Spośród 67 podmiotów, które do wczoraj zarejestrowały się lub zgłosiły w PKW jako uprawnione do prowadzenia kampanii referendalnej, prawie jedną piątą stanowią fundacje spółek Skarbu Państwa

Na stronie Państwowej Komisji Wyborczej, gdzie są wskazane podmioty, które starają się o możliwość nieodpłatnego prowadzenia kampanii w mediach publicznych, widać zgłoszenia fundacji państwowych spółek, takich jak: PGE, PEKAO S.A., PKO BP, PKP, Totalizator Sportowy czy Krajowa Grupa Spożywcza. O sprawie piszemy od dwóch dni na portalu Gazetaprawna.pl.

Zgłoszenia pojawiły się we wtorek po południu. Ministerstwo Aktywów Państwowych zapytane, czy wydawało spółkom polecenia w tej sprawie, odesłało nas do samych fundacji. Z kolei od niektórych spółek słyszymy, że udział w kampanii informacyjnej przed referendum mieści się w statutowych celach fundacji, zapisanych np. jako wspieranie społeczeństwa obywatelskiego. Firmy zapowiadają głównie działania profrekwencyjne.

Ale np. GPW stwierdza, że dyskusja wokół części pytań może dotykać kwestii związanych z funkcjonowaniem polskiego rynku kapitałowego i stąd zgłoszenie. Przypomnijmy, że jedno z pytań dotyczy np. wieku emerytalnego. – Podmioty zgłaszają się po to, by być uprawnionym do bezpłatnej kampanii referendalnej w mediach publicznych. W następnym kroku zarządy nadawców publicznych, na bazie rozporządzenia KRRiT, będą przydzielać im czas antenowy, analogicznie jak przy kampanii wyborczej – tłumaczy szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak.

Wygląda na to, że w obozie rządzącym zapadła decyzja, by użyć zasobów spółek w kampanii, której faktycznym celem jest maksymalizacja wyniku wyborczego PiS. Krytycznie na sprawę patrzy Krzysztof Izdebski z Open Spending EU Coalition. – Spółki Skarbu Państwa (SSP) i ich fundacje nie powinny się mieszać do polityki. To podważa ich wiarygodność również wobec udziałowców, którzy nie chcą mieszać się do polityki. W rezultacie może być niekorzystne dla ich interesów. SSP nie powinny w ogóle, ale szczególnie w tak otwarty i bezczelny sposób, angażować się w kampanię wyborczą. To, co publiczne, zupełnie już się pomieszało z interesem grupy polityków – ocenia prawnik.

Termin na zgłoszenie się do PKW w sprawie prowadzenia nieodpłatnej kampanii referendalnej w mediach publicznych minął 5 września. W sumie zgłosiło się 67 podmiotów – partii politycznych, stowarzyszeń i fundacji. W momencie pisania tego materiału status podmiotu uprawnionego uzyskało 31 z nich. Pozostałe czekały na decyzję Państwowej Komisji Wyborczej.

Zdarzyła się też jedna odmowa rejestracji – to przypadek Stowarzyszenia Straż Narodowa, której liderem jest kandydujący z list PiS radykalny narodowiec Robert Bąkiewicz. Jak jednak słyszymy, PKW wydała taką decyzję w związku z brakami formalnymi, które stowarzyszenie już uzupełniło i ponownie przechodzi proces rejestracji. Wygląda też na to, że będzie jeszcze co najmniej jedna odmowa, bo do PKW zgłosiła się także izba gospodarczo handlowa, która nie może być podmiotem uprawnionym do kampanii w mediach publicznych. „Do udziału w kampanii referendalnej w programach radiowych i telewizyjnych w związku z referendum uprawnione są wszystkie organizacje społeczne wpisane do Krajowego Rejestru Sądowego. W rozumieniu przepisów ustawy o referendum ogólnokrajowym i Kodeksu wyborczego organizacją społeczną nie są m.in. rady osiedlowe, rady sołeckie, spółdzielnie mieszkaniowe, izby gospodarcze. Nie mogą one zatem uczestniczyć w kampanii referendalnej w programach radiowych i telewizyjnych nadawców publicznych” – podaje PKW.

SSP w większości nabrały wody w usta – nie wiadomo, ile zamierzają wydać na kampanię

To jednak wyjątki od reguły. – Jeśli chodzi o kampanię referendalną, to właściwie każdy może ją prowadzić i prezentować swoje stanowisko, a także prowadzić działalność profrekwencyjną lub namawiać do niegłosowania – mówi Magdalena Pietrzak z Krajowego Biura Wyborczego.

