- Nigdy po 2015 r. nie było tak, że to sympatyk PiS musi się trzy razy zastanowić, czy coś w internecie puścić, czy nie. Dziś przewaga zwolenników opozycji w sieci, według naszych badań, wynosi 70 proc. do 30 proc. - mówi Michał Fedorowicz, prezes Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych.

Kampania w realu i w Internecie to dwa odrębne światy?

Można tak to ująć. Kampania w realu polega na spotkaniach z ludźmi, natomiast kampania w Internecie na robieniu wrażenia. Co prawda na spotkaniach w realu też musi być tworzone wrażenie masowości, tłumu osób zadowolonych, ale w Internecie chodzi już tylko o to – dużo lajków, dużo wyrażanego zadowolenia, że jest tzw. dobry sentyment. To taka taktyka “fake it until you make it”, czyli de facto oszukiwanie, by osiągnąć jakiś cel. W ramach tych działań z jednej strony tworzy się wrażenie - zwłaszcza wśród naszych zwolenników - że po naszej stronie wszystko jest super, a z drugiej umniejsza się działania przeciwników lub wręcz nabija z nich.

Czy tegoroczna kampania w sieci, niezależnie od tego jak ją oceniamy jakościowo, niewiele się różni od tych poprzednich?

Różni się dwiema rzeczami. Po pierwsze, widać, że w kanałach takich jak Twitter czy Facebook to siły sprzyjające opozycji, czyli sympatycy Platformy, "polują” na sympatyków PiS-u, a nie na odwrót.

Czyli dotychczasowy łowca zmienił się w zwierzynę?

Dokładnie tak. Nigdy po 2015 r. nie było tak, że to sympatyk PiS-u musiał się trzy razy zastanowić, czy coś w Internecie puścić, czy nie. Dziś przewaga zwolenników opozycji w sieci, według naszych badań, wynosi 70 proc. do 30 proc.

Z czego to się bierze?

Na pewno jest to kwestia demograficzna, a zwłaszcza dużej liczby kobiet aktywnych w kanałach internetowych. Taki Instagram jest praktycznie zamknięty dla polityków PiS, zwłaszcza po wydarzeniach związanych ze Strajkiem Kobiet po wyroku TK w sprawie aborcji. Twitter z kolei przez ostatnie cztery miesiące został zdominowany przez bardzo dobrze zorganizowaną grupę wspierającą opozycję. Przypomina ona wręcz amerykański ruch „MAGA”, czyli „Make America Great Again”, skupiony wokół Trumpa. To jest dokładnie ten sam schemat działania - oni nie odpuszczają, walczą o wszystko i sprowadzają przeciwników do defensywy.

ikona lupy />
Michał Fedorowicz, prezes Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych / Dziennik Gazeta Prawna / fot. Wojtek Górski

To dowodzi skuteczności Romana Giertycha na Twitterze, który swoimi wpisami i budowaniem ruchu „Sieć na wybory” angażuje m.in. najbardziej radykalnych zwolenników PO?

Dotykamy tu kwestii politycznych, a ja zajmuję się algorytmami politycznymi, nie polityką. Na pewno bardzo widoczny i aktywny jest hashtag “sieć na wybory”. Ale jak przed 2015 r. bańka antyplatformerska, prawicowa polowała na Platformę, tak dziś role się odwróciły. Dziś w Polsce mamy mechanizm podobny do tego w USA, gdzie widzimy republikańskiego kandydata na wybory prezydenckie Rona DeSantisa, który w Internecie jest wręcz wbijany w ziemię przez przeciwników.

Może to efekt starzejącego się elektoratu PiS, który stopniowo jest wypychany z Internetu i zastępowany elektoratem opozycyjno-konfederackim?

Tyle że w 2015 roku dzisiejsi 40-latkowie mieli 30 kilka lat, więc nie ryzykowałbym takiej tezy. Raczej bym stwierdził, że dziś wszyscy są czymś innym zajęci. Inny jest też polityczny głód dotyczący chęci wygrania. To jest kwestia morale, a nie wieku.

Jakie tematy rozgrzewają dziś internautów?

Tak zwane jednodniówki. I to jest problem dla PiS, bo codziennie mamy jakiś pożar, który jest skutecznie podsycany i dystrybuowany przez działaczy i sympatyków opozycji, a który PiS jest zmuszony gasić. W efekcie przez sześć dni w tygodniu rozmawiamy o problemach partii rządzącej. Użytkownik sieci niemal codziennie ma wrażenie, że coś złego dzieje się z PiS.

Tylko na ile to się przebija? W kontekście Internetu często mówimy o nieprzemakalnych bańkach.

Od pierwszego kwartału tego roku nie możemy już mówić o nieprzemakalnych bańkach. Klasyczne bańki zaczęły przeciekać. Wszystko przez aktualizację platform społecznościowych, i tak zwaną "tiktokizkację" algorytmów politycznych. Nowy algorytm, tworzy wyłomy i pokazuje odbiorcom nie treści, które lubią oni sami i ich znajomi, tylko te, które pojawiają się u większości użytkowników. Inaczej mówiąc, algorytm decyduje o tym, że będzie pokazywać treści, które niekoniecznie muszą być związane z daną bańką, ale podobają się większości. Tak samo działa dziś Twitter czy Facebook, tzn. pokazywane jest tam to, co jest ważniejsze dla ogółu, a nie dla danej społeczności. Taka zmiana algorytmu bardzo utrudnia, a właściwie uniemożliwia prowadzenie klasycznych kampanii PiS, jakie były prowadzone w Internecie w poprzednich wyborach.

Ten algorytm obchodzi też monopol PiS w mediach publicznych? Do tej pory PiS mógł się czuć bezpiecznie na tym polu, bo w wielu miejscach w Polsce wciąż nie docierają inne kanały informacyjne poza TVP Info. Teraz ten monopol jest bajpasowany w Internecie i dociera do różnych baniek?

Algorytm decyduje o popularności treści, a tę popularność podbijają działania polityków i sympatyków opozycji. PiS cały czas będzie w defensywie, bo na ich tzw. feedach czy timelinach w mediach społecznościowych wyświetlać się będą głównie ich problemy, a nie dokonania. To sprawia, że politycy PiS muszą się ciągle z czegoś tłumaczyć. Dziś jedyną ich nadzieją w dotarciu do własnych wyborców jest premier Mateusz Morawiecki. Według naszych danych z ostatniego niemalże miesiąca wynika, że w tym czasie największe zaangażowanie na Facebooku – który ma najwięcej użytkowników, więc jest najbardziej reprezentatywny – wygenerował profil “Sok z buraka”, aż 1,1 miliona interakcji. Drugi jest Mateusz Morawiecki z wynikiem 509 tys. interakcji. Generalnie uosobieniem PiS w internecie są dziś trzy osoby. Poza premierem, to Patryk Jaki oraz Zbigniew Ziobro, czyli politycy Suwerennej Polski, a nie PiS. Tymczasem politycy PiS gremialnie odrzucają media społecznościowe – nie lajkują, nie podbijają interakcji z przekazami własnego lidera. I dzieje się tak z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn.

Może Jarosław Kaczyński powinien sobie założyć konto na Facebooku?

Myślę, że na to jest przynajmniej o rok za późno.

A może ta słabość PiS w Internecie to rezultat wojen frakcyjnych w partii? Trudno sobie wyobrazić np. Jacka Sasina albo Beatę Szydło, lajkujących wpisy czy filmiki Mateusza Morawieckiego.

Jak mawiał klasyk, kampania jest sumą wszystkich błędów.

Brak zwartości ugrupowania przekłada się na niepowodzenia w sieci, a te na niepowodzenia w kampanii realnej?

W Internecie widoczne są problemy albo sukcesy. Na tym polega porażka PiS i sukces Donalda Tuska, którego wpisy i flimiki wszyscy po stronie opozycyjnej gremialnie lajkują i nikt z nimi nie dyskutuje. A PiS musi się non stop bronić.

Wciąż jednak nie rozumiemy, jak to się dzieje, że PiS z internetowego lidera wszedł w rolę internetowego marudera?

Zaryzykowałbym tezę, że ostatnia zmiana algorytmu, jaka nastąpiła na przełomie 2022 i 2023 roku, jest całkowicie niezrozumiała dla osób, które prowadzą kampanię PiS. Problemem jest też to, że politycy - nie tylko PiS, ale właściwie każdego ugrupowania - gremialnie produkują filmiki. A przebijają się tylko te, które mają coś do powiedzenia, które dają negatywne i pozytywne rozwiązania, tworzą jakieś zainteresowanie. Jeżeli mamy setki klipów, które pokazują te same stockowe zdjęcia, z tymi samymi stockowymi przekazami, to ile można to oglądać?

Czym w tym tygodniu żyje polski Internet, a czym może zacząć żyć za 2-3 tygodnie?

Dziś tzw. Polska Internetowa żyje siatkówką i pożarami na greckich wyspach. Zainteresowanie polityką ewidentnie spadło, zwłaszcza po 4 czerwca. Myślami Polacy są gdzie indziej, w wakacje dominują tematy dotyczące odpoczynku, kredytów, rynku mieszkaniowego, itd.

Czyli polityczne dyskusje niekoniecznie wpisują się w potrzeby wyborców?

Politycy generalnie zajmują się tematami, które nie interesują większości Polaków. Może z wyjątkiem sytuacji w rolnictwie, która jest realnym problemem dla obozu rządzącego. Widać ostatnio, że minister rolnictwa Robert Telus próbuje ten temat jakoś zagospodarować w mediach społecznościowych, ale to samo robi Platforma Obywatelska.

W ciągu ostatnich kilku tygodni mieliśmy do czynienia z próbą narzucenia przez PiS dwóch dużych tematów, czyli komisji do spraw wpływów rosyjskich na polską politykę oraz referendum migracyjnego. To ma szansę rozgrzać emocje wyborców?

Na pewno widoczny jest temat migrantów. Zwłaszcza po wydarzeniach we Francji. Do tego doszły dwa spoty. Z jednej strony spot Morawieckiego, pokazujący obrazki “Francja vs. Polska”, który zrobił ponad 4 mln wyświetleń w Polsce i kolejnych 9 mln na świecie. Z drugiej strony spot Tuska z ponad 5 mln. To są rekordowe wartości, świadczące o tym, że oba spoty przebiły swoje bańki. Gdy dzieją się rzeczy obiektywnie ciekawe, takie jak zamieszki we Francji, politycy wchodzą w tzw. real-time marketing, a wtedy ich treści faktycznie się sprzedają. Przeciwny efekt osiągają filmiki w tematach, które sami próbują wygenerować, np. pokazać jakąś kolejną aferę w szeregach przeciwnika – takie treści nie cieszą się dużym zainteresowaniem. W ostatnim czasie widzimy też drastyczny wzrost natężenia antyukraińskich wypowiedzi i wpisów, przy jednoczesnym spadku zainteresowanie sytuacją wojenną na Ukrainie. W tych treściach widoczne jest poczucie krzywdy i braku wdzięczności. Niewykluczone, że jeśli PiS odpowiednio wykorzysta nastroje antyuchodźcze i antyimigranckie a sytuacja w sieci utrzyma bieżącą dynamikę, będzie to stanowiło kluczowy element w kampanii.

Które kanały dotarcia są dziś najistotniejsze?

Dzisiaj wyborcy są przede wszystkim w trzech miejscach. Po pierwsze, na Instagramie, liczącym 13 mln użytkowników powyżej 15. roku życia. A tam nie ma PiS-u, tam jest Trzaskowski, Tusk i właściwie na tym koniec. Po drugie, na YouTube, mający 27 milionów użytkowników. A jedynymi politykami, którzy dobrze się tam “sprzedają”, są ci z Konfederacji. Na tym kanale praktycznie nie ma PiS, bardzo słaba jest PO i Lewica. I po trzecie na Facebooku, liczącym ok. 20 mln użytkowników. Tam dobre wyniki wykręca Morawiecki, choć docierający głównie do własnej bańki. Tak więc widać tu prawicę, ale już niekoniecznie np. lewicę. Dodam tylko, że Twitter to tylko 2 mln użytkowników, z czego milion w bańce politycznej. Jedyna opcja, by coś, co dzieje się na tej platformie, dotarło np. na Facebooka, to taka, w której media podchwycą jakiś temat z Twittera, opiszą go, a te relacje trafią na Facebooka. Mamy wreszcie TikToka, na którym jest Mentzen, a gdzie PiS-owi idzie średnio.

Gdybyśmy mieli zrobić swoisty ranking, to który z polskich polityków najlepiej radzi sobie w Internecie?

Na pewno Morawiecki, Tusk i Mentzen. Za nimi jest Janusz Kowalski, Zbigniew Ziobro, Władysław Kosiniak-Kamysz, Robert Biedroń i Grzegorz Braun. Do tego widoczni są Michał Woś, Michał Wójcik, Sebastian Kaleta, Adam Andruszkiewicz, Sylwester Tułajew. Jak widać ton nadaje głównie Solidarna Polska, mniej PiS. Jest też Szymon Hołownia, ale on ma ten problem, że mimo wzbudzanego przez siebie zaangażowania, bardzo mocno traci fanów i generalnie rzecz biorąc jest jednym z najbardziej hejtowanych polityków w Polsce.

Kto jest w takim razie na drugim końcu skali?

Raczej mówiłbym o politykach, którzy nie rozwijają swoich szans w Internecie. Taką osobą, co jest dla mnie dużym zaskoczeniem, jest Mariusz Błaszczak. Może są jakieś pojedyncze wpisy, ale kompletnie nie ma tu rozbudowanego wizerunku w mediach społecznościowych. Widać też bardzo duży spadek Andrzeja Dudy, a to koreluje ze wzrostem antyukraińskich nastawień. Rozczarowujący są generalnie ministrowie, którzy nie chcą lub nie potrafią budować swojej pozycji w mediach społecznościowych.

A jeśli chodzi o polityków z drugiej strony politycznej sceny?

Największym zaskoczeniem jest sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński, który w kategorii zasięgów jest za Tuskiem i Trzaskowskim. Poza tym najbardziej widoczni są Sławomir Nitras, Arkadiusz Marchewka i Cezary Tomczyk. Z europosłów wyróżniają się Andrzej Halicki i Radosław Sikorski.

A co pan sądzi o filmikach, które ostatnio publikuje Robert Telus, np. jak odpala gaśnicę i kręci się w kółko, pokazując, że w ten sposób PiS gasi pożary wywołane przez Putina?

Rzeczywiście minister rolnictwa ostro próbuje wejść w media społecznościowe. Dlaczego? Bo są żniwa. Rolnicy jadąc traktorem czy kombajnem oglądają na komórce tiktoki. Większość z nich to 30-, 40-latkowie, do których wcześniej docierała komunikacja AgroUnii. Do tej pory ministrowie rolnictwa systemowo odrzucali media społecznościowe jako formę bezpośredniego kontaktu z rolnikami. Obecny próbuje to robić na swój sposób. Może to wywołuje nawet “heheszki”, ale to się wyświetla, komentuje, a więc udaje się dotrzeć i zdobyć zasięgi. Każdy robi internet tak jak czuje.

Pojawiły się komentarze, że słabością Konfederacji są jej listy, pomału ujawniane, na których brakuje graczy wagi ciężkiej. Czy to się przekłada także na słabość w Internecie? Do tej pory Konfederacja raczej była postrzegana jako playmaker w sieci.

Wydaje się, że komunikacyjnie Konfederacja dotarła do swoich maksimów. Jest jeden Mentzen, jeden Bosak i jeden Berkowicz. I to wszystko. Pozostali kandydaci mają bardzo małe profile, ich komunikacja nie jest tak profesjonalna jak komunikacja samej Konfederacji. Co więcej, osoby te będą teraz wyszukiwane przez wyborców tego ugrupowania i wielu z nich może się rozczarować, widząc, że oni wcale nie są tacy wielkomiejscy czy liberalni. W konsekwencji albo te osoby i tak zagłosują na Konfederację, albo będzie tak jak z Kukizem, który w maju 2015 r. zrobił wynik 20 proc. w wyborach prezydenckich, by we wrześniu w wyborach parlamentarnych mieć tylko 8 proc.

Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak