Prawie 300 km. Taki jest zasięg systemów artylerii rakietowej K239 Chunmoo, czyli koreańskiego odpowiednika amerykańskiego Himarsa, który sławę zyskał na Ukrainie. Umowę na kolejne 72 podpisała polska delegacja, która właśnie kończy swoją prawie tygodniową wizytę w Korei Południowej. Wartość to ponad 6 mld zł. Już wcześniej zakontraktowaliśmy 218 takich modułów. Tym razem wyrzutnie, począwszy od tej numer 13 (z 72) mają być produkowane w Polsce, system ma być też przystosowany do używania pocisków 122 mm, którymi już dysponujemy.

Wielu krytyków martwi się, że przy tej okazji nie kupiliśmy technologii produkcji pocisków rakietowych do tych systemów i że jak zazwyczaj winna jest temu Agencja Uzbrojenia, bo tam są źli ludzie, którzy polskiemu przemysłowi życzą jak najgorzej. To wytłumaczenie godne dzieci z przedszkola. Problem systemowy polega na tym, że AU zgodnie z zarządzeniem MON nr 74 z 1 grudnia 2021 r. odpowiada m.in. za „realizację przedsięwzięć związanych z pozyskiwaniem i zarządzaniem prawami własności intelektualnej na potrzeby Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”.

Ma też inne zadania, ale wszystkie łączy to, że działa dla Wojska Polskiego. Jej misją jest „wzmacnianie potencjału obronnego poprzez skuteczne i terminowe pozyskiwanie i dostarczanie sprzętu wojskowego, zapewniającego osiągnięcie wymaganych zdolności operacyjnych Sił Zbrojnych RP”. Czy gdzieś tutaj pojawia się rola polskiego przemysł obronnego? Nie. Czy pojawia się fakt, że to szef AU ma działać na korzyść Polskiej Grupy Zbrojeniowej? Nie. Właścicielem PGZ jest Ministerstwo Aktywów Państwowych i to tam można kierować wnioski i zażalenia. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że jeśli szef AU wydałby więcej niż musi na uzbrojenie, ale na tym skorzystałby polski przemysł, to mógłby mieć z tego powodu problemy prawne. Mamy systemową lukę. W Polsce nikt nie odpowiada za rozwój przemysłu zbrojeniowego. Oczywiście warto by ten system usprawnić, ale to jest rolą polityków, a nie wojskowych.

Drugą poważną przeszkodą, dlaczego do tej pory mimo politycznych deklaracji o chęciach nie doszło do transferu technologii rakietowych jest też po prostu to, że przedstawiciele koreańskiego koncernu Hanwha Aerospace nie dogadali się w Polsce do tej pory z żadnym partnerem przemysłowym. Rozmawiali z państwową PGZ, rozmawiają z Grupą WB, ale do tej pory konkretu nie ma i nie jest oczywiste, że będzie. Można to zwalać na Koreańczyków, można na Polaków, ale prawda jest taka, że do tanga trzeba dwojga. Warto jednak zauważyć, że polska pozycja negocjacyjna na pewno nie jest mocniejsza po podpisaniu umów wykonawczych na zakupy systemu, a ktoś pieniądze na taką inwestycję wyłożyć musi. Na razie chętnych nie widać.

Przy tej okazji warto przypomnieć słowa gen. Adama Dudy, byłego szefa Inspektoratu Uzbrojenia, czyli poprzednika AU, który na niedawnej konferencji „Nowoczesne Technologie dla Bezpieczeństwa Kraju” stwierdził, że najlepszą drogą dla rozwoju rodzimego przemysłu zbrojeniowego są duże nadkłady na badania i rozwój. Nie przez offset, który jest zawsze najdroższym sposobem zakupu technologii, nie przez licencje, ale właśnie przez własną wieloletnią działalność B&R. To dzięki takiemu podejściu powstały przeciwlotnicze zestawy rakietowe Piorun, bezzałogowce FlyEye i amunicja krążąca Warmate czy wkrótce gotowe do produkcji seryjnej będą wozy Borsuk. W zbrojeniówce nie ma drogi na skróty – potrzeba własnych nakładów, kilku lat i świadomości tego, że nie każdy projekt zakończy się sukcesem. Trzeba wręcz zakładać, że kilkadziesiąt proc. z nich się nie uda, co nie zmienia faktu, że i tak takie podejście będzie się opłacać.

Czy w Polsce jest świadomość tego faktu wśród polityków? Tutaj odpowiedź nie jest jednoznaczna, ale można zaryzykować tezę, że część z nich to wie. W końcu na wspominanej konferencji był m.in. minister aktywów państwowych Marcin Kulasek. Problem w tym, że wieloletnie programy badawcze zazwyczaj wykraczają poza dystans jednej kadencji. A jak już kiedyś zasugerował ówczesny wiceminister obrony Marcin Ociepa, a inni posłowie i ministrowie to po cichu przyznają, bardzo ważna przy zakupach zbrojeniowych jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia przez polityka na jego tle. Takie zdjęcie to wyborczy strzał w dziesiątkę.

Jak wyglądają obecnie polskie wydatki na badania i rozwój w dziedzinie obronności? Jak wyliczył nieoceniony Tomasz Dmitruk na portalu dziennikzbrojny.pl. w ubiegłym roku było to 1,44 proc. wszystkich wydatków na obronność (1,6 mld zł), tok wcześniej 450 mln zł, co stanowiło 0,61 proc. wydatków na obronność. Dla porównania: na wtorkowej konferencji prasowej w Wesołej pod Warszawą Rishi Sunak, premier Wielkiej Brytanii, zapowiedział, że brytyjskie wydatki na B&R będą niebawem stanowić 5 proc. wydatków na obronność. To m.in. dlatego brytyjski przemysł zbrojeniowy należy do najlepszych na świecie, a Wielka Brytania jest siódmym największym eksporterem broni. Wysokimi wydatkami na rozwój charakteryzują się też izraelskie firmy, które w wielu dziedzinach należą do czołówki zbrojeniówki. Przed nami długa droga, alebardzo wątpię byśmy kiedyś byli w podobnej sytuacji. Do postawienia na nogi polskiej zbrojeniówki jest przede wszystkim potrzebna wola polityczna, której na razie nigdzie nad Wisłą nie widać.