Niemiecki przemysł chce, by rząd Olafa Scholza mocniej zaangażował się w walkę z niekorzystnymi także dla Polski regulacjami dla sektora bateryjnego. Zaproponowany sposób obliczania śladu węglowego może zagrozić pozycji obu naszych krajów w wyścigu o strategiczne inwestycje.

„Wzywamy pana do jak najszybszego wstawienia się na najwyższym szczeblu Komisji Europejskiej za interesami niemieckiego przemysłu oraz w imię światowej ochrony klimatu” – głosi list pięciu organizacji przemysłowych do Roberta Habecka, zastępcy kanclerza i ministra klimatu i gospodarki Niemiec, do którego dotarł dziennik „Die Welt”. „Niemiecki przemysł nie będzie w stanie dłużej efektywnie redukować emisji ze swojej działalności na całym świecie, jeśli najskuteczniejsze narzędzia dekarbonizacji przestaną być uznawane” – podkreślono.

Chodzi o projekt jednego z aktów wykonawczych do unijnego rozporządzenia bateryjnego, opisującego sposób wyliczania śladu węglowego produkcji tych urządzeń. Zgodnie ze wstępną propozycją, o której pod koniec lipca pisał „Puls Biznesu”, podstawą pomiaru „bagażu” CO2 ma być krajowy miks energetyczny. Akt w obecnym kształcie uznawany jest za owoc lobbingu Francji. Ta dzięki energetyce opartej na atomie kraj ten może się pochwalić jednymi z najniższych w UE wskaźników emisji z produkcji energii elektrycznej. Stąd w propozycji przeforsowanej przez Paryż nie bierze się pod uwagę wysiłków poszczególnych fabryk zmierzających do zakontraktowania czystej energii np. poprzez długoterminowe umowy typu PPA z wytwórcami OZE lub certyfikatów poświadczających pochodzenie energii ze źródeł bezemisyjnych. A to podstawowe narzędzia stosowane przez przemysł w krajach, gdzie istotna część prądu w sieci wytwarzana jest z paliw kopalnych.

Jedynym wyjątkiem od tej reguły, umożliwiającym fabrykom obniżenie raportowanego śladu węglowego, byłyby linie bezpośrednie łączące zakłady ze źródłami czystej energii. Taka infrastruktura gwarantuje zeroemisyjność na poziomie fizycznych przepływów energii elektrycznej, a nie tylko w bilansie handlowym. Dla większości inwestorów owa opcja nie wchodzi jednak w grę, bo wymaga nie tylko potężnych nakładów finansowych, lecz także dogodnych warunków terenowych.

Raportowanie emisji do 2026 roku

Zgodnie z rozporządzeniem bateryjnym europejscy producenci baterii i pojazdów elektrycznych będą musieli raportować swoje emisje od 2026 r. Rok później baterie będą kategoryzowane według emisyjnych klas. W 2029 r. mają z kolei wejść w życie limity emisyjności baterii stosowanych w napędach pojazdów elektrycznych oraz w przemyśle.

Dla krajów takich jak Polska i Niemcy proponowany mechanizm wyliczania śladu węglowego to problem. Z jednej strony, ze względu na znaczący wciąż udział węgla i innych paliw kopalnych w miksie, z drugiej – z uwagi na apetyt na status europejskich liderów nowego przemysłu . Oba kraje są w światowej czołówce producentów baterii i planują kolejne inwestycje.

Wyłączenie kontraktów PPA i zakupów certyfikowanej czystej energii na giełdzie z kalkulacji to – w ocenie przeciwników aktu w proponowanym kształcie – totalna zmiana reguł, która w dodatku nie pomoże klimatowi. Wręcz przeciwnie: według nich może się negatywnie odbić na motywacjach do inwestowania w OZE. Nasi rozmówcy z branży motoryzacyjnej powołują się m.in. na dyrektywę OZE, wytyczne ekspertów KE ze Wspólnego Centrum Badawczego (JCR) oraz międzynarodowe normy raportowania emisji gazów cieplarnianych (GHG Protocol) opracowywane wspólnymi siłami przez przemysł i czołowe organizacje ekologiczne. Zakładają one akceptację umów PPA i certyfikatów pochodzenia energii pod warunkiem zapewnienia odpowiednich standardów ich rzetelności.

Na dodatek prężnie rozwijający się sektor bateryjny nie jest jedynym, który może ucierpieć na skutek przyjęcia przez instytucje europejskie niekorzystnych dla Polski mechanizmów obliczania śladu węglowego. Największą obawę, o jakiej słyszymy w kilku źródłach, stanowi to, że akt delegowany w sprawie baterii będzie traktowany jako wzór dla podobnych regulacji dla innych branż.

