- Jestem za zwiększaniem liczebności armii. Jednak jestem przede wszystkim za tym, żeby miała ona zdolności operacyjne tu i teraz, a nie tylko w planach na rok 2030 czy 2035 - mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i Minister Obrony Narodowej.

47 proc. badanych obawia się, że Putin napadnie na Polskę. Przeciwnego zdania jest 38 proc. – tak wynika z sondażu dla DGP. Do której z tych grup pan się zalicza?

Do tej, która twierdzi, że musimy być gotowi na każdy scenariusz.

Donald Tusk mówił, że musimy być gotowi także na „trudne scenariusze”. Co to oznacza?

Wszystko jest opisane w strategiach bezpieczeństwa Polski i NATO, które dotyczą współdziałania w czasach pokoju, kryzysu i konfliktu.

Obawiacie się ze strony Rosji prowokacji poniżej progu wojny czy nawet takich, które będą uruchamiać słynny art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, mówiący o napaści na jedno z państw NATO i zasadzie „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”?

Z działaniami prowokacyjnymi już mamy do czynienia, choćby niedawno ABW we Wrocławiu zatrzymała podejrzanego o sabotaż. Nie jest tajemnicą, że do dnia wybuchu wojny na Ukrainie wiele osób, w tym liderów politycznych, w ogóle nie przypuszczało, że w tej części świata może się zdarzyć jakikolwiek konflikt. Dziś musimy zakładać, że każda sytuacja może mieć miejsce. Łącznie z próbą ataku Rosji na państwa NATO.

Ile mamy czasu, żeby się przygotować?

Tego nigdy nie wiadomo, bo są różne analizy. Niektórzy jeszcze rok temu mówili, że Rosja potrzebuje 10 lat na odbudowę swojego potencjału militarnego. Okazało się, że zrobiła to w dwa lata, przestawiając gospodarkę w tryb wojenny i nawiązując współpracę m.in. z Koreą Północną, która dostarcza jej bardzo dużo sprzętu.

Jak my się na to przygotowujemy? Dalej będziemy powiększać armię?

Jestem za zwiększaniem liczebności armii. Jednak jestem przede wszystkim za tym, żeby miała ona zdolności operacyjne tu i teraz, a nie tylko w planach na rok 2030 czy 2035. To samo dotyczy sprzętu wojskowego. Modernizacja armii, zakupy nowego sprzętu są bardzo ważne, tak jak późniejsze utrzymanie tego sprzętu i zapewnienie ludzi do jego obsługi. Niestety mamy dziś poważne zaniechania w kwestii niezbędnej infrastruktury.

Ale docelową wielkość armii jest pan chyba w stanie określić?

Tak, mówimy o armii 300-tysięcznej. Na to składają się jednak nie tylko zawodowcy, to też obrona terytorialna, aktywna rezerwa, dobrowolna zasadnicza służba wojskowa czy nawet studenci wyższych szkół wojskowych. Plan na ten rok zakłada osiągnięcie poziomu 220 tys. ludzi.

Na ile dywizji to się przełoży?

To złożone zagadnienie. Bo jeśli mamy dziś dywizję, która liczy np. osiem osób, to trudno to nazwać dywizją. Zdolności operacyjne mają te, które są odpowiednio wyposażone i ukompletowane. I trzeba robić wszystko, aby były jak najliczniejsze i by jedna dywizja nie kanibalizowała drugiej. Dziś próbuje się kreować taki spór, że rząd PiS stworzył dywizje, a obecny rząd je likwiduje. Tyle, że mój poprzednik, Mariusz Błaszczak, zapowiadał, że tu powstaje dywizja, tam powstaje kolejna, a do dziś jest tam często szczere pole. Wiem, że nie da się tego robić z dnia na dzień, ale nie można tworzyć wrażenia, że te dywizje istnieją i mają zdolności operacyjne.

A co z poborem?

