Do tej pory ugrupowanie Mentzena i Bosaka rosło na tym, że dwie główne siły – PiS i PO – wzajemnie się zwalczały. Teraz Konfederacja częściej trafia na celownik tych dwóch ugrupowań.

Konfederacja jest pierwszą formacją, która systematycznie pokazuje swoje listy wyborcze. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że jedynką w Warszawie będzie jeden z liderów tego ugrupowania Sławomir Mentzen, a dwójką syn szefa NIK Jakub Banaś. W ten sposób ugrupowanie chce odrzucić narrację, że szykuje się do wejścia w koalicję rządową z obecną władzą. – Z Banasiem na pokładzie nie da się wejść w koalicję z PiS – mówi DGP Sławomir Mentzen. Pytany o prokuratorskie zarzuty wobec kandydata odpowiada: – Polityczna prokuratura wykorzystuje swoje możliwości, by wpłynąć na Jakuba Banasia i odzyskać kontrolę nad NIK.

Prezentacja kandydatów odbyła się wczoraj przed siedzibą NIK w Warszawie. Kontrowersje może budzić to, że Jakub Banaś formalnie wciąż jest doradcą społecznym prezesa izby Mariana Banasia, zaś nieformalnie postrzegany jest jako szara eminencja w tej instytucji. Na jesień, a więc w najgorętszym okresie kampanii wyborczej, NIK planuje publikację kilku głośnych raportów potencjalnie kłopotliwych dla PiS, m.in. o sytuacji w TVP. Sam Jakub Banaś nie zamierza rezygnować z funkcji doradcy społecznego szefa NIK. – To pytania nie do mnie, tylko prezesa NIK. Ja tu nie widzę żadnej sprzeczności czy problemów. Dopóki prezes mnie nie odwoła, nie zamierzam składać rezygnacji, nie widzę ku temu żadnych powodów – mówi DGP. NIK nie odpowiedziała na pytania dotyczące tej kwestii. „Odpowiedź zostanie udzielona do 20 lipca br.” – odpisał nam wczoraj rzecznik tej instytucji Łukasz Pawelski.

Konfederacja w ostatnich tygodniach wyraźnie umocniła się w sondażach. Według serwisu Politico średnia tego ugrupowania wzrosła z 10 proc. na początku maja do 15 proc. obecnie. A liderzy Konfederacji nie ukrywają, że mają apetyty na więcej. Formacja była beneficjentem tego, że reszta opozycji była zajęta wewnętrznymi układankami i walką.

Teraz jednak rywale Konfederacji chcą ją wziąć na celownik, by osłabić notowania tego ugrupowania. – Nie będziemy ich jednak atakować frontalnie, bo to by im dodawało punktów – mówi nam polityk KO. Koalicja chce z jednej strony wyciągać elementy programu, których sama Konfederacja nie wysuwa. – Powinniśmy pokazać wyborcom, czym jest Konfederacja. Temu ma służyć cytowanie słów polityków dotyczących aborcji, tego, że chcieliby karać 10 latami więzienia i lekarza, i kobietę, tego, co Korwin-Mikke mówi o kobietach. Wiele innych rzeczy, które pokażą, że nie są wolnościowcami – mówi Katarzyna Lubnauer z KO. Jednocześnie podbijany od kilku dni przez KO w mediach społecznościowych postulat podwyżki kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł ma pomóc odbić wyborców liberalnych KO czy Szymona Hołowni, którzy przerzucili się na Konfederację.

PiS z kolei zamierza przypominać postawę Konfederatów w zakresie wojny w Ukrainie czy w trakcie pandemii COVID-19. Ma też podkreślać, że największą siłą PiS jest sprawczość, podczas gdy postulaty, z którymi wychodzi Konfederacja, są praktycznie nie do zrealizowania. – Oni szacują koszty swojego programu na 50 mld zł. Tyle że z moich wyliczeń wychodzi jakieś 150 mld zł – mówi nam ważny polityk obozu rządzącego.

Także po stronie Trzeciej Drogi (czyli Koalicji Polskiej-PSL oraz Polski 2050) słychać głosy, by zacząć mocniej rozliczać Konfederację z jej działań. – Kit Konfederacji nie może być skuteczny przez cały czas, można ją pokonać wyłącznie faktami. Trzeba pokazywać, jak źle policzone są ich propozycje, że takie pomysły jak obniżenie cen mieszkań o 30 proc. są absolutnym fałszem, oraz pokazywać kontrpropozycje, które są policzone i sprawdzone na świecie – mówi Jan Strzeżek, lider stowarzyszenia Młoda Polska współpracującego z Trzecią Drogą.

Obecna trzecia pozycja Konfederacji w sondażach daje jej komfortową pozycję przed jesiennymi wyborami. Niedawne badania Ibris, pokazujące sufit dla poszczególnych ugrupowań, dawały jej maksymalnie 20 proc.

Opozycja anty-PiS konsekwentnie forsuje tezę, że Konfederacja to potencjalny koalicjant partii Jarosława Kaczyńskiego. To ma zmobilizować wyborców i odcinać od Konfederacji elektorat antypisowski. Z tego samego powodu – tzn. by takich wyborców nie tracić – od pewnego czasu liderzy Konfederacji zaczęli zdecydowanie odcinać się od możliwości jakiejkolwiek koalicji z PiS. – My wierzymy, że PiS z PO naprawdę chcą tego samego i mają ten sam program, więc niech się ze sobą dogadają, a nie żyją na kocią łapę – mówi nam Sławomir Mentzen.

Obecne sondaże wskazują, że ewentualna koalicja PiS i Konfederacji miałaby większość. Część polityków PiS bierze taki wariant pod uwagę. W takim przypadku zapewne, wzorem poprzednich koalicji rządowych w Polsce, Konfederacja, jako słabsze ugrupowanie, mogłaby liczyć na funkcję wicepremiera, kilka resortów oraz posady wiceministrów w innych. Takiego wariantu nie można wykluczyć, choć w takim przypadku ryzykują, że jak Samoobrona czy LPR w kadencji 2005–2007 zostaną zjedzeni przez PiS. Jeden z obecnych liderów Krzysztof Bosak, niegdyś asystent lidera LPR Romana Giertycha, doświadczył tego na własnej skórze, gdy w 2007 r. nie dostał się do Sejmu. – Im nie opłaca się zajmować funkcji rządowych, bo dobrze wiedzą, że praca ministra bywa niewdzięczna i że nie będą w stanie przeprowadzić swoich propozycji kampanijnych. Łatwiej im się budować na tym, że są partią antysystemową – mówi polityk PiS. W takim scenariuszu Konfederacja mogłaby nawet dopuścić do powstania mniejszościowego gabinetu PiS czy opozycji i czekać na przedterminowe wybory, by zwiększyć swój stan posiadania. ©℗