W polemice do mojego tekstu o fasadowym familizmie Michał Kot stawia zarzut, że krytykę rodziny oparłem na dowodach anegdotycznych, a dane, które przytoczyłem, zostały wyrwane z kontekstu. Zanim się do tej oceny odniosę, chciałbym wyraźnie podkreślić, że z większością tez autora się zgadzam. Co więcej, sam starałem się zwrócić uwagę, jak ważną rolę odgrywa instytucja rodziny. Jestem mojemu polemiście wdzięczny za przywołanie licznych badań, które potwierdzają jej społeczną wartość. Tak samo w pełni podpisuję się pod propozycjami działań – jak kluby mam czy świeckie kursy przygotowawcze dla małżeństw.

Gdzie zatem tkwi problem? Kot, używając języka marketingu, dowodzi, że rodzina wciąż jest dobrą marką i nie powinniśmy jej podważać. Jeśli dobrze odczytuję tok myślenia mojego polemisty, to sugeruje on, że istnieje ryzyko, iż krytyczna refleksja nad współczesną rodziną osłabi jej status, co spowoduje spadek atrakcyjności tej instytucji. Takie rozumowanie nie jest całkiem pozbawione sensu, ale obawiam się, że owa dekonstrukcja już się dokonała (a przynajmniej się dokonuje na naszych oczach). Bezkrytyczne wzmacnianie marki rodziny będzie zatem odnosiło skutki przeciwne do zamierzonych. Warto w tym kontekście dodać, że osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy, która wzięła tzw. tradycyjną rodzinę na polityczny sztandar, niekoniecznie musi być tu zjawiskiem pozytywnym. To samo dotyczy zresztą stosunku PiS do Kościoła katolickiego. Część Polaków może wręcz odczuwać niechęć do instytucji, którymi w pewnym sensie „epatowała” władza.

Czy mamy twarde dane potwierdzające, że wspomniana dekonstrukcja zachodzi? Nie, bo też niełatwo jest to zbadać. Tak samo niełatwo jest oszacować, jaki odsetek społeczeństwa doświadczył w rodzinie problemów na skutek alkoholizmu, w tym przemocy czy molestowania seksualnego. Mamy jednak międzynarodowe badania – choćby australijskie, które mówią, że przemoc seksualna dotknęła tam nawet 20 proc. społeczeństwa. Mamy też dane Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych o odsetku osób uzależnionych od alkoholu lub pijących ryzykownie, na podstawie których można wnioskować o liczbie pośrednich ofiar tej choroby. Mamy wreszcie sygnały płynące od psychoterapeutów, wskazujących na zakorzenione w rodzinnej historii źródła problemów ich pacjentów. To wszystko jednak „miękkie” dowody. Należy do nich również zauważalny w ostatnich latach spadek znaczenia rodziny w hierarchii wartości prezentowanej przez najmłodsze pokolenia Polaków, a już z pewnością zmiana rozumienia, czym współczesna rodzina jest.

Odchodząc od rozważań marketingowych, które nie są mi szczególnie bliskie (i których bym w tej dyskusji unikał), chciałbym przywołać argument z innego porządku. Obserwacja katolickich ruchów dla małżeństw na przestrzeni ostatniej dekady prowadzi mnie do hipotezy, że nawet w konserwatywnym środowisku zachodzi wyraźna zmiana w postrzeganiu rodziny. 30-letni katoliccy małżonkowie coraz krytyczniej patrzą na model realizowany w pokoleniu ich rodziców – a dodajmy, że dotyczy to także osób z tzw. dobrych domów. Mówią oni wprost, że nie chcą powielać tradycyjnego, patriarchalnego wzorca. A taki wzorzec zwykle pojawia się w przestrzeni publicznej – czy to za sprawą przekazu Kościoła reprezentowanego przez starszych hierarchów i świeckich, czy to opowieści sprzedawanej przez polityków (również starszego pokolenia).

To nie przypadek, że młode kobiety, dla których patriarchalny, konserwatywny model jest szczególnie nieakceptowalny, obecnie oczekują od swoich związków przede wszystkim partnerstwa. A obawiam się, że część współczesnych obrońców rodziny, w przeciwieństwie do Michała Kota i mnie, chce promować właśnie ten tradycyjny wzorzec. Wbrew pozorom nie są oni naszymi sojusznikami. Wydaje mi się, że więcej pożytku będzie z otwartego i krytycznego, a jednocześnie inkluzywnego podejścia do instytucji rodziny, także wobec tych, którzy mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Tak, potrzebujemy rodzin. Ale niekoniecznie w patriarchalnym wydaniu. ©Ⓟ

Autor jest publicystą, doktorem nauk ekonomicznych, adiunktem w Katedrze Stosunków Międzynarodowych UEK, członkiem Polskiej Sieci Ekonomii i ekspertem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego