NBP jako jeden z pierwszych banków na świecie podnosił stopy procentowe po pandemii. Ostatnio należy do pionierów obniżek. Po dużym cięciu stóp we wrześniu, wczoraj obniżył stopy o 0,25 pkt proc.

Rząd wprawdzie nie odpowiada za stabilność cen, ale nie da się ukryć, że rządzący mają wpływ na inflację. I nie był to wpływ korzystny. Przede wszystkim za sprawą prowadzonej polityki fiskalnej. Sposób zarządzania dochodami i wydatkami budżetu i funduszy pozabudżetowych w ostatnich latach sprzyjał przyśpieszeniu inflacji. Na przykład dzięki wysokim deficytom, m.in. za sprawą wydatków socjalnych, ale też dzięki podnoszeniu płacy minimalnej w tempie niespotykanym chyba w żadnym innym miejscu na świecie.

Jeśli próbowano przywracać stabilność cenową w gospodarce, to nie za sprawą reform, które np. pozwalałyby znaleźć równowagę między podażą a popytem, ale poprzez mechanizmy administracyjne. Zatwierdzanie taryf było wprawdzie i wcześniej, ale „tarczy antyinflacyjnej” z obniżkami stawek podatków czy dopłatami dla konsumentów jeszcze nie mieliśmy.

Prowzrostowa RPP

Największą rolę do odegrania w kwestii inflacji ma oczywiście bank centralny. Zgodnie z konstytucją i ustawą o Narodowym Banku Polskim nie musi on w swoich decyzjach uwzględniać interesu rządu. Wspieranie jego polityki jest celem drugorzędnym, o ile jest zrealizowany cel pierwszy – stabilność cen.

Ale to większość rządząca decyduje o obsadzie najważniejszych stanowisk w banku centralnym. Po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość jesienią 2015 r. okazja do zmian personalnych w banku nadarzyła się bardzo szybko. Już po kilkunastu tygodniach kończyła się bowiem sześcioletnia kadencja większości członków Rady Polityki Pieniężnej, która decyduje o wysokości stóp procentowych. I niemal cała nowo wybrana dziewiątka to byli ludzie albo o bliskich związkach z PiS, albo tacy, dla których wzrost gospodarczy był co najmniej tak samo ważny, jak niska inflacja. Większe różnice w poglądach pojawiły się pod koniec kadencji wybranej na początku 2016 r. RPP, ale przez cały czas większość była „prowzrostowa”.

Szeregowym członkiem RPP kończącej pracę na początku 2016 r. był Adam Glapiński. Niemal natychmiast prezydent Andrzej Duda powołał go na stanowisko członka zarządu NBP, o co wnioskował kończący pracę prezes Marek Belka. „Zaproponowałem, bo wiedziałem, że będzie kandydatem PiS na prezesa tej instytucji. Chciałem, by się najpierw oswoił z bankiem. I bank z nim” – mówił nam Belka w wywiadzie w 2021 r. Po kilku miesiącach Glapiński zastąpił Belkę.

„Prowzrostowe” inklinacje prezesa i RPP przez długi czas nie miały większego znaczenia – tak przynajmniej mogło się wydawać. Przez niemal dokładnie pięć lat stopy procentowe w Polsce nie były zmieniane, pozostając na ustalonym za prezesury Marka Belki poziomie 1,5 proc. Towarzyszyła temu niska inflacja. Na przełomie lat 2019 i 2020 zaczęły się pojawiać głosy, że stopy należałoby podnieść, bo inflacja zaczęła iść w górę, ale większość w RPP tego zdania nie podzielała. Z dzisiejszej perspektywy ówczesny wzrost inflacji w okolice 4 proc. może wydawać się niewielki, ale spójrzmy z innej perspektywy: do wiosny 2019 r. Polska była w drugiej, trzeciej dziesiątce spośród 27 dzisiejszych krajów Unii Europejskiej pod względem tempa wzrostu cen (wszędzie było stosunkowo niskie, ale my należeliśmy do liderów stabilności), w styczniu 2020 r. znaleźliśmy się w pierwszej trójce, a w marcu 2020 r. znaleźliśmy się na pierwszym miejscu.

