Nowa większość z kłopotliwymi dla prezydenta ustawami, a rząd Mateusza Morawieckiego z kosztownymi pomysłami – tak wygląda legislacyjny początek kadencji.

Trwa szlifowanie finalnej treści kontrowersyjnej ustawy nowej sejmowej większości. Projekt mrozi ceny energii na I połowę 2024 r., ale też liberalizuje zasady dotyczące budowy wiatraków. Na razie plan zakłada, że w środę odbędzie się I czytanie projektu na posiedzeniu sejmowej komisji. – Biorąc pod uwagę, że komisją kieruje Marek Suski, który poprawkę w sprawie odsunięcia wiatraków o 700 m od zabudowań napisał odręcznie na kolanie, spodziewamy się, że będzie awantura – mówi polityk koalicji większościowej. Możliwe też, że w projekcie znajdzie się więcej poprawek poza już zapowiedzianą korektą odległości (projekt mówi o 300 m, autorzy chcą to zwiększyć do 500 m). – Osobiście dopilnujemy, żeby żadne zdanie w tym projekcie nie budziło najmniejszych wątpliwości czy emocji – zapowiadał niedawno Donald Tusk.

Projekt przez wielu obserwatorów jest postrzegany jako pierwsza legislacyjna wrzutka. Suchej nitki nie zostawia na niej PiS, oskarżając jej autorów o uleganie lobbingowi branży OZE. – To jeden z największych bubli prawnych wyprodukowanych przez ostatnich 30 lat, dlatego domagamy się komisji śledczej, która sprawdzi, kto wpisał te przepisy do „lex Kloska” – stwierdził wczoraj premier Mateusz Morawiecki, nawiązując do Pauliny Hennig-Kloski, posłanki Polski 2050 kojarzonej z projektem i typowanej na przyszłą minister klimatu.

Połączenie w jednym projekcie przepisów pożądanych z punktu widzenia zwykłych ludzi oraz takich, na których zależy biznesowi, każe zadać pytanie, czy to nie wypróbowywanie prezydenta. Nowy rząd czeka półtoraroczna kohabitacja z Andrzejem Dudą. Nowa większość, obawiając się sprzeciwu głowy państwa, będzie miała co najmniej trzy wyjścia: pracować nad projektami niekontrowersyjnymi, próbować bajpasować prezydenta (np. przez uchwały Sejmu czy decyzje szefa rządu) albo stawiać prezydenta w politycznie kłopotliwym położeniu. I ustawa wiatrakowa, wokół której trwają teraz zażarte dyskusje, może się okazać forpocztą tego ostatniego wariantu. W koalicji bowiem słyszymy, że to może być jedna z częściej stosowanych metod w celu przełamania oporów Dudy, ale na razie nikt konkretnie nie mówi o kolejnych projektach. Choć nie wszyscy zgadzają się z taką tezą. – Nie powiedziałbym, że to będzie model postępowania, ale indywidualna ocena sytuacji. Wiatraki to nie jest wrzutka, tylko uzupełnienie. Zamrożenie cen energii to także kwestia zwiększenia OZE w miksie energetycznym. Na giełdzie nasi przedsiębiorcy płacą za energię więcej niż ci z Austrii czy Niemiec. Chodzi o działania strukturalne, nie tylko doraźne, ale ostateczne decyzje zostaną wkrótce podjęte – mówi Jan Grabiec z KO. Mimo wszystko można się spodziewać powtórki takich działań, np. przy okazji ustaw okołobudżetowych, które będzie składał rząd Donalda Tuska. To też będzie moment, w którym mogą zostać dołączone rozwiązania, którym prezydent może chcieć powiedzieć „stop”. Choć akurat wczoraj legislacyjny ekspres dojechał na biurko prezydenta, który podpisał koalicyjny projekt ustawy przenoszący handlową niedzielę z Wigilii na 10 grudnia.

Zresztą tego typu manewry ze strony nowej większości może pokrzyżować to, że prezydent nie jest wcale bezbronny. Przede wszystkim i tak może ustawę zawetować, ale jednocześnie – o ile na takie działanie nie będzie już za późno – pokazać własny projekt, pozbawiony kontrowersyjnych elementów. Ale od prawników związanych z dotychczasową opozycją słyszymy, że w obecnych warunkach prezydent nawet nie musi ustawy wetować, by ją zamrozić. Wystarczy, że przed złożeniem podpisu skieruje ją w całości lub w części do TK. Jeśli trybunał nie orzeknie, że poszczególne niekonstytucyjne przepisy są nierozerwalnie związane z całą ustawą, wówczas prezydent podpisuje ustawę z pominięciem przepisów uznanych za niezgodne z konstytucją albo zwraca ustawę Sejmowi w celu usunięcia tych niezgodności.

Gdzieś między nową większością a prezydentem będzie się objawiać rząd Mateusza Morawieckiego (to do 11 grudnia) oraz PiS ze swoimi często kosztownymi pomysłami, które – choć pozbawione mocy sprawczej – będą miały na celu przede wszystkim stawianie w kłopocie koalicji rządzącej. Temu mają służyć projekty, które wczoraj wymienił na konferencji sam Morawiecki, czyli: wakacje kredytowe, emerytury stażowe, zerowy VAT na żywność oraz zamrożenie cen energii elektrycznej. – To najważniejsze projekty, z których jestem bardzo dumny, ponieważ cieszę się, że w krótkim czasie udało się je przygotować dla rodaków – stwierdził szef rządu. W „dwutygodniowym” gabinecie Morawieckiego pojawił się kolejny pomysł, najwyraźniej inspirowany kampanijnymi postulatami Trzeciej Drogi, czyli wakacji od składek ZUS-owskich dla przedsiębiorców. Wczoraj po południu odbyły się w tej sprawie rozmowy między minister rozwoju i technologii Marleną Maląg a korporacjami reprezentującymi środowiska pracodawców i przedsiębiorców. Szczegóły są ustalane, choćby w zakresie tego, czy rozwiązanie powinno być dla wszystkich przedsiębiorców, czy tylko tych w tarapatach finansowych. Nieoficjalnie słyszymy, że miesięczne wakacje składkowe dla każdego przedsiębiorcy to koszt 1,6 mld zł w 2024 r. – Jest jednak kilka wariantów i nie wiadomo, jaki dokładnie zostanie zaproponowany – zastrzega nasz rozmówca.

Nawet jeśli projekt zostanie zgłoszony do Sejmu, to decyzja o tym, czy wejdzie w życie, będzie należała do większości i nowego rządu. Tak było np. z ustawą o przedłużeniu zerowego VAT na żywność, który rząd Morawieckiego zgłosił dopiero po wyborach. – Próbują nam podrzucać takie tematy, których albo sami nie załatwili, albo nawet nie mieli w programie. Decyzje będą zapadały na podstawie uzgodnień w koalicji i zobowiązań z umowy koalicyjnej – słyszymy od polityka reprezentującego nową większość sejmową. ©℗