Od lat 1 sierpnia o 17:00, w godzinie „W” Warszawa zatrzymuje się na kilka chwil, ludzie stają w wielu miastach w Polsce i nie tylko. Dla większości z nas takie przejawy patriotyzmu i historycznej pamięci są czymś naturalnym, tak jak śpiewanie niezakazanych już piosenek. Ale nie zawsze tak było. Gdyby pan miał podzielić naszą powojenną historię z punktu widzenia tego jak traktowane było Powstanie Warszawskie i pamięć o nim, jak traktowani byli sami Powstańcy.

ikona lupy />
Paweł Ukielski, historyk, politolog, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego / Materiały prasowe

Pierwszy sygnał do ataku na ideę Powstania dał już Stalin w jego trakcie, mówiąc o awanturze, z którą nie chce mieć nic wspólnego. Komuniści za nim podążali, więc czasy stalinowskie - do 1954, a tak naprawdę do 1956 r. to jest czarny okres. Chociaż można wyróżnić dwa podokresy. Pierwszy tuż po wojnie, do 1947-48 r., była jeszcze pewna ograniczona zgoda na obchody rocznicowe, pojawiały się pierwsze upamiętnienia. Później nastał okres najczarniejszy, który można datować od rozpoczęcia wielkich aresztowań żołnierzy Armii Krajowej. W 1948 r., w wigilię aresztowano Jana Rodowicza „Anodę” i innych „Zośkowców”. Zaczął się czas, kiedy nie tylko sama idea powstania czy dowódcy są krytykowani czy wręcz obrażani i zwalczani, ale dotyka to wszystkich Powstańców. Później nastąpiła odwilż, która jednak nie trwała długo, bo już od 1958 r. na nowo ta śruba była dokręcana przez Gomułkę, chociaż oczywiście nie było już powrotu do sytuacji z czasów stalinowskich. Później na pewno należy wspomnieć o karnawale Solidarności, kiedy tematyka powstańcza pojawiła się w podziemnej prasie, literaturze. A potem stan wojenny i wychodzenie z niego; wtedy można mówić o próbach „umizgów” generała Jaruzelskiego do środowisk patriotycznych, co zakończyło się już po wyborach czerwcowych odsłonięciem 1 sierpnia 1989 r. Pomnika Powstania Warszawskiego.

W zbiorach Muzeum Powstania Warszawskiego jest mało zdjęć z obchodów w latach 1945-1947, choć wtedy żyli przecież koledzy tych, którzy polegli, żyli ludzie którzy Powstanie widzieli na własne oczy i ta pamięć powinna być bardzo żywa.

Pamięć była bardzo żywa, ale mimo że nie był ten jeszcze najgorszy okres, to już trwała nieustanna walka środowiska powstańczego z władzami. Nie udało się stworzyć większości zwartych kwater na Powązkach. Powstała tylko kwatera oddziału „Kryska”. Jednocześnie jednak udawało się tych żołnierzy na Powązkach pochować.

To chyba dosyć naturalna sytuacja, ponieważ odbywały się ekshumacje działały komitety i gdzieś żołnierzy pochować było trzeba…

Ale myślę, że gdyby to był rok 1950, to na pewno nie byłyby to Powązki. Sytuację trzeba trochę niuansować. Władze komunistyczne w 1945 czy 1946 r. nie były mniej totalitarne i mniej zbrodnicze niż w roku 1948 czy 1949, ale jeszcze ich potęga nie była tak ugruntowana. Pamiętajmy, że wtedy funkcjonowała silna partyzantka antykomunistyczna, więc próbowano skłonić żołnierzy Armii Krajowej do ujawniania się. Dlatego władze komunistyczne szły na pewne ustępstwa. Stosowano też podział na zbrodnicze wręcz dowództwo i bohaterskich żołnierzy. Już w 1945 r. ten podział zarysował Gomułka. W latach 1948-49 z kolei potępiano wszystkich w czambuł i zarzucano Armii Krajowej współpracę z Niemcami, co było największym absurdem, jaki można było wymyślić. Później wrócono do propagandy, że to dowódcy i ich polityczni mocodawcy są za wszystko odpowiedzialni, natomiast szeregowi żołnierze, czy dowódcy niskiego szczebla wykazywali się bohaterstwem. Gdy było akurat bardziej „odwilżowo”, można było nawet otwarcie mówić o Armii Krajowej. W gorszych okresach posługiwano się eufemizmem „lud Warszawy”.