Od 2010 r. jest zawieszony, nie zniesiony. Nie planujemy go odwieszać. Dziś zasadnicza służba wojskowa jest dobrowolna i cieszy się sporym zainteresowaniem. Trzeba tylko lepiej ją doposażyć sprzętowo.

Indywidualne wyposażenie żołnierza - zarówno zawodowego, jak i tego, który dobrowolnie się szkoli - to jeden z moich priorytetów na najbliższe miesiące. Planujemy kontynuować dobrowolną, zasadniczą służbę wojskową i poszerzyć liczbę osób w aktywnej rezerwie, czyli po 28 dniach przeszkolenia i złożeniu przysięgi. Finlandia nie ma zbyt licznej regularnej armii, ale ma gigantyczną rezerwę, która w setkach tysięcy ludzi jest w stanie stawić się w dość krótkim czasie do obrony ojczyzny. My też musimy mieć model mieszany. Obrona Polski to nie jest obrona tylko przez wojsko.

Zarzucacie PiS, że przyjęta przez nich ustawa o obronie Ojczyzny wysadziła w powietrze obronę cywilną.

Obrony cywilnej nie ma i to, niestety, zasługa naszych poprzedników. Nie ma jej, mimo miesięcy stanu bezpośredniego zagrożenia poważnym konfliktem obok naszej granicy.

A jak wam idą prace nad ustawą?

Współpracuję w tej kwestii z ministrem spraw wewnętrznych Marcinem Kierwińskim, nasze zespoły działają. To absolutnie kluczowe, bo obrona cywilna to jedna trzecia całościowej obrony państwa. Ma być oparta na samorządzie, organizacjach pozarządowych czy ochotniczych strażach pożarnych. To ma być współdziałanie w różnych zakresach odpowiedzialności. Niestety dziś większość osób nie wie nawet jak się zachować, gdy jest alarm.

Młodzież będzie uczyć się strzelać?

Jestem za tym, by w szkołach dzieci uczyć przede wszystkim udzielania pomocy i właściwego zachowania się w sytuacji kryzysowej. Jeśli chodzi o przysposobienie obronne, to otwieramy np. wirtualne strzelnice.

Czy w obecnej, napiętej sytuacji geopolitycznej wprowadzenie nawet krótkiego poboru nie miałoby sensu?

Jest dzisiaj w Polsce bardzo dużo możliwości przeszkolenia się, a ja nie jestem zwolennikiem obowiązkowości. Ale oczywiście jeżeli sytuacja będzie tego wymagać, będziemy musieli rozważyć różne decyzje. Dziś takiej potrzeby nie ma.

Kiedy zobaczymy projekt ustawy o ochronie ludności?

Chciałbym, by to było w najbliższych tygodniach. PiS miał osiem lat na załatwienie tej sprawy. My też potrzebujemy chwili na przygotowanie przepisów. Sprawy nie ułatwia to, że poprzedni rząd rozwalił administrację na poziomie centralnym. Stworzono oddzielne księstwa poszczególnych wiceministrów i pełnomocników, bo np. byli z Solidarnej Polski albo z innego małego ugrupowania, które musiało coś dostać. Niektórzy nawet nie rozmawiali ze sobą lub byli w otwartym konflikcie. Efektem tego było np. przeniesienie CPK z resortu infrastruktury pod resort funduszy. Za kolej odpowiadają dziś cztery różne ministerstwa.

PiS pracował nad ustawą o ochronie ludności, ale ta nigdy nie trafiła pod obrady Sejmu. A w niej pojawiały się pomysły np. likwidacji Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.

Nie jestem zwolennikiem likwidacji RCB. Zresztą w projekcie PiS założony był swoisty dualizm – Państwowa Straż Pożarna i wójt jako dwa, de facto konkurujące ze sobą lokalne ośrodki podejmowania decyzji. Tymczasem strategia ogólnopolska jest zupełnie inna. W momencie wybuchu wojny to Prezydent RP przejmuje polityczne dowodzenie. I słusznie, jednoosobowa decyzyjność w czasie kryzysu czy zagrożenia wojną jest bardzo ważna. Także na poziomie gminy nie może być tak, że strażak PSP i wójt podejmują różne decyzje.

A będzie reforma struktur dowodzenia w polskiej armii? Swoją koncepcję przygotował prezydent Andrzej Duda.

Rząd będzie się odnosił do tej ustawy w momencie, kiedy ona trafi do parlamentu.

Gdy rozmawiam o systemie dowodzenia z różnymi osobami, to zdania wśród wojskowych są bardzo podzielone. Niektórzy się zastanawiają, czy nie wrócić do takiego systemu, gdzie byli dowódcy poszczególnych rodzajów sił zbrojnych i oni mieli większą rolę, czy nie zrobić połączonego dowództwa na wzór amerykański.

Prezydencki projekt reformy zakłada utworzenie Dowództwa Sił Połączonych. Wydaje się, że pana najbliższy doradca gen. Mieczysław Gocuł nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Z kolei szef sztabu, gen. Wiesław Kukuła raczej je popiera. Jest konflikt?

Słucham różnych środowisk i różnych głosów. Po to mam doradców. Ale decyzje są zawsze moje. Na pewno mogę obiecać, że nie będzie prób obchodzenia najważniejszych dowódców, jak to miało miejsce ze moich poprzedników. Bardzo pilnuję regularności spotkań z najważniejszymi generałami, prowadzenia wspólnych spotkań najważniejszych dowódców i kadry kierowniczej ministerstwa obrony.

Jako doradców zatrudnił pan kilku emerytowanych generałów. Nie obawia się pan wojenki z młodszymi oficerami, którzy są w służbie, w tym z szefem sztabu gen. Kukułą?

Generał Gocuł odnosi się do spraw, które są za nami, do przeszłości, nie do teraźniejszości ani do przyszłości. On jest odpowiedzialny za przeprowadzenie audytu, czyli tego, co było, a nie tego, co ma być. Naturalne jest, że na doradców bierze się tych, którzy są doświadczeni, ale karierę w wojsku mają już za sobą. Generałowie Bieniek, Gruszka czy Majewski już pełnili swoje najwyższe funkcje w wojsku. Dużo bardziej bym się obawiał sytuacji, gdybym wziął bardzo młodych żołnierzy jako doradców i oni chcieli by wygryźć tych, co służą obecnie.

Mam wrażenie, że Polsce zaczęliśmy w ogóle bać się dyskusji, tego że ktoś może mieć inne zdanie niż my. Czasem jeden generał będzie miał różne zdanie od drugiego, ale ja chcę wysłuchać obu i później podjąć decyzję.

Powiedział pan, że potrzebujemy sprzętu „na tu i teraz”. Czyli chwali pan politykę rządu Prawa i Sprawiedliwości, który kupował na potęgę w Korei, bo ten kraj jest w stanie szybko dostarczać sprzęt?

Rozumiem, dlaczego wybierali niektóre kierunki dostaw i niektórych partnerów, sytuacja przemysłu zbrojeniowego na świecie jest tragiczna, szczególnie po zachodniej stronie. Żyliśmy w ułudzie, że Europa i świat zachodni będą żyć w wiecznym pokoju i uważaliśmy, że przemysł zbrojeniowy jest po prostu częścią gospodarki, a nie kluczową częścią bezpieczeństwa państwa. Dlatego teraz kanclerz Scholz był właśnie przy rozpoczęciu budowy fabryki amunicji.

A czemu my w Polsce nie budujemy takich fabryk? Przecież rok temu uchwalono program Narodowej Rezerwy Amunicyjnej.

I co się z tym programem stało?

Poprzedni rząd nie zrobił wiele w tej sprawie, wy nie zrobiliście nic.

