Na pewno nie poprę finansowania procedury in vitro z budżetu państwa - powiedział w poniedziałek w TV Republika minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Zaapelował, by wstrzymać się ferowaniem tez, że premier Mateusz Morawiecki jest za finansowaniem in vitro, do czasu sformowania rządu i wygłoszenia expose.

Czarnek został zapytany o to, czy słowa Mateusza Morawieckiego, że bon rodzicielski jest "otwartą ofertą dla innych partii politycznych, aby znaleźć wspólny mianownik", oznacza poparcie PiS dla finansowania procedury in vitro.

"Ja bym chciał poczekać do końca, aż pan premier Mateusz Morawiecki sformułuje rząd i pokaże również do końca te sprawy, które będzie chciał w expose przedstawić" - powiedział.

Dodał, że sam na pewno nie będzie głosował za finansowaniem procedury in vitro z budżetu państwa. "W Polsce metoda in vitro jest legalna. Stwarzanie iluzji przez opozycję, że dzisiaj trzeba zalegalizować in vitro, jest bzdurne. To jest legalna metoda, jeśli ktoś chce z niej korzystać, to proszę bardzo" - mówił.

Zapytany o to, czy premier, szukając poparcia dla swojego rządu, nie zgubi głosów PiS, Czarnek zapewnił, że tak się nie stanie. "Premier nie zgubi głosów PiS. Chcę, żebyśmy zaczekali do końca z takimi postulatami i ferowaniem tez, że oto Mateusz Morawiecki będzie za finansowaniem in vitro z budżetu państwa. Ja na pewno nie będę" - zapewnił.

Zdaniem Czarnka, próba sformowania rządu przez Mateusza Morawieckiego nie jest "kupowaniem czasu" przez PiS, lecz jest to "realizacja przepisów prawa konstytucyjnego". "Prezydent ma kompetencje, i tylko on, do desygnowania prezesa rady ministrów, i trudno żeby nie powierzył misji formowania rządu klubowi, który ma najwięcej posłów w Sejmie" - ocenił.

Przyznał, że "nie wiadomo, co z tego wyjdzie". "Po to jest drugi krok, przewidziany w art 154 i później w art 155 (konstytucji), żeby w przypadku, gdy się nie uda sformułowanie rządu za pierwszym razem (...), no to drugi krok wchodzi w grę - wtedy Sejm wybiera prezesa rady ministrów" - przypomniał.

Zdaniem Czarnka, po wyborach parlamentarnych "nie ma żadnej demokracji w polskim Sejmie". "Obecnie jest neodemokracja - jak nazywa to Marek Suski - albo totalna demokracja, jak nazywam to ja, która nie ma nic wspólnego z pewnymi obyczajami demokratycznymi w polskim parlamencie" - stwierdził.

Podkreślił, że PiS nigdy nie wskazywało innym klubom parlamentarnym, kto ma być ich przedstawicielem w prezydium Sejmu. "Tymczasem oni nam dyktują, kto ma być przedstawicielem największego klubu parlamentarnego w prezydium. Oni nie zapraszają nas do dyskusji na temat komisji sejmowych, chociaż z arytmetyki sejmowej wynika, że powinniśmy mieć co najmniej 12 przewodniczących komisji, i to wielu dużych komisji. Ja nie liczę na to, żeby ci, którzy dzisiaj próbują sformułować większość sejmową, (...) uczciwie podeszli również do komisji sejmowych" - ocenił.

"Wykazują się totalną neodemokracją, która z demokracją jako taką nie ma nic wspólnego" - podkreślił szef MEiN.(PAP)

Autor: Iwona Żurek

iżu/ mir/