Jak odpowiadają spółki i co na to MAP

Zapytaliśmy spółki, po co im udział w kampanii referendalnej, skoro – jak podkreśla Krzysztof Izdebski z Open Spending EU Coalition – spółki nie powinny się mieszać do polityki. Część nie odpowiedziała na nasze pytania, inne podkreślają, że to zgodne ze statutem ich fundacji. „W fakcie złożenia wniosku nie ma niczego nadzwyczajnego” – podkreśla PZU. Dodaje, że zgodnie ze statutem Fundacji PZU jej celem jest działalność na rzecz dobra publicznego w zakresie m.in.: podtrzymywania tradycji narodowej, pielęgnowania polskości oraz rozwoju świadomości narodowej, obywatelskiej i kulturowej; działalności wspomagającej rozwój wspólnot i społeczności lokalnych; nauki, edukacji, oświaty i wychowania. „Promowanie w społeczeństwie postaw obywatelskich, współuczestnictwa i zaangażowania w funkcjonowanie podstawowych dla demokratycznego państwa prawnego procesów i instytucji, takich jak np. referendum ogólnokrajowe, mieści się więc w celach statutowych Fundacji PZU” – konkluduje PZU. W podobnym tonie odpowiedziało PEKAO S.A.: „Fundacje mają prawo realizować tego typu działania pod warunkiem dopełnienia właściwych formalności. Jednym z celów statutowych Fundacji Banku Pekao SA jest wspieranie rozwoju świadomości obywatelskiej”. Z odpowiedzi, jakie uzyskaliśmy zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie, wynika, że spółki mają przede wszystkim zachęcać do głosowania. „Teraz Fundacja Enea, jako podmiot odpowiedzialny społecznie, zamierza prowadzić działania profrekwencyjne. Fundacja Enea chce wspierać zaangażowanie Polaków w procesach demokratycznych, dlatego też chce zachęcić obywateli do wzięcia odpowiedzialności za swoją ojczyznę i udziału w referendum” – napisała nam Enea. Ale nie można wykluczyć, że spółki wejdą też w merytoryczny przekaz. „Dyskusja publiczna wokół części pytań referendalnych może dotykać obszaru zmian właścicielskich w spółkach lub zmian systemu emerytalnego powiązanych z funkcjonowaniem polskiego rynku kapitałowego, dlatego też Fundacja GPW zgłosiła zamiar skorzystania z prawa do udziału w kampanii referendalnej” – odpisała giełda. Od dwóch rozmówców z obozu rządowego usłyszeliśmy, że spółki mają prawo wypowiadać się w tych kwestiach, zwłaszcza w kontekście pytania dotyczącego prywatyzacji.

Mniej czasu dla opozycji

Na pytania o to, jakie w związku z tym planują konkretne aktywności i ile to może kosztować, nie otrzymaliśmy od odpowiedzi. Zgłoszenie się do wykazu w PKW oznacza w praktyce przydział czasu antenowego w mediach publicznych, więc już sama tak liczna obecność fundacji SSP oznacza mniej czasu dla innych podmiotów. A nie można wykluczyć, że fundacje wejdą w inne działania, np. akcje billboardowe czy spoty, zwiększające siłę oddziaływania w sprawie referendum całego obozu PiS. Tym bardziej że z naszych informacji wynika, że po tym, jak w najbliższy weekend PiS pokaże i ogra swój program, następnym etapem kampanii ma być skupienie się na referendum. – Pytania referendalne mogą mieć efekt torujący, czyli prowadzący głosujących do pożądanych dla PiS decyzji w lokalu wyborczym. Będą służyły także ustawianiu narracji kampanijnej, a im więcej tych informacji będzie, tym bardziej będą służyły obozowi rządzącemu – ocenia Marcin Duma z IBRiS. Tego też obawia się opozycja. – PiS chce zastąpić kampanię wyborczą tą referendalną i wpompować z pomocą m.in. państwowych spółek potężny strumień pieniędzy na jej prowadzenie – mówi Arkadiusz Myrcha z KO. – Działania fundacji powiązanych ze spółkami tylko potwierdzają wcześniej formułowane przez opozycję zarzuty w stronę spółek, że w sposób mniej czy bardziej formalny wspierają politykę PiS – dodaje. ©℗

ROZMOWA

Słuszna idea referendum wykorzystywana do bieżącej polityki partyjnej

ikona lupy />
Filip Pazderski, prawnik i socjolog, doktorant IFiS PAN, analityk i kierownik projektów dotyczących społeczeństwa obywatelskiego i funkcjonowania państwa prawa. Ekspert Instytutu Spraw Publicznych, kierownik Programu Społeczeństwa Obywatelskiego i Demokracji / nieznane
Zna pan jakiekolwiek państwo UE, które za pomocą fundacji spółek Skarbu Państwa chciałoby promować referendum ogólnokrajowe?