Efekt? Według przedstawicieli przemysłu w Polsce i Niemczech widmo trwałej dyskryminacji tych krajów jako lokalizacji strategicznych inwestycji. Jak podkreśla w odpowiedzi na nasze pytania niemiecka organizacja przemysłu motoryzacyjnego VDA (inicjator listu do Habecka), przyjęty sposób obliczania emisyjności krajowego miksu stawia kraje z historycznie dominującym udziałem węgla w energetyce na straconej pozycji. – A przecież sektor motoryzacyjny ma niewielki wpływ na miks energetyczny w skali kraju czy regionu – mówi nam rzecznik prasowy VDA.

Obliczanie śladu węglowego baterii

Organizacja ma alternatywne pomysły na obliczanie śladu węglowego baterii. Oprócz uznania wkładu kontraktów na dostawy czystej energii VDA proponuje, by jako podstawę do wyliczeń traktować emisyjność regionalnego miksu energetycznego – być może nawet w ramach całej UE. W ten sposób do minimum ograniczono by wpływ krajowych uwarunkowań energetycznych na pozycję konkurencyjną poszczególnych krajów.

Mimo że od nadania listu przemysłowców do Habecka minął miesiąc, Berlin unika zajęcia stanowiska w tej sprawie. Od czwartku czasu na udzielenie odpowiedzi na pytania DGP w tej sprawie nie znalazło Federalne Ministerstwo Gospodarki i Ochrony Klimatu (BMWK). Jest jednak jasne, że zdecydowane włączenie się do negocjacji kontrowersyjnych zapisów największej gospodarki UE mogłoby być w tej sprawie „gamechangerem”.

Jak podkreśla w odpowiedzi na nasze pytania Ministerstwo Rozwoju i Technologii, walka o ostateczny kształt regulacji bateryjnych jeszcze się nie skończyła. Resort zapewnia, że nie zgadza się z proponowanymi przez KE rozwiązaniami i prowadzi „intensywne rozmowy” zarówno z samą Komisją, jak i innymi państwami członkowskimi, aby wpłynąć na ich zmianę, ograniczyć ryzyka i wziąć pod uwagę zastrzeżenia zgłaszane przez przemysł. Jak zauważa MRiT, nawet jeśli w początkowym okresie niekorzystny mechanizm wyliczania śladu węglowego nie wpłynie bezpośrednio na produkcję baterii, to będzie miał znaczenie przy ich sprzedaży. A w konsekwencji stanie się czynnikiem ryzyka dla firm planujących rozwój produkcji w Polsce. Na pytania o możliwość stworzenia w tej sprawie szerszej koalicji państw członkowskich resort jednak nie odpowiedział.

W branży się mówi, że polski rząd przegapił najważniejszy moment, by wpłynąć na unijne przepisy. Jak słyszymy, z kluczowymi interesariuszami do dziś nie podjęto kontaktu – mimo że na początku sierpnia sprawa była szeroko opisywana przez media. Wcześniej prace nad kluczowym aktem wykonawczym przespał jednak także sam biznes. W trwających miesiąc konsultacjach publicznych rozpoczętych pod koniec kwietnia br. udział wzięło 127 podmiotów, w tym tylko jeden z Polski – Izba Gospodarcza Metali Nieżelaznych i Recyklingu.

– Dotychczasowa aktywność polskiego rządu w sprawie aktu delegowanego o metodologii obliczania śladu węglowego baterii według naszej wiedzy była ograniczona, co budzi pewne obawy wśród członków naszej Izby. IGMNiR od początku podkreślała istotność tej regulacji i jej potencjalny wpływ na polski przemysł bateryjny, ale także na cały sektor metali nieżelaznych. Wskazywaliśmy na ryzyko, jakie niesie ze sobą wprowadzenie nieadekwatnych metodologii, które mogą nie uwzględniać specyfiki krajowych realiów energetycznych i przemysłowych – mówi DGP Marek Suchowolec z zarządu Izby.

Jak podkreśla, organizacja oczekuje od rządu większego zaangażowania na kolejnym etapie negocjacji i zapewnienia, by przy wyliczeniach śladu węglowego polskich firm brano pod uwagę posiadane przez nie kontrakty na dostawy czystej energii. Nasz rozmówca dodaje, że IGMNiR współpracuje w tej sprawie z partnerami z innych krajów. – Stanowisko Niemiec może znacząco wpłynąć na kształt przepisów dotyczących śladu węglowego. Wspólne działanie z tym krajem mogłoby zwiększyć szanse na zablokowanie lub przynajmniej zrewidowanie proponowanych niekorzystnych zapisów – przekonuje Marek Suchowolec. ©℗