądów. W programie „Face à L’Info” kładzie nacisk na problemy związane z przestępczością i bezpieczeństwem narodowym. Z sondażu przeprowadzonego w kwietniu przez instytut badań publicznych Ifop wynika, że podczas przyszłorocznych wyborów prezydenckich to właśnie te kwestie będą dla francuskiego społeczeństwa najważniejsze. Bardziej niż kwestie związane z bezrobociem.
Zemmour jest na prawicy bardzo popularny, a jego książki sprzedawały się dotychczas w nakładzie kilkuset tysięcy egzemplarzy. Póki co badania Ifop pokazują, że oddanie na niego głosu rozważa ok. 13 proc. Francuzów, ale tylko 4 proc. zrobiłoby to na pewno.
Pojawienie się na scenie politycznej kolejnego konserwatywnego kandydata niesie ze sobą ryzyko odebrania części głosów liderce Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Taka sytuacja ma już miejsce, ale na francuskiej lewicy, która nie zdecydowała się na wystawienie wspólnego kandydata. Najwięcej, bo 11 proc. społeczeństwa, chce głosować na Jeana-Luca Mélenchona z partii Niepokorna Francja. Politycy pozostałych progresywnych ugrupowań mogą się cieszyć zaledwie kilkuprocentowym poparciem.
Według „Politico” Le Pen jest świadoma, że start dziennikarza mógłby uniemożliwić jej wejście do drugiej tury wyborów. O pomoc w tej sprawie miała nawet poprosić swojego ojca Jeana-Marie, założyciela i wieloletniego lidera Frontu Narodowego (dziś funkcjonującego pod nazwą Zjednoczenie Narodowe), którego w 2015 r. zawiesiła w prawach członka partii.
Oficjalnie jednak konkurencji się nie boi. Twierdzi, że na tle Zemmoura prezentuje się jako rozsądna kandydatka.
– On mówi o zderzeniu cywilizacji, a ja przekonuję, że islam jest zgodny z Republiką – tłumaczy cytowana przez „Politico”. Liderka nacjonalistycznego ugrupowania walczy bowiem o głosy umiarkowanych wyborców. Dzięki temu obecnie to nie ona, ale jej główny rywal – urzędujący prezydent Emmanuel Macron – jawi się jako bardziej radykalny polityk. Szczególnie w kwestii walki z tzw. separatyzmem islamskim. Zemmour ma teraz szansę przesunąć tę granicę jeszcze bardziej na prawo.
Dlatego poglądy Le Pen, niegdyś uważane za radykalne, dziś już nie bulwersują. W oczach francuskich wyborców stały się umiarkowane. – Widzimy, że idee Zjednoczenia Narodowego zostały znormalizowane i stanowią część debaty głównego nurtu – twierdzi wykładowca Sciences Po Gilles Ivaldi.
Dowodzi tego chociażby rosnąca zbieżność poglądów zwolenników centroprawicowej Partii Republikańskiej i wyborców Zjednoczenia. Według badania przeprowadzonego przez grupę ekspertów lewicowego think tanku Fondation Jean Jaurès w zakresie bezpieczeństwa oraz stosunku do islamu między elektoratami obu ugrupowań obecnie nie ma prawie żadnej różnicy.
„The Economist” zauważa, że kiedy grupa powiązanych ze skrajną prawicą, emerytowanych oficerów wojskowych podpisała list do władz, ostrzegając przed wybuchem wojny domowej z powodu „rozprzestrzeniającego się islamizmu”, aż 71 proc. wyborców Partii Republikańskiej zgodziło się z jego treścią. Wcześniej takie inicjatywy były przede wszystkim domeną Zjednoczenia.
Marine Le Pen chce tę sytuację wykorzystać, osłabiając partię centroprawicy i stając się alternatywą dla jej przyszłego kandydata. Nie podjęto jeszcze ostatecznej decyzji, kto będzie reprezentować republikanów w przyszłorocznych wyborach. Mówi się o kandydaturze Xaviera Bertranda, prezydenta regionu Hauts-de-France. Z sondażu przeprowadzonego w połowie maja przez Ifop wynika, że obecnie cieszy się on 16-procentowym poparciem, podczas gdy Le Pen może liczyć na 27–30 proc. głosów wyborców. Gdyby jednak zmierzyli się w drugiej turze, to Bertrand wygrałby i otrzymał 60 proc. wszystkich głosów.