Za przemysł zbrojeniowy nie odpowiada MON, tylko ministerstwo aktywów państwowych. Nie unikam odpowiedzialności, tylko wyjaśniam, jak to jest podzielone. W Polskiej Grupie Zbrojeniowej właśnie powołano nową radę nadzorczą. Mówię to wszędzie, że stawiamy na produkcję amunicji. To jest pierwsza potrzeba.

Ale w jaki sposób stawiacie na amunicję?

Będziemy rozwijać przemysł. Jestem zwolennikiem, żeby powstał Europejski Fundusz Rozwoju Przemysłu Zbrojeniowego.

Sam pan mówi o tym, że kanclerz Scholz był na wmurowaniu kamienia węgielnego pod fabrykę amunicji. Pięknie pan opowiada, że „będziemy rozwijać”, ale kiedy powstaną te fabryki amunicji?

Jak najszybciej.

W tym roku zacznie się budowa?

W tym roku zaczną się inwestycje w przemysł zbrojeniowy, które będą inwestycjami strategicznymi.

A co dalej z kontraktami koreańskimi?

Tutaj podkreślę, że zakup uzbrojenia nie oznacza natychmiastowej możliwości jego użytkowania. Niestety, nie zabezpieczono środków na niezbędną infrastrukturę, np. amerykańskie czołgi Abrams potrzebują specjalistycznego sprzętu, choćby do przekraczania przeszkód wodnych. Nowe śmigłowce potrzebują klimatyzowanych hangarów. To są wydatki na infrastrukturę, które nie zostały zabezpieczone, ich wartość szacujemy na 46 mld zł w najbliższych latach. Często sprzęt, który zakontraktowaliśmy jest w podstawowej wersji i teraz trzeba wydać dziesiątki miliardów na jego doposażenie. O tym nasi poprzednicy nie mówili publicznie. Nasz rząd przyjął rekordowy budżet na zbrojenia i będziemy realizować umowy podpisane z Koreą. Nie będę tak jak nasi poprzednicy zrywał kontraktów.

A co z tzw. umowami ramowymi?

Też jestem nimi zainteresowany, tylko musimy na nie mieć pełne finansowanie. I to właśnie negocjujemy m.in. z Koreą. Pierwsza oferta przez nich zaprezentowana była nie do przyjęcia. Taka decyzja nie należy tylko do mnie jako ministra obrony, ale także do ministra finansów. Jestem bardzo zainteresowany pozyskiwaniem sprzętu i transformacją Wojska Polskiego. Dlatego przygotowujemy dowództwo transformacji.

Którego powstanie senator, generał rezerwy Mirosław Różański publicznie skrytykował.

Każdy ma do tego prawo, jestem otwarty na dialog. Uważam, że powinien powstać zespół, który nadzoruje transformację w całej armii, by to nie były odrębne od siebie, nie koordynowane przedsięwzięcia. Bo transformacja to nie jest tylko zakup sprzętu i wymiana czołgu jednego na drugi, ale też logistyka, infrastruktura czy przede wszystkim szkolenie.

Pan wspominał o czołgach. Minister Błaszczak mówił o tysiącu czołgów K2, umowę wykonawczą podpisano jednak na 180 sztuk. Rozmowy trwają, plany są takie, by docelowo czołgi powstawały w Poznaniu. Pan popiera ten projekt?

Jestem za inwestycjami w Polsce, również w przemysł zbrojeniowy. Zresztą z panem prezydentem też rozmawialiśmy o tym, by nie tylko kupować sprzęt, ale też inwestować w nasze moce produkcyjne.

To się wiąże z kontraktem na kolejnych 820 czołgów. Do końca roku zostanie podpisana umowa?

