Mimo uspokojenia sytuacji w Rosji polski rząd chce uczulić inne kraje, żeby nie przechodzić nad tym wydarzeniem do porządku dziennego.

Okazją do tego będzie dzisiejsze spotkanie grupy V4 w Bratysławie, a następnie (w czwartek i piątek) posiedzenie Rady Europejskiej. Dziś także szef MSWiA Mariusz Kamiński spotka się ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Ihorem Klymenką w Rzeszowie.

Jak słyszymy, rząd zamierza wykorzystać to, co się wydarzyło, do uświadomienia, że wschód UE to nadal zagrożona strefa. – Chcemy, po pierwsze, odwrócić tendencję zarysowaną przez Macrona miesiąc temu, osłabiającą wschodnią flankę NATO. Po drugie, chcemy przypomnieć, że konflikt nie wygasł i że trzeba zwiększać potencjał obronny wschodniej flanki. Po trzecie, będziemy namawiać, by szykowany szczyt NATO w Wilnie był bardziej odważny w decyzjach – mówi nasz rozmówca z otoczenia premiera.

Reakcje rządu na rozwój wypadków w Rosji były oszczędne. Rano w sobotę pojawił się komunikat, że polskie służby wraz z sojusznikami na bieżąco monitorują sytuację. W ciągu dnia – jak zapewniano – odbywały się konsultacje najważniejszych polityków oraz rozmowy z innymi zachodnimi przywódcami. – Nie spodziewaliśmy się rozwoju scenariusza uchodźczego, raczej brane pod uwagę były jakieś działania rosyjskie, których celem byłoby odwrócenie uwagi od tego, co dzieje się u nich, np. jakaś zabłąkana jednostka w przesmyku suwalskim pod fałszywą flagą czy kolejna zabłąkana rakieta – mówi nasz rozmówca z rządu.

Wieczorem w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odbyła się narada Andrzeja Dudy i jego urzędników z kierownictwem rządu i ministrami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. – To wewnętrzna sprawa Rosji, nie ma sygnałów, żeby nasze bezpieczeństwo zostało zagrożone – mówił prezydent po spotkaniu. Nie pojawiła się kwestia zwołania konsultacji w ramach art. 4 NATO, czego domagał się lider opozycji Donald Tusk. – Konsultacje i tak są na bieżąco prowadzone przez ambasadorów, a tego typu działania Rosja mogłaby wykorzystać do wewnętrznej narracji, że NATO szykuje się do interwencji – mówi nasz rozmówca z rządu. W sobotę na rosyjskich kanałach na Telegramie pojawiła się nieprawdziwa informacja, jakoby prezydent Andrzej Duda podniósł gotowość naszej armii do najwyższego poziomu, co dementowali i prezydent, i premier.

Wydarzenia w Rosji pokrzyżowały plany partii. Pierwszy wakacyjny weekend miał być okazją, by zaprezentować się jak największemu gronu wyborców, zanim rozjadą się na wakacyjny wypoczynek. Ale w sobotę, gdy odbywały się konwencje, sporą część uwagi mediów skoncentrował na sobie szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn, którego kolumny jechały wówczas w kierunku Moskwy.

Dynamika zdarzeń oraz szum informacyjny wokół wydarzeń w Rosji powodowały, że liderzy partyjni, jeśli już, to tylko zdawkowo się do nich odnosili. Występujący w Bogatyni wicepremier Jarosław Kaczyński przyznał, że nie wiadomo, czy to „incydent, czy coś dużo większego”. Wykorzystał jednak okazję do przypomnienia, że Ukraina korzysta ze wsparcia państw zachodnich, i podkreślał „ogromny wysiłek zbrojeniowy” Polski i to, że w tym roku nasz kraj może wydać łącznie na ten cel nawet 4 proc. PKB, czyli 120–130 mld zł.

Do sytuacji w Rosji odniósł się także występujący we Wrocławiu Donald Tusk. – Kilkanaście godzin temu w Rosji wybuchła wojna domowa – mówił lider PO w momencie, gdy sytuacja jeszcze eskalowała. Nawoływał, by rząd złożył wniosek o zwołanie Rady Północnoatlantyckiej, choć przede wszystkim wbijał szpile liderowi PiS. – Prezes Kaczyński udzielił długiego wywiadu dziś rano (RMF FM – red.) i jeszcze nie zauważył, że w Rosji wybuchła wojna domowa, że świat stanął na krawędzi – stwierdził Tusk.

Konwencje obu ugrupowań – PiS i PO – miały mobilizacyjny charakter. Jeszcze przed wiecem w Bogatyni Jarosław Kaczyński stwierdził, że nie będzie żadnych nowych propozycji programowych. Także Donald Tusk nie złożył kolejnych obietnic wyborczych, choć – jak słyszymy – jego formacja ma jeszcze kilkanaście pomysłów, które zaprezentuje.

W Grodzisku Mazowieckim konwencję zorganizowała Trzecia Droga, czyli sojusz PSL i Polski 2050. – Polskę gospodarną przeciwstawiamy Polsce marnotrawnej – ogłaszali liderzy obu ugrupowań: Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. Koalicjanci zgłosili m.in. postulat nowego systemu podatkowego, w ramach którego „im więcej dzieci, tym mniejsze podatki” (duże rodziny miałyby być z nich zwolnione). Przypomniano też postulat, że jeśli w ciągu 60 dni nie dostaniemy się do lekarza z NFZ, będzie można udać się na wizytę prywatną, której koszt pokryje państwo. Wspomniano także o programie „aktywny rolnik” czy o większym wsparciu osób niepełnosprawnych.

Lewica, by się odróżnić od reszty ugrupowań, zorganizowała wyłącznie kobiecą konwencję. Pod hasłem „Bezpieczna Pol(s)ka” posłanki lewicy przypomniały zestaw postulatów skierowanych do kobiet. To m.in. liberalizacja prawa aborcyjnego, zniesienie klauzuli sumienia dla lekarzy, sfinansowanie in vitro przez państwo, urlop menstruacyjny, edukacja seksualna w szkołach, zmiana definicji gwałtu, a także zwolnienia lekarskie płatne w 100 proc. czy równość płac kobiet i mężczyzn. – To nie są wybory o Tusku, Kaczyńskim czy Menztenie, to są wybory o was, o waszych prawach, waszym życiu i waszym zdrowiu – mówiła Magdalena Biejat, współprzewodnicząca partii Razem.

Dużą konwencję z hasłem „Tak chcemy żyć” zorganizowała Konfederacja, która dziś jest na trzecim miejscu w sondażach. Konfederaci pokazywali liberalny program, obiecując zmniejszenie podatków. Nowy system miałby polegać na kwocie wolnej 51 tys. zł (dziś to 30 tys.) oraz dwóch stawkach 12 proc. i 19 proc. (dziś 12 proc. i 32 proc.). Składka na ZUS dla przedsiębiorców miałaby być dobrowolna. Brawa zebrał Grzegorz Braun za zestaw haseł: „Niemcy i Żydzi nie będą nas uczyć historii”, „Nie będą naszych dzieci wychowywać dewianci”, „Stop segregacji sanitarnej”, „Stop ukrainizacji Polski”. Polityk przypomniał konfederackie poglądy, które zeszły na dalszy plan, gdy Konfederacja buduje wizerunek partii głównie ekonomicznej. ©℗