Zainteresowanie Warszawy udziałami we francusko-hiszpańsko-niemieckim Airbusie wyszło na światło dzienne w lutym, gdy napisał o tym dziennik „Le Monde”. – Pojawiła się dyskusja, czy Polska powinna być czwartym udziałowcem Airbusa. Musimy pamiętać, że to decyzja wymagająca ogromnych nakładów pieniężnych. Jeśli mielibyśmy objąć 4 proc. udziałów, to mówimy o 5–6 mld euro, czyli ogromnych pieniądzach – powiedział na początku marca w TVP World szef resortu aktywów państwowych Jakub Jaworowski.
– Taka decyzja musi być nie tylko poprzedzona dokładnymi analizami, ale też ustaleniem z Airbusem, przy produkcji jakich systemów uzbrojenia możemy z nim współpracować. W dzisiejszej sytuacji absolutnym priorytetem jest dostarczenie polskiej armii najlepszego możliwego wyposażenia – dodał minister. „Le Monde” twierdził, że premier Donald Tusk bierze pod uwagę dołączenie Polski do Francji, Hiszpanii i Niemiec i „chętnie patrzy na zakup udziałów” w koncernie.
Jeden z możliwych wariantów to...
Słowa Jaworowskiego mogą jednak wskazywać, że kierunek współpracy z zachodnioeuropejskim gigantem lotniczym będzie zupełnie inny. Jednym z możliwych wariantów mogłoby być odkurzenie pomysłu zakupu przez polski rząd produkowanych przez Airbus wielozadaniowych śmigłowców typu H225M, czyli caracali. Byłby to powrót do koncepcji wzmacniania sił zbrojnych z czasów drugiego rządu Tuska. W 2012 r. Warszawa rozpisała kontrakt na zakup wielozadaniowych śmigłowców dla polskiej armii. W kwietniu 2015 r. Ministerstwo Obrony Narodowej wybrało ofertę koncernu Airbus Helicopters; Francuzi mieli dostarczyć Polsce 50 maszyn typu H225M Caracal za 13,4 mld zł.
Umowa nie została jednak sfinalizowana przed zmianą rządów, a kontraktowi z Francuzami przeciwne było Prawo i Sprawiedliwość, w tym minister obrony narodowej Antoni Macierewicz oraz jego następca Mariusz Błaszczak. Renegocjacje umowy offsetowej nie przyniosły porozumienia i pod koniec 2016 r. rozmowy na temat zakupu caracali zostały finalnie zerwane. Zdaniem byłego szefa MON Janusza Onyszkiewicza to był błąd. – Ten niepotrzebny ruch naraził nas na spore koszty związane z karami umownymi i na pogorszenie relacji z tym konsorcjum. Nie mówiąc już o tym, że pozbawiliśmy armię dostaw bardzo potrzebnych śmigłowców – mówi nam Onyszkiewicz.
Zerwanie rozmów było też szeroko komentowane przez stronę francuską. – Airbus bardzo chciał zainwestować w Polsce. Chcieliśmy przyczynić się do stworzenia konkurencyjnego przemysłu lotniczo-kosmicznego w tym kraju. Ale polski rząd zatrzasnął nam drzwi przed nosem. Bierzemy to sobie do serca – mówił ówczesny szef Airbusa Tom Enders. Przez dekadę sytuacja się zmieniła. W 2024 r. MON podpisało z amerykańskim rządem umowę na dostawę 96 śmigłowców uderzeniowych AH-64E Apache. Wartość kontraktu wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym oraz zapasem amunicji i części zamiennych ustalono na 10 mld dol.
Zamiast śmigłowców moglibyśmy kupić transportowce
Jesteśmy już w innej sytuacji
W ocenie Onyszkiewicza taki ruch znacząco obniża prawdopodobieństwo powrotu do zakupu caracali. – Jesteśmy już w innej sytuacji niż 10 lat temu. Mamy zobowiązania kontraktowe wobec USA i żeby zrobić przestrzeń na zakup francuskich maszyn, musielibyśmy renegocjować umowę z Amerykanami. Nie wiem, czy w obecnej sytuacji politycznej byłby to właściwy kierunek. Byłbym sceptyczny – ocenia były szef resortu obrony. Dodaje jednak, że płaszczyzną pogłębionej współpracy z Airbusem mógłby być kontrakt na dostawę samolotów transportowych A400M.
– Tego typu maszyn polska armia potrzebuje, bo te, którymi dysponujemy, są dość wiekowe, mają przestarzałe parametry. Wejście w kooperację z Airbusem przy okazji A400M miałoby tę dodatkową zaletę, że stworzylibyśmy międzynarodowy alians, który jest obecnie korzystny ze względów finansowych – zauważa Onyszkiewicz. Dziś Europa preferuje transgraniczne projekty militarne. Wart 150 mld euro unijny pakiet pożyczek na cele obronne zakłada, że każdy z krajów członkowskich chętnych do pozyskania finansowania z tego źródła będzie musiał przedstawić plan zakupów uzbrojenia wspólnie z co najmniej jednym krajem Unii Europejskiej lub Ukrainą.
Temat współpracy jest rozwojowy
O możliwą współpracę z Airbusem – w świetle słów ministra Jaworowskiego – zapytaliśmy w resorcie aktywów państwowych. W oficjalnej odpowiedzi biuro prasowe MAP wskazało, że odpowiednim urzędem w sprawie potencjalnych zakupów sprzętu wojskowego pozostaje Ministerstwo Obrony Narodowej. Nieoficjalnie usłyszeliśmy jednak, że temat współpracy z Airbusem jest rozwojowy, a kolejne tygodnie mogą przynieść nowe informacje, a pobudzenie relacji z francusko-hiszpańsko-niemieckim koncernem może dotyczyć zarówno maszyn cywilnych, jak i wojskowych.
Zacieśnienie współpracy przemysłowej i wojskowej między Polską a Francją było omawiane na zeszłotygodniowym spotkaniu wiceministra obrony Pawła Bejdy z dyrektorem generalnym Francuskiej Agencji Uzbrojenia Emmanuelem Chivą. Francuskiej delegacji towarzyszyli przedstawiciele Airbusa, a istotnym punktem rozmów były „kwestie związane z potrzebami Sił Powietrznych RP w zakresie transportu strategicznego oraz zdolności do tankowania w powietrzu”. ©℗