Znowu mamy bój o Sejm, znowu obronę demokracji, znowu „terror i Białoruś”, znowu radość z upokorzenia przeciwnika, znowu smutek, kiedy czyjś ogon ucieknie przed solidnie odmierzoną dawką soli. Jeszcze nie było sędziów, którzy maszerując z PiS na manifestacjach, zapewnią prezydenta, że „będzie siedział”, oraz zadeklarują własną apolityczność, ale to się niechybnie zaraz wydarzy. I nawet nie bardzo wiadomo, kto miałby odmienić naszą rzeczywistość.

Politycy się w Polsce nie liczą, jeżeli nie są albo Donaldem Tuskiem, albo Jarosławem Kaczyńskim. Autorytety są zgrane, a próby wylansowania nowych, które rozumieją do głębi i naprawdę, kończą się teatrem Moniki Strzępki.

Chociaż... obóz koalicji PO-demokratycznej znalazłby w swoich zasobach kilku walczących z PiS prawników myślących przytomnie i niezależnie od emocji zbiorowych. Daleko nie szukając – Marcin Matczak (tak, ten ojciec sławnego rapera). Zgryźliwie można zauważyć, że wiele jego przemyśleń dość dobrze wpasowuje się w światopogląd, który w trójkącie „Gazeta Wyborcza”–„Newsweek” –„Polityka” jest wyznawany jako jedynie słuszny, ba!, jedynie naprawdę istniejący.

Matczak nie jest jednak profesorem powielającym ustalone tezy – ma tezy własne. I jeżeli akurat nie pasują do „przekazu dnia”, to Matczak głosi je i tak. Kiedy naciskał, aby wypuścić Kamińskiego i Wąsika, tłumacząc, że chodzi o „gest wobec milczącej większości, która potrzebuje zmiany stylu władzy – na taki, w którym prawo nie jest narzędziem uderzania w drugą stronę polityczną, ale narzędziem kończenia konfliktów”, to stwierdzał najoczywistszy w świecie fakt, tyle że fakt sprzeczny z „mądrością etapu” (© W. Lenin). Można by, tak na dobrą sprawę, słuchać Matczaka. Wymagałoby to, bagatela, trzymania się tego, co głosiło się w czasie kampanii wyborczej.

Prawdę mówiąc (jeszcze mi to kiedyś wejdzie w nawyk, zobaczycie), niezależność wcześniej czy później wypchnie profesora z boiska. Bo drużyny są dwie i wymagają wypełniania założeń taktycznych trenera. Jak mawiał klasyk Marcin Wolski: „Były wybory, wygrała ta partia, więc trzeba się z tym pogodzić i morda w kubeł”. Matczak uważał w 2015 r., że świat jest inaczej urządzony i że partia, która wygrała wybory, powinna troszczyć się nie tylko o siebie, lecz także o cały kraj i, uwaga, tak samo uważa dzisiaj. A Tusk nie. Zasada Wolskiego? Ano zła, kiedy ONI rządzą, dobra, kiedy MY wygraliśmy. ©Ⓟ