Jak będę mógł odpowiedzieć na to pytanie, to jak najszybciej panu odpowiem. W tym roku Agencja Uzbrojenia planuje podpisanie ok. 150 umów, które były również przygotowywane przez naszych poprzedników. To jest ta kolejna różnica, którą podkreślam pomiędzy nami, a poprzednikami. Ja nie uważam, że Polska zaczęła się 15 października 2023 r. Oni twierdzili, że Polska się zaczęła w 2015 r., gdy przejęli władzę. Tymczasem jest przecież ciągłość państwa polskiego.

Jeśli mówimy o kontynuacji, to znaczy że wkrótce możemy się spodziewać kontraktu na okręty podwodne?

Chciałbym by to było jak najszybciej. Ale to zależy od możliwości oferenta, od finansowania. Budżet na obronność jest bardzo duży, ale większość tych środków jest już zarezerwowana na podpisane kontrakty. Więc możliwości są ograniczone.

Mówił pan o opóźnieniu w inwestowaniu w infrastrukturę wojskową.

Tak, chodzi o 46 mld zł.

A jak ma się do tego Centralny Port Komunikacyjny? Pan jest zwolennikiem tego projektu, zwłaszcza jeżeli mówimy o aspektach militarnych, roli hubu do przerzucania wojsk?

Jestem zwolennikiem rozwoju kolei dużych prędkości i portu lotniczego, który nie będzie może w Baranowie, ale będzie centralnym portem lotniczym. Strategia rozwoju kolei dużych prędkości powinna je prowadzić do Warszawy, a nie do Baranowa. Natomiast w kwestii lotniska uważam, że mamy trzy albo nawet cztery w centralnej Polsce, które można w dobry sposób wykorzystać: Radom, Okęcie, Łódź i Modlin. Gdyby inwestycje w Modlinie nie były przez lata blokowane, dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Radom jest kompletnie niewykorzystany jako port pasażerski, mógłby być bardzo użyteczny dla np. celów wojskowych. Także lotnisko łódzkie jest zupełnie niewykorzystane.

Zostawmy lotniska, ale pozostańmy przy inwestycjach. W piątek ogłoszono odblokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy, teraz stoimy przed dość głęboką rewizją tego planu. Widzi pan tu jakąś szansę, jeżeli chodzi o finasowanie inwestycji obronnych?

Dziś COVID nie jest już takim problemem, jak wtedy, kiedy powstawał KPO. Dlatego pieniądze z tego programu przynajmniej w części powinny zostać przekierowane na zapewnienie bezpieczeństwa zbrojeniowego, energetycznego i żywnościowego. Teraz będzie trwała dyskusja i na poziomie krajowym i bardziej na poziomie europejskim. Trzymamy kciuki, by wygrała filozofia komisarza Bretona, by przeznaczyć jak najwięcej środków na modernizację przemysłu zbrojeniowego.

Czyli KPO może się w praktyce okazać takim zdublowanym funduszem modernizacji sił zbrojnych, tylko że unijnym?

Nasz fundusz służy bardziej zakupom uzbrojenia, a w tym pomyśle chodzi, raczej o inwestycje w przemysł zbrojeniowy.

Czy możemy liczyć na elastyczność Komisji Europejskiej w tej kwestii?

Jeżeli nie będzie zgody na elastyczność w wydawaniu tych środków, to one mogą być wydane w sposób nieefektywny. O tym mówię na spotkaniach z ministrami obrony wielu państw. Musimy odnosić się do dzisiejszej sytuacji, a nie do tej, która była dwa lata temu, czy może będzie za 35 lat. Stąd też moje polityczne zdanie jako szefa PSL-u, że ważne cele na lata 2040 czy 2050 nie będą aktualne, jeśli nie przetrwamy bezpiecznie najbliższych kilku lat.

Spójrzmy w bliższą przyszłość – już we wtorek czekają nas kolejne masowe protesty rolnicze. Wpisanie przejść granicznych na listę infrastruktury krytycznej nie rozwiązuje problemu.