Lud Warszawy pamiętał o rocznicach. Uroczystości odbywały się w kościołach, miejscach walk i tam gdzie ginęli Powstańcy czy Warszawiacy. W pierwszych powojennych latach wystawiane były nawet warty honorowe żołnierzy Wojska Polskiego. W 1946 r. na Powązkach odsłonięto pomnik Gloria Victis.

To było jedyne upamiętnienie Powstania Warszawskiego w tej formie w samej Warszawie, na które władze się zgodziły, zastrzegając że może się ono znaleźć wyłącznie na cmentarzu. Do dzisiaj pomnik Gloria Victis jest takim miejscem, przy którym jest celebrowana godzina „W”. Tam od 1946 r. gromadzą się powstańcy i to jest dla nich największa świętość.

Władze komunistyczne musiały zwalczać pamięć Powstania Warszawskiego, bo pełna prawda o nim, delegitymizowałaby władzę. Nie dało się go jednak całkowicie przemilczeć, bo to było zbyt duże wydarzenie, w którym brały udział setki tysięcy ludzi. W Warszawie w chwili jego wybuchu przebywało około 900 tys. mieszkańców.

Dlaczego Powstanie było tak zakłamywane przez ludową władzę? Żeby to zrozumieć chyba trzeba powiedzieć co nieco o Akcji „Burza” i przyczynach wybuchu Powstania.

Akcja „Burza” była odpowiedzią na zmiany sytuacji geopolitycznej w czasie II Wojny Światowej. W 1939 r. Polska została napadnięta przez Niemcy i Związek Sowiecki, z którym nie weszła formalnie w stan wojny. Nie wypowiedziano wojny Sowietom, natomiast oni zerwali stosunki z państwem polskim, uznając że ono przestało istnieć. Gdy Niemcy w 1941 r. napadły na Związek Sowiecki na nowo te stosunki zostały nawiązane, stworzono też armię Andersa. Do 1943 r. formalne relacje polsko-sowieckie były utrzymywane. Wówczas nastąpiło kilka zwrotów sytuacji - zginął generał Sikorski, aresztowano generała Grota-Roweckiego, ale przede wszystkim z punktu widzenia stosunków polsko-sowieckich odkryto groby katyńskie. Wtedy Sowieci, używając argumentu, że polski rząd na uchodźstwie wpisuje się w propagandę niemiecką, zerwali znowu stosunki. Stanęliśmy w obliczu takiej sytuacji, że sojusznik naszych sojuszników - nie utrzymywał z nami nawet relacji dyplomatycznych. Z drugiej strony, było już wiadomo, że to Sowieci będą wkraczać na terytorium Polski.
Trzeba było wymyślić nowy pomysł na walkę, w momencie gdy Niemcy zaczną przegrywać. Wcześniej planowano powstanie powszechne. W nowej sytuacji powstał plan operacji „Burza” – niewielkich, lokalnych powstań na tyłach frontu niemieckiego w momencie gdy Armia Czerwona zbliżała się do danego miasta. Armia Krajowa miała taktycznie wspomóc Armię Czerwoną, a jednocześnie w wyzwolonym mieście witać Sowietów jako gospodarz, pokazując że polskie struktury państwowe w tym miejscu istnieją. Na poziomie taktycznym we Lwowie czy w Wilnie ta współpraca Armii Krajowej z Armią Czerwoną przebiegała całkiem sprawnie i te miasta udało się dosyć szybko wyzwolić. Trzeba jednak pamiętać, że za Armią Czerwoną wkraczało NKWD i Smiersz, oddziały rozbrajające Polaków i aresztujące dowódców. Żołnierzy AK często siłą wcielano do Armii Czerwonej czy do Pierwszej Armii Wojska Polskiego.

Warszawa miała też zostać włączona w operację „Burza”, po to żeby opanować jak największą część miasta i powitać wkraczającą Armię Czerwoną. Pamiętajmy o symbolice miasta stołecznego. Armia Czerwona miała wkraczać jako wyzwolicie, ale nie okupant do miasta, gdzie istnieją struktury państwa polskiego.