Marzec 2020 r. to wybuch pandemii, najpierw mocny zjazd inflacji (i stóp procentowych), a później gwałtowny wzrost, który przyśpieszył jeszcze za sprawą rosyjskiej agresji na Ukrainę i skoku cen energii. I dopiero wtedy zaczęły się schody. W polityce pieniężnej całkiem dosłowne: wiosna 2020 r. to czas obniżek stóp procentowych niemal do zera, a od września 2021 r. okres bezprecedensowych podwyżek, które wywindowały główną stopę NBP do 6,75 proc. Znacząca część tych podwyżek odbyła się już za kadencji kolejnej RPP. Jej większość znów wybrał obóz rządzący (trzech członków mianował prezydent, tyle samo Sejm), choć znalazło się też miejsce dla trzech członków wskazanych przez zdominowany przez opozycję Senat. Prezes, jak wiemy, się nie zmienił. Na czele NBP nadal stoi Adam Glapiński.

Ruchy stopami RPP

Duża część ekonomistów krytykuje bank centralny za decyzje w sprawie stóp procentowych w ostatnich dwóch latach. Ich zdaniem zaostrzanie polityki pieniężnej w 2021 r. zaczęło się zbyt późno, a seria 11 podwyżek w ciągu 11 miesięcy była zbyt łagodna. Bank centralny zbyt wcześnie rozpoczął też luzowanie polityki wrześniowym cięciem stóp, którego skala (0,75 pkt proc., najwięcej od kryzysu finansowego z lat 2008 –2009) była zaskoczeniem dla wszystkich (nie wyłączając członków samej RPP). Wczoraj była kolejna obniżka. Od dziś główna stopa NBP wynosi 5,75 proc.

Znów warto wziąć pod uwagę szerszą perspektywę. NBP był jednym z pierwszych banków na świecie, który zaczął podnosić stopy procentowe po pandemii, jednym z najmocniej je podnoszących (a ostatnio też jednym z pierwszych, jaki zdecydował się na obniżki). Czy na skutek błędnych działań Glapińskiego i spółki mamy inflację wyższą niż inne kraje? Wzrost cen jest u nas faktycznie wyższy niż w najbardziej rozwiniętych gospodarkach, ale w porównaniu z innymi krajami regionu nie wyróżniamy się na niekorzyść. Jak wynika z danych Eurostatu, w sierpniu tzw. zharmonizowany wskaźnik wzrostu cen konsumpcyjnych był u nas dokładnie taki, jak na Słowacji, minimalnie niższy niż w Czechach i wyraźnie niższy niż na Węgrzech – gdzie rząd w jeszcze większym stopniu niż u nas uciekał się do administracyjnych metod walki z inflacją.

Problem w tym, że polityka pieniężna działa na gospodarkę z opóźnieniem, które liczy się nawet w kwartałach. Analitycy spodziewają się, że proces dezinflacji już za parę miesięcy się zatrzyma i na dłuższy czas zostaniemy ze wskaźnikiem wzrostu cen w granicach 4–5 proc., dwa razy wyższym od celu NBP (który za czasów PiS się nie zmienił, jest jedynie nieco rozmiękczony podkreślaniem, że ma być osiągnięty „w średnim terminie”). A obniżki stóp z września–października dość jednoznacznie są oceniane jako wsparcie dla rządu w kampanii wyborczej (choćby przez poprawę humoru kredytobiorców).

Kontrowersyjna aktywność NBP

Krytykowane są decyzje banku centralnego, ale w rzeczywistości nawet bardziej chodzi o to, jak NBP komunikuje się z otoczeniem: ze społeczeństwem, z inwestorami, analitykami. Polityka komunikacyjna to domena prezesa banku centralnego, a w swojej kadencji Glapiński realizował ją bardziej aktywnie i w sposób bardziej kontrowersyjny niż poprzednicy.