To jest wyłącznie sygnał mówiący, że przejazdy kolumn humanitarnych i militarnych muszą być zapewnione.

Czyli rolnicy dalej mogą blokować i protestować?

Tak, jeśli tylko przestrzegane są zasady protestu.

Ale co z rozwiązaniem tego problemu?

Sprawa jest do rozstrzygnięcia także na poziomie unijnym. Premier poruszał tę kwestię w rozmowie z przewodniczącą Komisji Europejskiej. Polska nie popiera kontynuacji dotychczasowej polityki. Opłacalność w rolnictwie nie istnieje, co wynika z kilku czynników. Po pierwsze doszło do wpuszczenia w latach 2022-23 dużej ilości zboża na rynek europejski, za czym bardzo optował komisarz Janusz Wojciechowski. W lutym zeszłego roku mówił, że to jest pożądane dla państw członkowskich. Tymczasem to jest zabójcze dla naszego rolnictwa, ale również dla europejskiego - protesty są też w Pradze, Berlinie czy Brukseli i to od wielu miesięcy. Na szczęście już coś udało się osiągnąć. Nie będzie ograniczeń stosowania nawozów o 50 proc. Nie będzie także ugorowania, czyli zobowiązania rolników do tego, by 4 proc. areału leżało odłogiem.

Ale tylko w tym roku.

Faktycznie, to nie rozwiązuje problemu. Ja jestem za odejściem od ugorowania w ogóle, nie tylko na ten rok. Tak samo jak nie popieram rolnego programu PiS- u, który został wdrożony na poziomie europejskim.

Spora część problemów sektora rolnego to skutek wejścia Ukrainy na rynki europejskie.

Bez spełnienia norm jakości produkcji. De facto nieuczciwej konkurencji.

Nawet gdy ukraińscy producenci spełnią unijne normy, to i tak będą konkurencyjni.

Gdy nasze rolnictwo wchodziło do UE, to miało okresy przejściowe, a rolnictwo ukraińskie weszło na nasze rynki z dnia na dzień.

Na ile jesteście w stanie zarządzać tym procesem, skoro Ukraina chce załatwiać te kwestie bezpośrednio z Brukselą, omijając nasz rząd?

Musimy podpisać dwustronną umowę z Ukrainą, na wzór bułgarski czy rumuński. W czasie, gdy nasi poprzednicy wojowali w Brukseli i nie byli w stanie rozmawiać z Kijowem, w Bukareszcie i w Sofii wynegocjowano umowy o wymianie handlowej pomiędzy tymi państwami i Ukrainą. Nasza umowa powinna zostać zawarta w najbliższych tygodniach i będzie limitowała dostęp do rynków dla różnych produktów, tu nie chodzi tylko o rolnictwo. Dotychczasowa wolność gospodarczego przepływu towarów z Ukrainy i to nie tylko rolnych, bardzo negatywnie wpływa również na polski rynek.

Przejdźmy do krajowej polityki. Reset konstytucyjny - pan był pierwszym politykiem koalicji, który podjął w ogóle ten temat.

Temat pojawi się na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa już jest złożona.

Ale jeżeli chodzi o Trybunał Konstytucyjny, to nie ma pan wrażenia, że czego byście nie zaproponowali, wygra scenariusz, w którym TK po prostu zwiędnie, bo dublerów się nie uda wyrzucić?

Jeżeli nie będzie zmiany konstytucji, to faktycznie się nie da.

Czyli bardziej realny jest scenariusz, w którym dochodzi do stopniowej wymiany tych sędziów TK, którym kończą się kadencje, trójki w tym roku i dwójki w przyszłym?