W Polsce aparat państwa ma duży udział w spółkach, które są właściwie kluczowe w najważniejszych sektorach gospodarki. W 2022 r. sześć z dziesięciu największych przedsiębiorstw w Polsce (sektora energetycznego i finansowego) było kontrolowanych przez państwo. Spośród przedsiębiorstw notowanych na WIG20 ponad 70 proc. to spółki, w których państwo ma ponad 25 proc. udziałów. To potężna machina finansowa funkcjonująca również w innych państwach UE. Ale w żadnym z nich, a przynajmniej ja nie znam takiej sytuacji, nie jest ona wykorzystywana tak jak w Polsce.

Takie działania są pana zdaniem zgodne z ideą funkcjonowania spółek Skarbu Państwa – to jest ich odpowiednia rola?

Pytanie, czy te fundacje powołane przy spółkach w ogóle mają w swoich statutach tego typu działalność. Pewnie można zaangażowanie w kampanię referendalną przypisać do ogólnie sformułowanych celów społecznych czy do działalności na rzecz dobra publicznego. Ale nie wiem, czy Fundacja Polskiej Grupy Zbrojeniowej to najlepszy podmiot do promowania wydarzenia, które przez wiele organizacji obywatelskich jest określane jako pseudoreferendum, bo de facto jest rodzajem plebiscytu poparcia dla polityki partii rządzącej. Dlatego zachęcanie do udziału w tym głosowaniu będzie oznaczało namawianie do poparcia postulatów jednego ugrupowania politycznego. Nie jestem przekonany, że do tego powinna służyć działalność fundacji korporacyjnych spółek Skarbu Państwa.

Angażowanie tych spółek do działalności innej niż gospodarcza stanie się pana zdaniem jakimś trendem w polskiej polityce?

Myślę, że wykorzystywanie w ten sposób przez rządzących zasobów publicznych już się dzieje. To nie jest tak, że zaangażowanie SSP następuje wyłącznie przez kampanię referendalną – w aktywną promocję polityki rządu spółki takie jak PKN Orlen czy PGE angażowały się wielokrotnie w trakcie rządów PiS. Istnieje też wiele innych inicjatyw środowisk bliskich partii rządzącej, jak konferencje czy kongresy finansowane przez spółki, co w istocie oznacza wsparcie ze środków publicznych działalności jednej partii. Kiedy dochodzi do tego umieszczanie w tych spółkach osób bezpośrednio związanych z partią lub będących członkami rodziny polityków PiS, które się potem „odwdzięczają”, wpłacając zgodne z prawem darowizny na rzecz tej partii, to staje się to po prostu dodatkowym, alternatywnym systemem finansowania polityki. To jest system zawłaszczania struktur państwowych przez jedną partię – w tym wypadku rządzącą – co jest bardzo niebezpieczne, ale pytanie, czy po ewentualnej zmianie władzy jakichkolwiek polityków będzie stać na to, żeby tę sytuację zmienić.

A czy na gruncie prawa zaangażowanie fundacji tych spółek w kampanię referendalną mogłoby podważyć legalność tego głosowania?

Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli do tego przesłanki prawne. Prawo pozwala wszystkim podmiotom, które mają odpowiedni status prawny i spełniają inne kryteria, na wzięcie udziału w kampanii związanej z referendum i wyrażenie swojej opinii. Założenia takiej organizacji referendum były szczytne, ale jakie są efekty – widzimy obecnie. Obserwujemy wykorzystanie słusznej idei referendum do bieżącej, twardej polityki partyjnej. Ale legalność takich działań nie jest jedynym wyznacznikiem ich oceny. Mamy w demokracji też zasady etyczne i moralne, wedle których zachowania publiczne mogą oceniać obywatele. Dla rządzących one nie odgrywają żadnej roli – oni mają swoje asy w rękawie. Tylko że granie nimi, moim zdaniem, może doprowadzić do zniszczenia idei referendum. A skutkiem będzie uzyskanie wyłącznie oczekiwanego, partykularnego celu politycznego. ©℗

Rozmawiał Mateusz Roszak