Prawie 140 mld euro – tyle wyniósł niemiecki deficyt sektora publicznego, czyli m.in. rządu i krajów związkowych, w ubiegłym roku. Jak podał Federalny Urząd Statystyczny Destatis, jest to równowartość 4,2 proc. PKB. I choć na tle jeszcze bardziej zadłużających się państw strefy euro dane te nie wyglądają najgorzej – deficyt za 2020 r. potrafi dojść w krajach południa Europy nawet do 10 proc. PKB – to jednak dla Niemców jest to pewna nowość.

Ostatni raz deficyt budżetowy za Odrą odnotowano w 2011 r. i od tego czasu dług publiczny co roku spada, z ok. 80 proc. do ok. 60 proc. PKB. „To drugi największy deficyt od czasów zjednoczenia” – czytamy w opracowaniu opublikowanym przez Destatis. Większy był tylko w 1995 r., gdy upaństwowiono część długu pochodzącego z dawnych przedsiębiorstw państwowych z czasów NRD. W stosunku do 2019 r. w 2020 wpływy budżetowe spadły o 3 proc., za to wydatki skoczyły aż o 9 proc.
Po stronie wpływów jest to związane z obniżką VAT z 7 do 5 proc. oraz z 19 do 16 proc. w drugiej połowie roku, a także mniejszymi o ponad 13 proc. wpływami z podatków od firm. Deficyt jest oczywiście związany z pandemicznym spowolnieniem gospodarczym i zwiększonymi wydatkami socjalnymi, które wzrosły o ok. 50 mld euro. Duża ich część to wydatki na zasiłki dla bezrobotnych i rodziców. Istotną pozycją budżetową był też zakup środków ochronnych do walki z COVID-19.
Niemcy planują deficyt budżetowy także w tym roku. Takie rozwiązanie zyskało już aprobatę parlamentu, który musi się zgodzić na odstąpienie od zapisanego w konstytucji hamulca budżetowego, czyli zakazu zadłużania się przez rząd i kraje związkowe o więcej niż 0,35 proc. PKB rocznie. Tym razem pożyczone ma być ok. 180 mld euro, z czego duża część ma pójść na pomoc przedsiębiorstwom. – W ten sposób wyjdziemy z kryzysu – zapowiadał minister finansów Olaf Schulz.
Jak już pisaliśmy, tradycyjny niemiecki konserwatyzm fiskalny odbija się negatywnie na stanie infrastruktury. – Od dwóch dekad wartość inwestycji publicznych w Niemczech ma charakter wyłącznie odtworzeniowy. W przybliżeniu ich wysokość jest równa temu, w jakim stopniu zużywa się infrastruktura publiczna (stopa inwestycji netto waha się w przedziale od minus 0,5 proc. do 0,5 proc. PKB). Inwestycje publiczne netto Niemiec były w ostatnich dwóch dekadach wyraźnie niższe niż we Francji, w drugiej największej gospodarce Unii Europejskiej. Także wartość inwestycji publicznych brutto Niemiec jest relatywnie niska. W 2019 r. wyniosła 2,5 proc. PKB i tylko w pięciu państwach UE była niższa – wyjaśniał Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Dlatego choć dług jest zaciągany z myślą o przeciwdziałaniu negatywnym skutkom ekonomicznym pandemii, według zapowiedzi rządowych ma się również wiązać z dużymi inwestycjami w infrastrukturę. Przede wszystkim chodzi o budowę i remonty dróg, kolei oraz dróg wodnych i kanałów, które w niemieckim systemie transportowym są znacznie istotniejsze niż w Polsce. Pieniędzy ma nie zabraknąć na rozwój technologii, m.in. sztucznej inteligencji i 5G. Wstępne plany zakładają jednak, że hamulec zadłużeniowy znów zadziała w 2022 r. O tym jednak będzie decydował rząd wyłoniony po wrześniowych wyborach do Bundestagu.
RFN poluzowała reguły ze względu na kryzys pandemiczny.