Amerykanie przygotowali plan pokojowy dla Afganistanu. Jego realizacja byłaby zwieńczeniem ich 20-letniego zaangażowania w konflikt

Proponowane zmiany uwzględniają zastąpienie obecnego rządu tymczasową administracją. Ta – pod przewodnictwem prezydenta wybranego przez skonfliktowane strony – miałaby rządzić krajem do czasu wyborów, które odbyłyby się na podstawie konstytucji opracowanej przez prezydenta i specjalnie powołaną komisję. Do zadań komisji należałoby także monitorowanie zawieszenia broni.
Inicjatywa USA ma na celu przyspieszenie rozmów, które między talibami a rządem toczą się w Katarze z przerwami od września 2020 r. Sekretarz stanu Antony Blinken w liście do przywódców w Kabulu sugeruje, aby w najbliższych tygodniach zostały one uzupełnione o spotkanie w Turcji, podczas którego miałoby dojść do ostatecznego wypracowania porozumienia.
Plan Waszyngtonu nie spotka się jednak z automatyczną akceptacją Afgańczyków. Prezydent Aszraf Ghani nie popiera utworzenia rządu tymczasowego, traktując takie posunięcie jako próbę osłabienia jego władzy. Z kolei talibowie odrzucają zawieszenie broni i organizację wyborów. – Najbardziej spornym elementem amerykańskiego planu jest podział władzy – twierdzi Laurel Miller z think-tanku International Crisis Group.
Joe Biden liczy, że takie rozwiązanie ułatwiłoby wycofanie z kraju wojsk amerykańskich. Wcześniej do wycofania żołnierzy zobowiązał się prezydent Donald Trump. W lutym ubiegłego roku jego administracja zawarła z Afgańczykami porozumienie w tej sprawie. Zgodnie z jego zapisami ostatni żołnierze mieliby wyjechać z Afganistanu 1 maja 2021 r.
Prezydent Biden nie zdecydował jeszcze, czy dotrzyma obietnicy swojego poprzednika. Możliwe jest, że amerykańska obecność zostanie wydłużona. Ostateczna decyzja będzie zależeć od postępów procesu pokojowego. Za rządów Obamy Biden skłaniał się co prawda ku ograniczeniu obecności wojsk USA, ale jako prezydent musi rozważyć, czy całkowite ich wycofanie nie doprowadziłoby do pokonania sił rządowych przez talibów. Wielu dowódców wojskowych twierdzi również, że w efekcie Al-Kaida i inne wrogie USA ugrupowania mogłyby odzyskać znaczącą pozycję w kraju.
Podobne dylematy mają sojusznicy Stanów Zjednoczonych. Na spotkaniu ministrów obrony NATO w połowie lutego nie podjęto decyzji o dalszej obecności wojsk państw członkowskich w Afganistanie. Obecnie w olbrzymiej bazie wojskowej Bagram, ok. 60 km od Kabulu, stacjonuje prawie 400 polskich żołnierzy. To znacznie mniej niż w szczytowym momencie w 2011 r., kiedy było ich ponad 2,5 tys.
Wojsko Polskie zajmuje się głównie doradztwem i szkoleniem afgańskich sił bezpieczeństwa, czasem doraźną ochroną konwojów logistycznych. Ale decyzji w sprawie naszego zaangażowania Polska nie chce podejmować samodzielnie. – Razem z sojusznikami weszliśmy, razem wyjdziemy. Przypomnę, że Polska zaangażowała się w Afganistanie w ramach realizacji art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Tym samym nasza obecność ma charakter sojuszniczy i wszelkie decyzje co do jej kształtu będziemy podejmować wspólnie z sojusznikami – tłumaczy DGP Paweł Soloch, szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. – Dziś uważnie obserwujemy proces pokojowy oraz ewentualne decyzje Stanów Zjednoczonych. To na pewno jeden z tematów, o którym prezydent Andrzej Duda będzie rozmawiał podczas najbliższego spotkania przywódców państw NATO – dodaje minister.
Z 10-tysięcznego kontyngentu NATO żołnierze amerykańscy stanowią ok. 25 proc. Nawet jeśli Waszyngton zdecyduje o ich wycofaniu, nie oznacza to automatycznie zakończenia misji Sojuszu.