Rząd pokaże nie tylko projekt ustawy dotyczący TK, ale także propozycję zmiany zapisów konstytucji dotyczących Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli PiS nie odpowie na to pozytywnie, to weźmie na siebie odpowiedzialność za niemożność naprawy wymiaru sprawiedliwości.
Uważam też, że prezydent powinien wyrazić swoje zdanie i mam nadzieję, że będzie ono pozytywne. Może będzie w stanie wpłynąć na część posłów PiS u, by zagłosowali za zmianą konstytucji w tym zakresie. To jest jedyne wyjście z tej sytuacji. Inaczej będziemy tylko naklejać plastry, a nie leczyć chorobę. Gangrena trawi wymiar sprawiedliwości - jest on zgniły przez nieudane reformy i jeżeli nie uleczy się przyczyny, a były nią zmiany w TK, to naprawa się nie uda.

Co w takim razie z orzeczeniami po ewentualnym przyjęciu uchwały stwierdzającej, że TK jest skażony?

Wyroków Trybunału mamy niewiele. Efektywność jego pracy nie jest wprost proporcjonalna do środków, które są przeznaczane na uposażenia sędziów, więc i zaufanie obywateli do tego organu jest zerowe. Kiedyś skarg indywidualnych było bardzo dużo, ostatnie lata to znikoma ich liczba, bo nikt im nie wierzy. I dopóki nie będzie zmiany konstytucji, nikt w to nie będzie wierzył, niezależnie jaka będzie adnotacja czy publikacja wyroku.

Mówił pan, że Trybunał trzeba wyleczyć, że toczy go gangrena.

Zmiany dokonane osiem lat temu rozpoczęły ten proces.

Ma pan na myśli zmiany, które wprowadziła koalicja PO-PSL?

To był błąd. Ale późniejsze powołanie sędziów dublerów, ich zaprzysiężenie i nierespektowanie wyroków to był grzech pierworodny przy niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego w momencie przejęcia władzy przez PiS.

Dziś koalicja deklaruje naprawę nie tylko w tych sprawach, także w całym wymiarze sprawiedliwości i prokuraturze, ale czy lekarstwa, które aplikuje minister Bodnar nie wygenerują więcej kłopotów niż rozwiążą problemów? Już mamy taką sytuację w prokuraturze, gdzie sposób postępowania w sprawie Dariusza Barskiego zachęca adwokatów do podważania decyzji prokuratury w innych sprawach. Do tego jest cały pakiet „odziedziczonych” spraw dotyczących sędziów i tak zwanych neosędziów.

Po pierwsze, wiarygodność składów sędziowskich była podważana przez ostatnie lata. To był jeden z argumentów za dokonaniem naprawy. Po drugie, prokurator generalny wyraźnie powiedział, że wszystkie decyzje pana prokuratora Barskiego są w mocy. Myślę, że prokurator krajowy nie miał świadomości, że ci, którzy go powoływali zrobili to w sposób wadliwy.

Ale zdanie ministra czy prokuratora generalnego nie jest źródłem prawa.

Więc jeżeli będą spory w tej sprawie, to będą orzeczenia sądów, tak jak w innych sprawach. My zawsze uznajemy odwołania na drodze sądowej. Mamy prawo dokonywać zmian, które uzdrawiają system. Gigantyczne problemy w wymiarze sprawiedliwości, nieefektywność jego działania, brak rzetelności to nie nasza wina.

Jakim cudem jeśli prokurator został powołany w sposób wadliwy, to jego decyzje są prawidłowe?

Jeżeli nie miał świadomości wadliwości swojego powołania to jest domniemanie działania w dobrej wierze. Nie jestem ekspertem z dziedziny prawa, ale rozumiem, że to domniemanie działania prokuratora Barskiego w dobrej wierze jest zastosowane przy analizie całej sytuacji przez ministra Bodnara.

Myśli pan, że termin „bodnaryzacja prawa” zrobi taką samą karierę jak falandyzacja?
Nie porównujmy czasów ani ludzi, bo to był zupełnie inny moment. Minister Bodnar podjął wielką próbę posprzątania tej stajni Augiasza..

Rozmawiali: Maciej Miłosz, Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak