Premier Mateusz Morawiecki ma dziś wyznaczyć Jacka Jastrzębskiego na kolejną kadencję jako szefa KNF. Jak wynika z informacji DGP, ostateczna decyzja zapadła wczoraj, dziś mija dotychczasowa kadencja przewodniczącego Komisji. Decyzja nie jest zaskoczeniem.

Jak tłumaczy rozmówca z otoczenia premiera główne powody takiej decyzji były dwa. Pierwszy to kompetencje Jastrzębskiego. - Nie ma sensu zmieniać, to ekspert z rynku a nie osoba z politycznego namaszczenia. Jest doświadczony i poważany przez środowisko bankowe - zauważa nasz rozmówca. Powód numer dwa to, że wymiana teraz byłaby ryzykowna, bo innego kandydata łatwiej byłoby krytykować opozycji. - Znów byłyby zarzuty, że polityczny skok na fotel PiS, bez względu na to kim był kandydat - dodaje rozmówca. Opozycja apeluje do Morawieckiego, żeby zostawił tę decyzję swojemu następcy z opozycji.

Opozycja zapewne będzie chciała usunąć Jastrzębskiego z jego funkcji, ale przynajmniej na razie, nie jest to możliwe bez zmiany ustawy. - Myślę, że przyszły rząd i premier powinni coś z tym zrobić, ale zmiana ustawy będzie trudna z powodu postawy Andrzeja Dudy. Zrobimy wszystko, by te złe decyzje odwracać, ale to musi być zrobione z głową - mówi Izabela Leszczyna.

Opozycja krytycznie patrzy na tę nominację. -Morawiecki nie ma prawa wydawać decyzji wiążących ręce kolejnemu rządowi, który pojawi się za dwa tygodnie. Widać, że betonują swoje stanowiska. To szczególnie bolesne, bo KNF to ważna instytucja z punktu widzenia stabilności systemu finansowego. Pan Jastrzębski, choć jest kolegą Morawieckiego, to był fatalnym szefem KN. - komentuje decyzję premiera wiceprzewodnicząca PO Izabela Leszczyna. Krytycznie ocenia działalność Jastrzębskiego na tej funkcji, jej zdaniem widać to po problemie z kredytami ze zmienną stopą procentową, który objawił się po szybkim wzroście inflacji i stóp procentowych. Jak dodaje, Jastrzębski pobłażliwie patrzył na to, że Orlen nie wykonywał w pełni obowiązków informacyjnych wynikających z prawa UE przy okazji transakcji z Lotosem i Aramco.

Opozycja zapewne będzie chciała usunąć Jastrzębskiego z jego funkcji, ale przynajmniej na razie, nie jest to możliwe bez zmiany ustawy. - Myślę, że przyszły rząd i premier powinni coś z tym zrobić, ale zmiana ustawy będzie trudna z powodu postawy Andrzeja Dudy. Zrobimy wszystko, by te złe decyzje odwracać, ale to musi być zrobione z głową - mówi Izabela Leszczyna.

Szef KNF wybierany jest przez premiera na pięć lat, może zostać odwołany wcześniej prawomocnego skazania za umyślne przestępstwo lub przestępstwo skarbowe, rezygnacji ze stanowiska, utraty obywatelstwa polskiego lub utraty zdolności do pełnienia powierzonych obowiązków na skutek długotrwałej choroby, trwającej dłużej niż trzy miesiące.

Spór o powołanie szefa KNF jest gorący bo to jedna z najważniejszych instytucji mających wpływ na gospodarkę. Komisja Nadzoru Finansowego sprawuje nadzór nad sektorem bankowym, rynkiem kapitałowym, ubezpieczeniowym, emerytalnym, nadzór nad instytucjami płatniczymi i biurami usług płatniczych, instytucjami pieniądza elektronicznego oraz nad sektorem kas spółdzielczych. Zgoda KNF jest potrzebna na powołanie prezesów największych instytucji finansowych nadzorowanych przez Komisję.

Wcześniej na medialnej giełdzie w kontekście możliwych innych kandydatów na szefa KNF padały nazwiska Leszka Skiby prezesa PEKAO SA, Piotra Nowaka byłego ministra rozwoju czy Pawła Borysa prezesa PFR. Ten ostatni zaprzeczał i wskazywał od razu na Jastrzębskiego, ale mówiono także o kandydaturze Beaty Daszyńskiej-Muzyczki, która jest obecnie prezesem Banku Gospodarstwa Krajowego. - Pojawiały się inne nazwiska, ale od początku było wiadomo, że prezes nie zgodzi się na objęcie funkcji przez kogoś innego, to należało traktować raczej jako zabiegi powyborczą rywalizację Jacka Sasina z Morawieckim, niż faktyczne kandydatury - mówi nam rozmówca z obozu władzy.