Kongres USA zatwierdził w czwartek głosy Kolegium Elektorów, uznając Demokratę Joe Bidena za zwycięzcę listopadowych wyborów prezydenckich. Inauguracja 46. przywódcy Stanów Zjednoczonych odbędzie się 20 stycznia.

Przed zaprzysiężeniem Bidena nie czekają już żadne poważniejsze formalności w związku z wyborami. Zakończone po blisko 16 godzinach, a w międzyczasie przerwane przez szturm tłumu na Kapitol posiedzenie Kongresu stanowiło zwieńczenie długiego i zawiłego procesu potwierdzania wyborczych rezultatów.

Uznanie przez Kongres głosowania Kolegium Elektorów jest zazwyczaj formalnością, która nie przyciąga większego zainteresowania mediów. W tym roku było inaczej ze względu na kontestowanie przez prezydenta USA Donalda Trumpa uczciwości wyborczego procesu. Część republikańskich kongresmenów złożyła zastrzeżenia co do rezultatów z Arizony oraz Pensylwanii. Senat i Izba Reprezentantów zdecydowaną większością głosów uznały jednak wyniki wyborów z tych oraz pozostałych 48 stanów i Dystryktu Kolumbii.

Historycznemu posiedzeniu przewodniczył wiceprezydent USA Mike Pence, który ostatecznie ogłosił Bidena wygranym. Konserwatywny polityk z Indiany nie wyszedł poza swoją przewidzianą przez prawo ceremonialną rolę i wbrew naciskom Trumpa nie odrzucił jednostronnie pakietów wyborczych, za co spotkała go krytyka ze strony gospodarza Białego Domu.

Przed wtargnięciem wandali do sali obrad Kongresu drewniane skrzynie z rezultatami Kolegium Elektorów zabezpieczył jeden z pracowników Senatu. Parlament został zmuszony do wstrzymania swoich prac; członkowie Izby Reprezentantów i senatorzy po opanowaniu sytuacji przez służby bezpieczeństwa byli zdeterminowani, by procedurę zakończyć jeszcze w nocy ze środy na czwartek.

Po szokującym szturmie na Kapitol niektórzy politycy Partii Republikańskiej bezpośrednio krytykują Trumpa, a według spekulacji mediów część z nich rozważa ewentualne odsunięcie go od władzy jeszcze przed 20 stycznia. Republikański senator z Teksasu John Cornyn ocenił, że "osiągnięto dno". Senator Lindsey Graham, bliski sojusznik Trumpa, mówił natomiast że to Biden wygrał i należy z tym się pogodzić.

Ku konsternacji Amerykanów wzburzony tłum zwolenników Trumpa w środę wtargnął do Kongresu, doprowadzając do przerwania jego posiedzenia, na którym zatwierdzano wynik wyborów prezydenckich. Wandale sforsowali kordony policji i służb Kongresu i chodzili po korytarzach parlamentu, pozowali do zdjęć z posągami i obrazami i krzyczeli: "USA, USA", "Zatrzymać oszustwo!" oraz "Nasza izba!". Niektórzy mieli ze sobą flagi Konfederacji.

Demonstranci, z których część była uzbrojona, weszli do sali obrad oraz biura szefowej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. Jedna osoba została śmiertelnie postrzelona przez straż Kongresu. Ogółem w trakcie zamieszek zginęły cztery osoby. Za brak zapewnienia bezpieczeństwa Kongresowi krytyka spada na policję oraz straż parlamentarną.