Stalin nie pozwolił żeby powtórzyła się sytuacja ze Lwowa czy Wilna.

Dowódcy Powstania Warszawskiego brali pod uwagę to, że Stalin może ze względów politycznych zatrzymać ofensywę, dlatego ich celem było wywołanie powstania w momencie kiedy sowiecka ofensywa będzie nie do wstrzymania, a jednocześnie musieli zacząć je na tyle wcześnie, żeby zdążyć opanować jak najwięcej punktów w mieście. Niestety decyzja została podjęta na bazie, jak się okazało, fałszywych przesłanek, informacji, że Sowieci opanowali już właściwie Pragę.

Świętej pamięci Edmund Baranowski, pseudonim „Jur” z Batalionu „Miotła”, z którym miałem zaszczyt kilkakrotnie rozmawiać stworzył kronikę rocznic obchodów Powstania Warszawskiego. W oparciu o własne doświadczenie i analizę mediów opisał rok po roku wydarzenia związane z obchodami, atmosferę polityczną nastroje społeczne. To bardzo smutna lektura o zakłamywaniu historii przez władze ale też opowieść o wytrwałości i konsekwencji, o sensie walki o prawdę. Środowiska powstańcze skutecznie przechowywały tradycje niepodległościową szukały drogi ku wolności, dlatego też tak bała się ich komunistyczna władza. Ci ludzie mówili też o prawdziwej historii przekłamywanej przez władze, np. o Katyniu.

Powstanie Warszawskie i Katyń to są dwa wydarzenia które były w największym stopniu zafałszowane, zakłamywane czy, jak w przypadku Katynia, wręcz zamilczane w czasach komunistycznych. Powstanie Warszawskie było tłumione przez wojska niemieckie i to Niemcy są odpowiedzialne za śmierć dziesiątek tysięcy ludzi; do dzisiaj dokładnie nie znamy liczby ofiar, ale było to między 120 a 150 tys. cywilów i kilkanaście tysięcy Powstańców. Natomiast Katyń to wprost zbrodnia sowiecka. Oczywiście propaganda próbowała wmawiać światu, że to nieprawda, że to dzieło niemieckie. A że fakty dowodziły czego innego, jedyną możliwością było zamilczenie tego tematu.

Jednocześnie funkcjonował jednak drugi obieg. Środowiska powstańcze były jednymi z najbardziej zwartych i prężnych. Gromadziły wokół siebie przeciwników władzy.

Weterani Powstania byli groźni dla władzy, bo to ludzie, którzy przecież nie tak dawno, ryzykując życie, z bronią w ręku walczyli o wolność Polski. Nie można ich było łatwo zastraszyć chociaż oczywiście takie przypadki też się zdarzały. To były zwarte środowiska, które miały na celu kultywowanie pamięci, ale gdzieś w wielu z nich tliła się myśl o tym, że Polska powinna być wolna.
To powodowało, że władze komunistyczne ze wszelkich sił dążyły do ich rozbijania, skłócania, inwigilacji. W czasach stalinowskich zaś do aresztowań i nieraz nawet fizycznej likwidacji.

Baranowski w swojej kronice z 1950 r. pisze o prawie 15 tys. nazwisk na listach osób, które miały być aresztowane. Ostatecznie zamknięto prawie 5 tys. ludzi. Część z nich spędziła wiele lat w więzieniach, niektórzy zostali skazani na śmierć.

Myślę że to było dla powstańców psychicznie najtrudniejsze. Bohatersko walczyli z niemieckim okupantem. A później w Polsce została zainstalowana władza, formalnie polska, która ten ich wysiłek potraktowała nie jako bohaterstwo, ale jak zdradę, i oni za to, że walczyli o wolną Polskę później w tej Polsce niewolnej byli traktowani jak zbrodniarze. Myślę, że to mogło być dla nich najcięższe doświadczenie zwłaszcza że władza sowiecka, czy polska - komunistyczna była niezwykle brutalna.

Środowiska powstańcze próbowały się zorganizować w sposób oficjalny. Były starania o to żeby w momencie kiedy powstał ZBOWiD - Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, żeby w tej organizacji znalazło się miejsce dla akowców. Tutaj trzeba wspomnieć też o roli Jana Mazurkiewicza „Radosława”. Jesteśmy niedaleko ronda, Zgrupowania „Radosław”. Po wojnie odegrał istotną rolę w integracji środowisk powstańczych i właśnie w dążeniu do ich oficjalnego działania.

Próbowano na różne sposoby odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Wspomniany Jan Rodowicz „Anoda” integrował bardzo silnie środowiska „Zośkowców”, namawiał ich do kończenia studiów do działania na rzecz Polski takiej jaka ona jest. Sam studiował, mimo ciężkich ran odniesionych w czasie Powstania. Ale to go nie uchroniło przed aresztowaniem w 1948 r. i śmiercią, do dzisiaj nie do końca wyjaśnioną. Tak naprawdę dopiero odwilż postalinowska pozwoliła środowiskom powstańczym w miarę oficjalnie się spotykać. Chociaż i tak byli zawsze inwigilowani. W 1956 r. można mówić wręcz o wybuchu pamięci o Powstaniu, bo to było już dopuszczalne, ale u nas w muzeum są zdjęcia pozyskane z IPN, ze spotkania 1 sierpnia na Powązkach, na których Powstańcy są oznaczeni długopisem. Z jednej strony zostali dopuszczeni i do ZBOWiD, i zaczęły powstawać środowiska poszczególnych oddziałów, ale cały czas byli tym elementem podejrzanym, na który należało uważać i inwigilować. I to mimo, że przecież w 1957 r. sam Zenon Kliszko uznał ich za współtowarzyszy broni i apelował, żeby nie dzielić środowisk Armii Ludowej, Armii Krajowej i Ludowego Wojska Polskiego. Że wszyscy walczyli o wolność.

Myślę, że powinniśmy też powiedzieć dlaczego oni tak dążyli do tego, żeby działać w miarę oficjalnie. To jest pokolenie państwowców, ludzi wychowanych na tradycji walki o wolną Polskę. Zależało im na tym, żeby się włączyć, robić coś dla kraju.

Z całą pewnością, to było pokolenie państwowców. Dowódcy powstańczy pamiętali jeszcze rozbiory, szeregowi żołnierze, ci z pokolenia Kolumbów, pamiętali ten wielki entuzjazm budowania wolnej Polski po 1918 r. Oni nie akceptowali sytuacji politycznej czy geopolitycznej, zależności od Związku Sowieckiego, ale jednak uważali, że o Polskę należy dbać taką, jaka ona jest, robić ile się da. W ramach istniejących uwarunkowań, czasem zapewne nawet mogło ich to wieść na manowce, niektórzy może zbyt mocno zaangażowali się w te działania. Ale to z całą pewnością wynikało z formacji jeszcze sprzed wojny.

W Polsce Ludowej zbudowano jednak pomniki upamiętniające Powstanie Warszawskie.

Wspominaliśmy już o Glorii Victis. Pierwszy pomnik powstał w Słupsku jeszcze w 1945 r. Później było z tym znacznie trudniej. Gdy zaczęła się odwilż zaczęto mówić o jakimś pomniku w przestrzeni publicznej Warszawy. Skończyło się zgniłym kompromisem - Warszawską Nike, która pierwotnie miała być pomnikiem upamiętniającym Powstanie Warszawskie, a ostatecznie rozmyto to maksymalnie. Warszawska Nike została odsłonięta 20 lipca 1964 r. Jest pomnikiem Bohaterów Warszawy 1939-45. Z pierwotnego projektu usunięto barykady, które miały sugerować związek z Powstaniem Warszawskim.

Cały czas upamiętnianie wiązało się z kompromisami.

Tak było i z pomnikiem na placu Powstańców Warszawskich, odsłoniętym w 1979 r. Małym Powstańcem z 1983 r., i pomnikiem na placu Krasińskich, odsłoniętym 1 sierpnia 1989 r., który jest jakby zwieńczeniem PRL-u, a może otwarciem wolnej Polski.

Od kiedy tak naprawdę Warszawa obchodzi hucznie rocznice Powstania Warszawskiego?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo w jakimś sensie hucznie była obchodzona pierwsza, z całą pewnością rocznice 12. i 13., czyli w latach 1956 i 1957. Masowy udział obywateli zaskoczył wtedy władzę i już w 1958 r. były instrukcje jak pacyfikować i jak obniżać rangę, jak doprowadzić do tego, żeby te obchody były mniej liczne.

…bo trzeba odróżnić huczne obchody od państwowych hucznych obchodów…

Tak, oczywiście, chociaż w latach 1956 i 1957 obchody miały charakter państwowy, bo uczestniczyły w nich władze, natomiast zaskoczeniem była skala społecznego udziału.

Władze też miały chyba świadomość, że trzeba trochę skanalizować nastroje społeczne, zwłaszcza przy okrągłych rocznicach.

To prawda. Jednak w 1964 r. na 20 rocznicę władze znowu zorganizowały znacznie szerzej zakrojone obchody. Toczyła się wówczas swego rodzaju gra między społeczeństwem a władzami. Trwał konflikt Gomułki z Kościołem, zostały dwa lata do Millennium, czy, jak chciały władze, „Tysiąclecia” - w opozycji do kościelnego Millennium. Po kraju jeździł obraz Matki Boskiej Jasnogórskiej, a właściwie sama rama, bo zakazano peregrynacji obrazu. Emocje były mocno rozedrgane i właśnie obchody rocznicy Powstania miały je skanalizować.

A od kiedy tak na dobre zaczęło się obchodzenie rocznic już bez ograniczeń i politycznych nacisków?

Oczywiście po upadku komunizmu, po 1989 r. Przy czym 50. rocznica w 1994 r. nie miała tej rangi, co uroczystości w 2004 r., mimo, że obecny był prezydent Niemiec i przy ulicy Bielańskiej wmurowano kamień węgielny pod muzeum. Kolejną okrągłą, 60. rocznicę poprzedziło otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego, które ostatecznie znalazło się gdzie indziej. Można też mówić o zmianie sposobu myślenia o obchodach. Po pierwsze, Powstańcy zaczęli być traktowani jak prawdziwi bohaterowie. Jako zespół MPW, który tworzył koncepcję obchodów, chcieliśmy żeby wzięli w nich udział nie tylko przedstawiciele, ale wszyscy weterani. I to się udało, bo uczestniczyło ich w uroczystościach ok. 4 tys. Drugi element, który, jak myślę, spowodował, że Powstanie Warszawskie i rocznice stały się dobrem narodowym to inkluzywność. Zależało nam na tym, żeby wydarzenia związane z rocznicą przyciągały jak najszersze grono ludzi, żeby każdy mógł w nich znaleźć coś dla siebie.

Nie tylko oficjalne akademie…

Oficjalne uroczystości oczywiście są bardzo ważne. Stworzyliśmy tradycję, która jest kultywowana do dzisiaj, że prezydent Rzeczypospolitej i prezydent Warszawy spotykają się z wszystkimi Powstańcami w Parku Wolności przy muzeum. Tak jest od 20 lat. Ale jednocześnie od tamtego czasu organizujemy liczne wydarzenia o zupełnie odmiennym charakterze: koncerty rockowe, jazzowe, muzyki popularnej, spektakle teatralne, gry miejskie, wydarzenia sportowe takie jak Masa Powstańcza czyli przejazd rowerowy szlakiem któregoś z oddziałów. No i oczywiście wspólne śpiewanie piosenek. Udało się dzięki tym wszystkim działaniom spowodować, że obchody stały się wspólnotowe, że nie są wydarzeniem dla garstki oficjeli i weteranów. Każdy może się w tym odnaleźć i każdy może na swój sposób przeżywać te uroczystości.

Bardzo długo Warszawa i przede wszystkim Powstańcy musieli czekać na muzeum.

Rzeczywistość Polski Ludowej była taka, że Muzeum Powstania Warszawskiego nie mogło zostać stworzone, chociaż i tuż po wojnie były takie pomysły. Jedną z koncepcji było usypanie wielkiego kopca powstańczego. Powstał taki na Czerniakowie, ale gruz był też wywożony w inne miejsca. Pierwotny plan był taki, żeby to był jeden wielki kopiec, wewnątrz którego miałoby się znaleźć muzeum. Później przez wiele, wiele lat nie było właściwie o tym mowy, a walka toczyła się raczej o pomnik. Dopiero karnawał Solidarności przyniósł powrót tematu, powstał społeczny komitet budowy Muzeum Powstania Warszawskiego. Stan wojenny przekreślił te pomysły. W 1983 r. przy Muzeum Historycznym Miasta Stołecznego Warszawy powstał oddział, który miał gromadzić pamiątki, by później zostać przekształcony w Muzeum Powstania Warszawskiego.
W roku 1989 mamy odsłonięcie pomnika, ale mamy też wybuch wolności i sprawy historyczne schodzą na drugi plan. Brakowało woli, żeby w ogóle tą tematyką się zajmować. Przez 15 lat wolnej Polski nie powstało żadne nowe muzeum historyczne. Można rozumieć, że Polska odzyskała niepodległość, gospodarka była zrujnowana, trzeba było się więc zająć pilniejszymi sprawami. W obowiązującym wówczas neoliberalnym paradygmacie historia nie była tym, co jest najistotniejsze, a polityka historyczna raczej była spychana na margines.
Nastąpiło tak jak już wspominałem wmurowanie kamienia węgielnego pod przyszłe muzeum w Reducie Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej, ale – to też znak tamtych czasów raczkującego kapitalizmu - ten budynek został sprywatyzowany. Prawne zagadnienia spowodowały, że to muzeum przez lata nie powstawało i zapętlił się węzeł gordyjski. Dopiero Lech Kaczyński, jako prezydent Warszawy, zdecydował się go przeciąć, postanawiając, że Muzeum Powstania Warszawskiego powstanie w innej lokalizacji i to już na 60 rocznicę.

To było w 2003 r. Czasu zostało ekstremalnie mało.

Ale ta decyzja była słuszna. Powstańcy już 60 lat czekali, było ich coraz mniej, dowódcy nie dożyli powstania muzeum. Chodziło o to, żeby chociaż tych kilka tysięcy żyjących ówcześnie Powstańców do tego muzeum mogło przyjść.

Czy wiadomo ilu Powstańców może uczestniczyć w tegorocznych obchodach?

W naszej bazie danych mamy niespełna 400 żyjących Powstańców. Liczymy na to, że stu kilkudziesięciu będzie w stanie wziąć udział. Niestety to jest liczba, która z tygodnia na tydzień się zmniejsza. Jak mawiał generał Zbigniew Ścibor-Rylski: rządzi nami generał czas.

Jaki będzie sens i cel kolejnych obchodów, na których Powstańców już zabraknie?

Od początku naszą myślą było to, żeby kultywować pamięć o Powstaniu, ale też nieść w przyszłość wartości, które za nim stały. I to też przyświecało Powstańcom. Gdy tworzyliśmy muzeum, podejście kombatantów z początku było nieufne. To zrozumiałe, bo już tyle razy się sparzyli na kolejnych obietnicach, że trudno było żeby od razu zaufali, że ekipa bardzo młodych, niedoświadczonych ludzi udźwignie ten temat. Ale gdy zobaczyli entuzjazm, że zależy nam na tym i że sprawy faktycznie mają wsparcie w Lechu Kaczyńskim w ratuszu, to oni nam dość szybko zaufali. Również co do formy. Trochę się baliśmy, że będziemy robić nowoczesne muzeum, wręcz rewolucję w polskim muzealnictwie, a to są ludzie starsi, którzy raczej kojarzyli się z konserwatywnym podejściem. A oni nam powiedzieli wtedy: My znamy historię i to nie dla nas macie ją opowiedzieć. Jeżeli wiecie, jak ją opowiedzieć, tak żeby młodzi chcieli jej słuchać, to róbcie to po waszemu. To jest przesłanie, które od nich dostaliśmy i chcemy nieść w kolejne lata, gdy zabraknie już ostatniego z Powstańców.

Kto przejmie pałeczkę?

Staramy się pracować z różnymi środowiskami, od lat organizujemy zlot harcerski w tym roku będzie rekordowy – weźmie w nim udział prawie 2,5 tys. uczestników. Organizujemy środowisko potomków Powstańców w ramach projektu Korzenie pamięci. Bo to są ludzie, którzy wyrastali w atmosferze powstańczej i chcą te wartości nieść w przyszłość. Oni zatroszczą się o pamięć, gdy ostatni Powstańcy odejdą na wieczną wartę.