W jaki sposób dzisiejsza parlamentarna opozycja przejmie władzę, kiedy to nastąpi i od czego zacznie swoje rządy, a także jak zachowa się prezydent Andrzej Duda i czego można spodziewać się po partii Jarosława Kaczyńskiego - o tym mówi nam prof. Antoni Dudek, historyk i komentator polityczny.

Prof. Antoni Dudek o posiedzeniu nowego Sejmu

Dziennik.pl: Jak będzie wyglądał proces przejmowania władzy z rąk Prawa i Sprawiedliwości przez dzisiejszą opozycję?

Prof. Antoni Dudek, Wydział Nauk Historycznych, UKSW: Z całą pewnością Prawo i Sprawiedliwość będzie robić wszystko, żeby ten proces opóźnić. Odpowiadając na pytanie, kluczowa jest rola prezydenta. Ważnym sygnałem będzie ogłoszenie przez Andrzeja Dudę terminu pierwszego posiedzenia Sejmu - ma na to 30 dni począwszy od 15 października. Może to zrobić po dwóch, trzech czy nawet czterech tygodniach.

Jeśli prezydent będzie grał razem z PiS-em, jak to dotąd miało miejsce - a na razie nic nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej - to zwoła pierwsze posiedzenie Sejmu w okolicach 11 listopada - zapewne 13 lub 14 listopada. To będzie pierwszy sygnał, że prezydent Duda będzie wspierał Prawo i Sprawiedliwość.

Co dalej?

Przewiduję, że w kolejnym ruchu prezydent powierzy misję tworzenia rządu politykowi PiS-u. Konstytucja daje mu na to dwa tygodnie, licząc od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu. Nie wiem, kto będzie kandydatem na premiera, czy Mateusz Morawiecki, czy Przemysław Czarnek, czy jeszcze ktoś inny. Przy czym PiS będzie próbował rozmaitych ruchów - zwłaszcza że mogą pojawić się niesnaski między formacjami z tzw. demokratycznej opozycji. Dlatego PiS będzie badać, czy dałoby się dogadać z PSL-em i Konfederacją. Nie sądzę jednak, żeby to się partii Jarosława Kaczyńskiego udało.

Kiedy po 14 dniach pisowski kandydat na premiera albo zrezygnuje z prób powołania rządu, albo odbędzie się głosowanie w Sejmie, które PiS przegra, wtedy inicjatywę zgodnie z Konstytucją przejmie opozycja parlamentarna, która ma większość. Prawdopodobne w okolicach mikołajek, czyli na początku grudnia, prezydentowi zostanie przedstawiona kandydatura na premiera. Zakładam, że będzie to Donald Tusk.

Współpraca prezydenta z tzw. opozycją demokratyczną

Od tego momentu zacznie się w Polsce kohabitacja, czyli, przypomnijmy, współrządzenie organów władzy reprezentujących odmienne opcje polityczne. Jak będzie przebiegała?

Doświadczenia, które mamy z czasów kohabitacji Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem, są raczej burzliwe. Pewnie będzie to szło w tym kierunku.

Jeśli opozycja wystąpi do prezydenta z apelem o powołanie rządu spośród jej szeregów, to jak zachowa się Andrzej Duda? Zakładam, że ta oferta wiązałaby się z jakiegoś rodzaju gwarancjami dla prezydenta.

Nie bardzo rozumiem, na czym ta oferta miałaby polegać. Prezydent jest legalnie wybrany. Wprawdzie Donaldowi Tuskowi raz się powiedziało, że to Rafał Trzaskowski wygrał wyścig prezydencki. Nie sądzę jednak, żeby próbowano dokonywać impeachmentu, bo do tego opozycja nie dysponuje odpowiednią większością.

Obiecywanie prezydentowi jakichś gwarancji bezpieczeństwa w kontekście zakończenia prezydentury za 1,5 roku, kiedy jeszcze może wiele się wydarzyć? Prezydent Duda raczej nie będzie zainteresowany takimi interesami. Być może doszłoby do zakulisowych negocjacji, ale tu również jestem sceptyczny. Podejrzewam zresztą, że lada moment zaczną się ostre ataki na Andrzeja Dudę ze strony opozycji, co spowoduje, że prezydent tym bardziej będzie wspierał PiS, niż szedł na jakąkolwiek współpracę z nowym układem politycznym. Ten układ nie ma niczego do zaoferowania prezydentowi.

A poparcie w staraniach o wysokie stanowiska na arenie międzynarodowej już po upływie kadencji prezydenta?

Nie wierzmy w jakieś legendarne wpływy Donalda Tuska w załatwianiu stanowisk na arenie międzynarodowej… Hipotetycznie możemy sobie wyobrazić, że Amerykanie zaangażowaliby się i obiecali coś Dudzie po okresie prezydencji. Ale nawet gdyby coś takiego miało miejsce, to się o tym nie dowiemy. Będziemy mogli to jedynie ocenić po zachowaniu prezydenta.

Co zrobi nowy rząd

Opozycję wiele łączy, ale równie wiele dzieli; są też olbrzymie oczekiwania społeczne co do zmian. Czy nie zabraknie instrumentów, które pozwolą na realizację śmiałych planów?

Wpierw dzisiejsza opozycja musi ukonstytuować się w Sejmie jako większość, musi zdecydować, kto będzie marszałkiem Sejmu, kto wicemarszałkiem i ustalić skład rządu. Polską polityką zawsze rządziły i będą rządzić personalia, podejrzewam więc, że rozmowy już się zaczęły, ale główni aktorzy mają sporo tygodni przed sobą na negocjacje, jakieś 1,5 miesiąca, biorąc pod uwagę terminy, o których mówiłem.

Jednak dopiero wtedy, kiedy nowa ekipa wkroczy do ministerstw, zwłaszcza resortu finansów, i przyjrzy się, co tam naprawdę jest w papierach, które dziś zna, oprócz Morawieckiego, garstka ludzi - czyli jaki jest faktyczny stan finansów publicznych - wówczas dowiemy się, co jest możliwe. Spodziewam się, że Donald Tusk wystąpi w grudniu albo na początku nowego roku i z grobową miną oświadczy, że wszystko zostało rozkradzione, Polska jest pogrążona w dramatycznej sytuacji finansowej i choć rząd chciałby przychylić serca Polakom, to niestety pewnych rzeczy nie jest w stanie zrobić. I tu nastąpi cały ciąg oskarżeń pod adresem poprzedniej ekipy. Zobaczymy, jaka będzie reakcja innych członków rządu i prezydenta. Zdziwiłbym się, gdyby Tusk uśmiechnął się i powiedział jako premier: jest lepiej, niż sądziłem; nie tylko możemy zrealizować wszystkie nasze obietnice, ale jeszcze znaleźliśmy dodatkowe środki…

A co z postulatami typu sanacja życia publicznego i przywrócenie praworządności?

Jeśli chodzi o tę ostatnią, to jest to kwestia ustaw zmieniających te zmiany, które PiS wprowadził w sądownictwie. Pytanie, czy prezydent zechce podpisać stosowne ustawy. Jeśli nie, to niewiele da się zrobić.

Zakładam, że w pierwszym dniu urzędowania nowego premiera można spodziewać się wymiany szefów służb specjalnych, komendanta głównego policji itp. W kolejnych - minister odpowiedzialny dokona zmian w spółkach Skarbu Państwa, a przy okazji dowiemy się, jakie kontrakty podpisywano w tych spółkach, ale też jakie odszkodowania rzekomo się należą tym prezesom z nadania PiS za przedwczesne zwolnienie. Później zaś zaczną się schody.

Jak to rozumieć?

Przykładowo, wiele osób oczekuje, co zresztą obiecał Donald Tusk, że z Narodowego Banku Polskiego zostanie wyprowadzony prezes Adam Glapiński. Nie wiem, na jakiej podstawie to by się miało dokonać. Dalej, że zostanie natychmiast zmieniona TVP. Według ostatnich doniesień skoro nie da się zmienić bez zgody prezydenta Rady Mediów Narodowych, która decyduje o władzach telewizji, to zlikwiduje się TVP jako spółkę i powoła nową. Nie wiem, czy ten chwyt z kolei jest do przeprowadzenia w majestacie prawa.

Już wkrótce w Polsce będziemy obserwować spory prawników, co jest legalne, a co nie. Koniec końców sprawy te wylądują w sądach, a tu nowy rząd będzie mógł liczyć na przychylność sędziów, bo zdaje się, że w tym środowisku wszystko, co dotyczy PiS-u, mówiąc oględnie, jest na cenzurowanym.

Niektórzy spekulują, że Donald Tusk miałby wziąć na siebie ciężar najbardziej drastycznych zmian i następnie przekazać pałeczkę komuś innemu. Co pan o tym sądzi?

To jest kreślenie nieprzewidywalnej przyszłości. Mówienie o tym, że Tusk wpierw posprząta, potem się go wymieni, a koalicja będzie chodziła jak szwajcarski zegarek, jest naiwne i kompletnie nieprzewidywalne. Pamiętajmy chociażby o tym, że czekają nas wkrótce dwie kampanie wyborcze, które wywołają liczne perturbacje w nowym obozie rządzącym, np. w kwestii poparcia kandydatów na prezydentów miast.

Ale wracając do rządu, to będzie twór, w którym można wskazać pięć podmiotów o charakterze samodzielnym: dominująca Platforma, PSL, Polska 2050, Lewica i Partia Razem. Pomijam mniejszych aktorów. Wystarczy, że któryś z tych podmiotów na jakimś etapie – a PiS będzie tu robił wiele, żeby to nastąpiło – pokłócił się z pozostałymi. Przy czym PiS nie tyle będzie chciał tworzyć z takim pokłóconym podmiotem koalicję, co wyciągnąć go z koalicji. I nagle rząd zamieni się w rząd mniejszościowy. Wtedy nie będzie tak łatwo zmienić premiera. Dlatego uważam, że Tusk w przyszłości może pozostać premierem takiego właśnie mniejszościowego rządu.

Co dalej z PiS? Grozi mu dekompozycja?

Najbardziej zagadkowym elementem prawicowej układanki jest Zbigniew Ziobro. Jego nieobecność podczas wieczoru wyborczego była sygnałem, że trudny związek jego partii z PiS się wypalił. Pytanie, czy Ziobro i jego ludzie będą w klubie razem z PiS, czy stworzą odrębny klub? Dziś mają taką możliwość. Jednak jeśli odejdą, to przewiduję, że dalsze ruchy secesyjne na prawicy się skończą. Nie spodziewam się żadnego nowego rozłamu.

Zapewne pojawi się krytyka Morawieckiego, jego akcje będą zniżkować, ale raczej on sam nie dokona secesji. Gdy powstanie nowy rząd, Kaczyński nadal twardo będzie trzymać partię w swojej ręce. PiS schowa się za prezydentem i będzie czekać na sprzyjający moment.

rozmawiał Tomasz Mincer