19,5 tys. terminali kupionych przez rząd trafiło do naszego wschodniego sąsiada. Z umowy, do zapisów której dotarł DGP, wynika, że urządzenia będą musiały wrócić. O ile nie zniszczą się na wojnie.

Terminale Starlink to wciąż jeden z filarów łączności na Ukrainie. Już w pierwszych dniach inwazji Rosjanie niszczyli infrastrukturę telekomunikacyjną, więc odbiorniki produkowane przez amerykańską firmę SpaceX zastępowały regularne połączenie z internetem. Łączą się bowiem z prywatnymi satelitami wysyłanymi na orbitę przez firmę Elona Muska. Jak poinformował w ubiegłym tygodniu minister transformacji cyfrowej Ukrainy, do tej pory do tego kraju trafiło 47 tys. takich urządzeń. Połowę z nich przekazała Polska.

W pierwszych tygodniach pełnoskalowego konfliktu 5 tys. terminali sfinansował Ukraińcom Orlen. Kolejne miał już fundować budżet państwa. Stało się to możliwe na mocy ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa, która została przyjęta w marcu 2022 r. Za zakup i przekazanie starlinków odpowiadało Ministerstwo Cyfryzacji, wykonaniem projektu miał się zająć Insytut Łączności – Państwowy Instytut Badawczy.

Terminale od Polaków odbierała i przekazywała dalej ukraińska Fundacja Charytatywna +380 (jej nazwa to równocześnie numer kierunkowy w połączeniach z Ukrainą). Jej zarząd składa się głównie z prawników powiązanych z kijowską kancelarią Everlegal. To fundacja +380 była odpowiedzialna za odbiór i transport zestawów z Polski. Ministerstwo transformacji cyfrowej Ukrainy, zgodnie z umową, której szczegóły poznał DGP, sprawowało nadzór nad tym procesem. Umowa opiewa na ok. 205 mln zł.

Co ciekawe, choć w oficjalnych komunikatach zarówno z polskiej, jak i ukraińskiej strony pada sformułowanie, że terminale zostały „przekazane”, w umowie znalazł się zapis, że faktycznie są one jedynie użyczone. W dokumencie strona polska puszcza jednak oko – do Polski mają wrócić starlinki, które „nie ulegną zniszczeniu w toku działań wojennych”.

W przypadku darowizy trzeba by było jeszcze zapłacić podatek

W praktyce więc odzyskanie zestawów wydaje się mało prawdopodobne. Po pierwsze dlatego, że Fundacja +380 przekazywała je w niewielkich partiach na terenie całej Ukrainy. Dla przykładu: w listopadzie 2022 r. Wojska Obrony Terytorialnej Sił Zbrojnych poinformowały oficjalnie, że do wojskowych „na kierunku południowym i wschodnim”, a także do nowo powstałych jednostek WOT trafiło od niej 530 starlinków. W styczniu 2023 r. Chmielnicka Obwodowa Administracja Państwowa ujawniła z kolei, że 35 urządzeń przekazano do znajdujących się w obwodzie tzw. punktów niezłomności. To miejsca, w których Ukraińcy mogą liczyć na stały dostęp do prądu, wody, ogrzewania i dostępu do internetu. Według oficjalnych danych agencji Ukrinform w kraju działa już 12,5 tys. takich punktów, a kolejnych 700 można otworzyć od ręki.

W dodatku urządzenia są dość podatne na zniszczenia. Ukraińskie WOT opublikowały nawet długą instrukcję na Facebooku, w której radzi, jak dbać o terminale. Wojskowi ostrzegają np., by anten nie przykrywać nawet siatką maskującą (z uwagi na to, że łatwo się przegrzewają), a jeśli są umieszczone w dole, by dbać o odprowadzenie wody (bo są też wrażliwe na wilgoć).

Po co więc utrzymywać fikcję z umowami użyczenia? – To była najwygodniejsza forma – wyjaśnia Janusz Cieszyński, minister cyfryzacji w rządzie PiS. – Po pierwsze nie było podstawy prawnej, by IŁ-PIB przekazywał darowizny, po drugie od darowizny trzeba by było na Ukrainie zapłacić podatek – mówi i dodaje, że Polska przekazała także inny sprzęt, np. 500 powerwalli, czyli produkowanych przez Teslę potężnych baterii. To ponad połowa wszystkich, które dostarczono na Ukrainę.

Na jakich warunkach starlinki przekazały inne kraje? Tego nie wiadomo. W biurze prasowym niemieckiego MSZ słyszymy potwierdzenie, że rząd federalny sfinansował Ukraińcom 10 tys. terminali. Łączna kwota pomocy wyniosła 20 mln euro. Niemcy nie chcą jednak zdradzić żadnych innych szczegółów dotyczących sprzętu. Podobnie Litwini. W październiku 2022 r. litewski minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis wezwał do utworzenia koalicji w celu finansowania Ukrainie starlinków. Dziś jednak MSZ przekierowuje nas do innego resortu. W jego biurze prasowym słyszymy tylko: – Możemy potwierdzić, że ministerstwo transportu i komunikacji Litwy wspiera infrastrukturę komunikacyjną Ukrainy.

Reszta, jak słyszymy, jest tajemnicą wojskową.

Choć oficjalnie władze Ukrainy mówią, że starlinki wspomagają łączność obszarów znajdujących się przy linii frontu, szpitali, szkół i infrastruktury krytycznej, w praktyce jednak pomagają także w bezpośrednich starciach. A to z kolei sprawia, że skuteczność bojowa ukraińskich jednostek staje się zależna od właściciela sieci – Elona Muska. Na początku stycznia „Ukrajinśka prawda” ujawniła, że decyzja miliardera udaremniła operację uderzenia na rosyjską flotę czarnomorską prowadzoną przy pomocy dronów podwodnych 15–17 września 2022 r. Urządzenia były sterowane dzięki internetowi z satelity.

Pięć urządzeń, z których każde niosło 108 kg trotylu, dotarło do Sewastopola. Gdy od celu dzieliło je 70 km, nagle utracono łączność. – Elon Musk wyłączył satelity, których używaliśmy do sterowania dronami – powiedział „Ukrajinśkiej prawdzie” członek zespołu nadzorującego operację.

Jak pisaliśmy w DGP, Musk z kolei jest pod presją Rosji. We wrześniu ujawniono, że Rosjanie grozili mu zestrzeleniem systemu. ©℗

Współpraca mwp