Chodzi przede wszystkim o prezentację i uzasadnianie decyzji po posiedzeniach RPP. W przeszłości odbywało się to kilkadziesiąt minut po zakończeniu spotkania rady. W konferencjach poza prezesem uczestniczyło dwóch jej członków. Teraz – dawna zasada została zmieniona po wybuchu pandemii – konferencje odbywają się dzień po i mają tylko jednego „aktora”. Bo też nie polegają na udzieleniu szybkiej odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale na długich wykładach prezesa nie tylko dotyczących inflacji i stóp procentowych, lecz także zawierających wiele wątków pobocznych, dygresji, itp.

Komunikacja jest ważna, bo dobrze prowadzona jest sposobem na „kotwiczenie” oczekiwań inflacyjnych i zmniejszenie niepewności rynkowej. W przypadku naszego banku centralnego trudno jednak mówić, że to się udaje. Przykłady z ostatnich miesięcy: chociaż ostatnia podwyżka stóp miała miejsce we wrześniu ub.r., to dopiero w lipcu prezes Glapiński ogłosił, że RPP kończy cykl zaostrzania polityki pieniężnej. A wrześniową obniżkę (łagodzenie polityki miało nastąpić po spadku inflacji do poziomu jednocyfrowego) uzasadniał tym, że w ujęciu tygodniowym lub dziennym na początku września wzrost cen liczony w skali roku spadł poniżej 10 proc.

Zaufania do banku centralnego i jego działań nie podnoszą też takie „aktywności”, jak banery na siedzibie NBP najpierw podkreślające znaczenie „putinflacji”, a później wyliczające liczbę miesięcy ze stabilnymi cenami (mowa o okresie, w którym następują sezonowe spadki cen żywności). Ewidentny jest też konflikt prezesa z „opozycyjnymi” członkami RPP zarzucającymi mu zmiany regulaminu rady skutkujące ograniczeniem niezależności osób wchodzących w skład tego organu.

Pomocna dłoń

Bank centralny to nie tylko stopy procentowe. W innych elementach NBP jeszcze bardziej pokazywał skłonność do współpracy z rządem. Co samo w sobie niekoniecznie jest złe, ale…

Przykładem ilościowe luzowanie polityki pieniężnej, czyli kupowanie przez bank centralny obligacji wyemitowanych przez państwo albo państwowe podmioty, takie jak Bank Gospodarstwa Krajowego czy Polski Fundusz Rozwoju. Po wybuchu pandemii to w znacznej mierze dzięki NBP udało się sfinansować wielomiliardowe programy pomocowe, które pozwoliły uniknąć fali bankructw związanych z lockdownami. Ale zasady prowadzenia tego typu operacji nie były jasne.

Inny przykład: polityka kursowa. Kilka lat temu głośno było o „szarży NBP” na rynku walutowym pod koniec 2020 r. – interwencjach, których celem było osłabienie złotego. Główny efekt, jaki dzięki temu osiągnięto, to wyższa wartość rezerw walutowych w przeliczeniu na krajową walutę i wysoki zysk banku centralnego, którego 95 proc. trafia do budżetu państwa.

Kolejnym przejawem tej polityki jest „puchnięcie” rezerw walutowych (część jest przeznaczana na zakupy złota, którego zasoby to już ok. 300 t) będące efektem kupowania przez bank centralny walut trafiających do naszego kraju z Unii. Ograniczało to skalę aprecjacji złotego (inaczej rząd musiałby wymieniać środki na rynku), ale zwiększało skalę nadpłynności sektora bankowego, a to czynnik proinflacyjny.

Być może gdyby komunikacja była lepsza, a działania banku bardziej zrozumiałe, lepsze byłyby też oceny działalności banku centralnego. W prowadzonych co pół roku badaniach CBOS w przeszłości miał on na ogół więcej „zwolenników” niż „przeciwników”. Ale w ostatnich dwóch ankietach – z jesieni ub.r. i wiosny br. odsetek ocen negatywnych był wyższy niż pozytywnych. ©℗

Więcej tekstów wyborczych w Wydaniu Specjalnym Dziennika Gazety Prawnej: https://www.gazetaprawna.pl/wybory

ikona lupy />
Inflacja / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe