Ciężka praca i niskie zarobki zniechęcają. Kandydatki wybierają medycynę estetyczną albo kierunki lekarskie.

Ogłoszenie dyrektora Szpitala Miejskiego w Toruniu, który proponuje pacjentom dodatkową opiekę pielęgnacyjną świadczoną przez pielęgniarkę szpitala za 80 zł za godzinę, wywołało burzę w środowisku. „Jak macie na zbyciu 960 zł, to możecie sobie ogarnąć pielęgniarkę na oddziale wewnętrznym (…) w Toruniu na 12 godz. Pytanie, czy ci, co nie zapłacili, leżą głodni w g…nie?” – napisała pielęgniarka znana w internecie jako Siostra Bożenna. „Przyjmuję zakłady, czy NFZ tam wjedzie na chatę jak CBŚP gangusom z rana” – skomentował w serwisie X rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej Jakub Kosikowski. A rzecznik praw pacjenta (RPP) Bartłomiej Chmielowiec odpowiedział mu, że „sprawa zostanie wyjaśniona i zakończona niezwłocznie”.

Nie brakuje jednak głosów, że wychodząc z taką – niezgodną z prawem – ofertą, szpital pozwala zapewnić pacjentom opiekę, na jaką nie mogą liczyć w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. – Pielęgniarek rozpaczliwie brakuje na wszystkich oddziałach. Zdarzało się, że razem z salową wiozłam pacjenta na blok, by go zoperować, bo pielęgniarki były zajęte przy pacjentach – mówi Renata Florek-Szymańska, chirurg ogólny i naczyniowy, była przewodnicząca Porozumienia Chirurgów. – Na takim oddziale dwie pielęgniarki przypadają na 20–25 chorych ze średnią wieku 70 lat, obciążonych wielochorobowością. Muszą nie tylko monitorować funkcje życiowe, podawać leki i uzupełniać dokumentację, lecz także pilnować, żeby pacjent nie wyrwał sobie cewnika moczowego, kroplówki albo nie wyszedł z oddziału. Gdy brakuje salowych, zmieniają pampersy, myją i dźwigają chorych. Według mnie rodzina powinna móc zapewnić pacjentowi opiekę, której nie otrzyma w systemie publicznym – dodaje Renata Florek-Szymańska.

Braki kadrowe to smutna rzeczywistość. Zadłużone szpitale publiczne oszczędzają na wszystkim. Normy zatrudnienia pielęgniarek na oddziałach szpitalnych – 0,7 etatu na łóżko w oddziałach zabiegowych i dziecięcych, 0,6 etatu w oddziałach niezabiegowych – wciąż są obchodzone.

– Normy sobie, a życie sobie. Dyrektorzy wykazują w NFZ oddział 20-łożkowy, ale korytarz jest z gumy i robi się na nim 10 dostawek. Wszyscy się czepiają pielęgniarek, że mają pomalowane paznokcie, a to, że pacjenci nie mają żadnej intymności i każdy patrzy każdemu w talerz i w majtki, to nikomu nie przeszkadza – ironizuje w rozmowie z DGP Siostra Bożenna.

– To stwarza zagrożenie nie tylko dla pacjentów, ale dla nas samych. Niedawno jedna z naszych koleżanek została sama na dyżurze, bo druga pielęgniarka się rozchorowała. Nad ranem wystąpił u niej udar niedokrwienny. Gdyby oddziałowa nie przyszła wcześniej do pracy i jej nie znalazła, mogłaby stracić zdrowie – mówi Mariola Łodzińska, prezes Ogólnopolskiej Rady Pielęgniarek i Położnych. Co kilka dni odbiera telefony ze skargami na jedno- lub dwuosobowe dyżury, czasem na kilku oddziałach. Dlaczego tak się dzieje? Bo pielęgniarek jest za mało, a te, które wciąż jeszcze pracują w systemie publicznym, niebawem odejdą na emeryturę. – Już dziś średnia wieku pielęgniarki to 54,5 roku, a 90 tys. ze wszystkich niemal 240 tys. aktywnie wykonujących zawód osiągnęło wiek emerytalny. A w ciągu najbliższych dziewięciu lat przybędzie kolejne 90 tys. „emerytów”. Młode osoby się do tego zawodu nie garną – ubolewa szefowa samorządu pielęgniarskiego. I wylicza, że spośród 7352 absolwentów kierunku pielęgniarstwo, którzy według resortu zdrowia ukończyli studia na koniec 2023 r. ok. 30 proc. to kosmetolodzy, którym prawo wykonywania zawodu pielęgniarki umożliwi przerywanie ciągłości tkanek, a więc legalne stosowanie w ich gabinetach botoksu czy kwasu hialuronowego. Część to ratownicy medyczni, którzy skończyli studia, by zyskać uprawnienia do dodatkowych procedur medycznych, ale dyżury pielęgniarskie planują brać z doskoku. Wielu nie myśli o pracy w szpitalu. – I nie ma się co dziwić. W szpitalu wszystko odbywa się w pośpiechu. Przy tych brakach kadrowych nawet doświadczonej pielęgniarce trudno się wyrobić ze wszystkimi czynnościami, a młoda osoba dopiero wchodząca do tego zawodu powinna mieć czas, by coś sprawdzić, upewnić się, że nie popełniła błędu, a przede wszystkim uczyć się od starszych. Dzisiejsze warunki pracy na to nie pozwalają – uważa Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.

Kolejny odpływ kandydatów na studia kierunki pielęgniarskie zawdzięczają zwiększonemu naborowi na studia lekarskie. – Wiadomo, że z tych dwóch kierunków większość wybierze lekarski, bo zawód lekarza wiąże się nie tylko z większym prestiżem, ale i dużo większymi zarobkami. A skoro teraz na medycynę łatwiej się dostać, nie będą zastanawiać się dwa razy. Tyle że w perspektywie 4–5 lat co rok do systemu trafi 10 tys. lekarzy i tylko kilka tysięcy pielęgniarek – ostrzega Mariola Łodzińska.

Jak to zmienić? – Poprawić warunki pracy. Sytuacji nie zmienią żadne rozwiązania, które zmuszałyby absolwentów pielęgniarstwa do odpracowania kilku lat w systemie publicznym. Tu nie ma miejsca na przymus – uważa Krystyna Ptok. O potrzebie specjalnych zachęt mówi też przewodniczący sejmowej komisji zdrowia i były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz: – Braki kadrowe wśród pielęgniarek doskwierają nam od dawna, a jest to zawód trudny i wymagający. Na komisji zdrowia zajmujemy się problemem kierunków medycznych otwieranych bez akredytacji, a resort zdrowia będzie podejmował działania w tej sprawie – zapewnia.

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Damian Kuraś mówi o podwyżkach minimalnego wynagrodzenia pielęgniarek zatrudnionych w publicznym systemie ochrony zdrowia: – Zarobki pielęgniarek są coraz wyższe. W dodatku minister zdrowia corocznie dofinansowuje szkolenia specjalizacyjne. W 2024 r. jest na nie 10 mln zł. ©℗