Niemal dokładnie w chwili, gdy Polska świętuje 20-lecie przystąpienia do Unii Europejskiej, władza stara się przepchnąć przepisy, które utajnią część przygotowań do polskiej prezydencji w UE. Ta nowa specustawa zawiesić ma między innymi obowiązywanie jawności przepisów o zamówieniach publicznych, jeśli te związane będą ze zbliżającą się prezydencją. Opozycja już grzmi, że to sprytna próba ukrycia pewnych wydatków, a w tle są grube miliony złotych.
Od stycznia 2025 r. Polska po raz drugi w swej 20-letniej historii obecności w Unii Europejskiej obejmie półroczną prezydencję i rządzący postanowili się do tego właściwie przygotować. Tuż przed majówką skierowali do Sejmu projekt specjalnej ustawy, która zorganizować ma przygotowania do polskiej prezydencji.
Rewolucja w przetargach. Dla Unii zawieszą ustawę
Twórcy nowych przepisów zapewniają, że ustawa jest konieczna, aby nasz kraj mógł w przyszłym roku godnie przyjąć setki dyplomatów, unijnych urzędników oraz gości, jednak wśród tych ładnie brzmiących haseł kryją się zaskakujące zapisy. Jeden z nich zakłada zawieszenie na pewien czas ustawy o zamówieniach publicznych, która zapewnia jawność postępowań przetargowych i wydawania publicznych pieniędzy.
„Mając na względzie specyfikę tych wydarzeń, niezbędne jest wyłączenie przepisów ustawy z dnia 11 września 2019 r. – Prawo zamówień publicznych, w szczególności zasady jawności udzielania zamówień” – przekonują w uzasadnieniu twórcy ustawy.
Twierdzą, że jest to konieczne, gdyż wydłużające się niekiedy postępowania przetargowe powodują opóźnienia i Polska może po prostu nie wyrobić się ze wszystkim do końca tego roku. Taka argumentacja zaskakuje przedstawicieli opozycji.
- Do prezydencji jest ponad pół roku, a rząd jest od 13 grudnia, zaś przygotowania do prezydencji prowadziliśmy już od połowy zeszłego roku. Już wtedy pracowały zespoły robocze, więc rząd Donalda Tuska miał już wiele planów przygotowanych i teraz po prostu jest czas na to, aby te przetargi rozpisać i całe zapotrzebowanie nabyć w normalnym trybie. A to oznacza, że od kilku miesięcy w KPRM nic się nie dzieje, jest kompletna laba – mówi Gazecie Prawnej poseł PiS, Sebastian Kaleta, były wiceminister sprawiedliwości.
Ukryte przetargi? Opozycja grzmi, że to już dziś jest podejrzane
Ukrycie części postępowań przetargowych, wiążących się z przygotowywaniem polskiej prezydencji służyć ma, zdaniem rządzących, jeszcze jednemu celowi. Jak przekonują twórcy rządowych przepisów, ważne są też względy bezpieczeństwa.
„Ujawnienie informacji związanych z organizacją poszczególnych wydarzeń oraz sporządzaną na tę okoliczność dokumentacją postępowania może stanowić dogodny sposób do przygotowania i podejmowania działań, w tym również działań sabotażowych, skierowanych przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, ale również przeciwko innym państwom sojuszniczym, zarówno w wymiarze bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa i porządku publicznego, jak i w wymiarze politycznym i wizerunkowym” – czytamy w uzasadnieniu.
I jakby tego było mało, zamawiając różne usługi, czy też zlecając roboty budowlane związane z polską prezydencją, zamawiający nie będzie musiał się kierować jedynie kryterium najniższej ceny. Kto w takim razie sprawdzi, czy opozycja nie ma racji obawiając się, że publiczne pieniądze z przetargów pójdą „dla swoich”? Otóż ustawa wprowadza pewne bezpieczniki w postaci publikowania w Biuletynie Informacji Publicznej ogłoszeń przetargowych oraz końcowej informacji, kto takie zlecenie dostał. I tylko tyle. A sprawdzać, czy wszystko jest w porządku, ma Centralne Biuro Antykorupcyjne, czyli ta sama instytucja, którą jeszcze w tym roku władza zamierza likwidować.
Po stronie opozycji są zaskoczeniu takim stawianiem sprawy i już pojawiają się przypuszczenia, po co może być to całe zamieszanie ze specjalną ustawą.
- Być może chodzi o to, aby dać zamówienia zaprzyjaźnionym firmom. Zamiast rozpisać normalnie przetargi, to chcą ustawę, która ma zakopać transparentność jeśli chodzi o wydatki związane z prezydencją. A jeśli prezydent tę ustawę zawetuje to, co – nie będzie prezydencji, bo nie będzie zawieszonej ustawy o zamówieniach publicznych? – zastanawia się poseł Kaleta.
Zmiana czasu pracy policjantów i pracowników służb
Opracowana ustawa zakłada nie tylko zmiany w prawie przetargowym, ale też znacząco wpłynie na pracę służb, które przez pół roku będą ochraniać i zabezpieczać wszystkie unijne wydarzenia. I tu również rządzący zdecydowali się sięgnąć po nadzwyczajne rozwiązania, zawieszając na pewien czas niektóre za zapisów Kodeksu Pracy.
Proponowane zmiany dotyczyć będą służb mundurowych, począwszy od policji, na ABW i strażakach skończywszy, którzy będą mogli pracować dłużej, niż ustawowe 40 godzin w tygodniu. Za zobowiązanie ich jednak do nadgodzin trzeba będzie zapłacić, a koszty takich rekompensat oszacowano na blisko 100 mln złotych.