Z nieoficjalnych informacji z obozu władzy wynika, że prezydent skłania się do tego, by nie blokować powołania komisji do badania rosyjskich wpływów.

O losach komisji badającej wpływy rosyjskie w latach 2007–2022 rozstrzygnie Andrzej Duda. Z jego otoczenia dochodzą głosy, że prezydent nie chciałby jej blokować. Choć mówi się też o wątpliwościach proceduralnych, to PiS ma nadzieję, że nie przeszkodzi mu to w złożeniu podpisu pod ustawą. Opozycja domaga się weta, zarzucając jej niekonstytucyjność. Z takim samym żądaniem zwróciła się wczoraj do prezydenta Dudy Naczelna Rada Adwokacka, a konstytucjonalista dr hab. Ryszard Piotrowski mówi w rozmowie z DGP, że ustawa jest sprzeczna wewnętrznie i narusza podstawy ustroju demokratycznego.

Komisję powoła Sejm, a jej przewodniczącego wyznaczy premier.

Mając do wyboru dwie drogi – trzymanie ustawy o komisji jako formy legislacyjnego straszaka na opozycję lub zrobienie kroku dalej i utworzenie komisji – PiS wybrał tę drugą. Tym samym kontrowersyjna regulacja trafiła na biurko prezydenta.

Senator Krzysztof Kwiatkowski uważa, że prezydent powinien ustawę zawetować z uwagi na jej niekonstytucyjność. Podobnie wypowiada się Marcin Kierwiński z PO. – Gdyby prezydent Duda chciał kierować się konstytucją, może podjąć tylko jedną rozsądną i praworządną decyzję, czyli wyrzucić ją do kosza. Po podpisaniu takiej stalinowskiej ustawy prezydent nie powinien się spodziewać, że ktokolwiek na świecie będzie o nim myślał jako o człowieku szanującym demokrację. Od niego zależy, czy będzie chciał się kierować konstytucją, czy interesem własnego obozu politycznego – mówi Kierwiński, choć PO nie robi sobie wielkich nadziei. I faktycznie, jeszcze w zeszłym tygodniu słyszeliśmy z pałacu, że prezydent raczej nie będzie blokował tego pomysłu, choć oczywiście trudno ostatecznie przesądzać. – Prezydent nie ma wątpliwości, że takie ciało jest potrzebne, wątpliwości, jakie się pojawiają, są głównie proceduralne – słyszymy od naszego rozmówcy. Chodzi np. o wyznaczenie z góry terminu na przedstawienie raportu przez komisję 17 września. Pałac powołuje się przy okazji na istnienie podobnych ciał w innych krajach, np. we Francji, w której działa komisja śledcza.

Sugestie, że ustawa wejdzie w życie, pojawiają się też w kręgach rządowych. – Część elementów ustawy o komisji pochodzi od ludzi prezydenta. Z tego, co wiemy, Andrzej Duda podpisze ją – przekonuje osoba z otoczenia premiera Morawieckiego. Oczywiście nie ma pewności, czy pod wpływem oburzenia po przyjęciu ustawy przez Sejm prezydent nie wybierze innego rozwiązania, np. wysłania regulacji do trybunału. Polityk opozycji, z którym rozmawialiśmy, uważa, że jeśli tak, to nastąpi to dopiero po jej podpisaniu. Tak Andrzej Duda zrobił z kontrowersyjną ustawą o IPN w 2018 r.

W tej chwili wydaje się, że szanse ustawy na wejście w życie są duże. PiS dąży do tego, licząc, że otworzy w ten sposób jeszcze jedną kampanijną arenę, która posłuży do rozliczania opozycji, a zwłaszcza Donalda Tuska. I specjalnie się z tym nie kryje. – Możemy im wyciągać te rzeczy, polityka może być perfidna – słyszymy w PiS, a partia Kaczyńskiego już szykuje plany prac komisji. – Donald Tusk będzie wezwany ok. 15 września i będzie m.in. pytany, o czym rozmawiał na molo z Putinem – dodaje nasz rozmówca. Jeśli tak, to oznaczałoby to wezwanie go na dwa dni przed terminem przygotowania pierwszego raportu przez komisję. PiS liczy, że gdy zacznie działać komisja, media, chcąc nie chcąc, będą musiały przy relacjonowaniu jej prac powtarzać przekaz „Wiadomości” TVP.

Jednak brnąc w ten scenariusz, PiS sporo ryzykuje. Nie można wykluczyć, że rozpoczęcie prac komisji może partii rządzącej nie tylko nie pomóc, ale wręcz zaszkodzić. Komisja, w składzie dziewięciu osób wybranych przez Sejm (niekoniecznie posłowie), zapewne zostanie zbojkotowana przez opozycję, która nie wystawi swoich kandydatów. – Nie będziemy brali udziału w pracach komisji, bo jest niekonstytucyjna. To rodzaj prawa rodem ze stalinowskiej Rosji, ono zostało napisane przez PiS cyrylicą – mówi Marcin Kierwiński. Podobne deklaracje słychać od ludowców i z lewicy.

Bojkot opozycji mocno osłabi „mandat” komisji już na starcie jej prac. PiS zapewnia, że nawet w takiej sytuacji będzie dążył do powołania możliwie zobiektywizowanego składu, ale mogą to być tylko pobożne życzenia. Na razie nikt nie pcha się też do szefowania temu gremium. – Dyskusje trwają, ale założenie jest takie, by przewodniczącym komisji nie była osoba kandydująca w tych wyborach – zapewnia rozmówca z rządu.

Nawet przy niebudzącym wątpliwości składzie z pewnością będą je budzić ramy prawne, w jakie przyszłą komisję wyposażono. Działając jako jednoinstancyjny quasi-sąd, będzie ona mogła orzec o zakazie pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat. Wystarczy, że komisja uzna, że jakaś decyzja została podjęta „pod wpływem rosyjskim”. Już dziś opozycja głośno mówi, że będzie to przypominać sąd kapturowy, a eksperci zarzucają ustawie niekonstytucyjność. Pytanie więc, czy decyzje komisji będą respektowane – zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej.

Działacze PiS w nieformalnych rozmowach z jednej strony nie ukrywają, że komisja jest wycelowana w Donalda Tuska, z drugiej – zapewniają, że chodzi tylko o jego grillowanie, a nie o uniemożliwienie mu startu w jesiennych wyborach. – Ta komisja nie skończy działalności do czasu wyborów, Tusk spokojnie będzie mógł być premierem, jeśli wygra elekcje – zapewnia rozmówca z rządu. Jak dodaje, nie ma też mowy np. o gremialnym pozbawianiu praw publicznych całej ówczesnej Rady Ministrów czy parlamentarzystów.

Jeśli chodzi o grillowanie Tuska, to PiS sporo ryzykuje, bo były premier to zawodnik wagi ciężkiej, który ma doświadczenie w występach przed komisjami śledczymi. Dla Tuska może być to okazja do wykazania hipokryzji PiS i ustawienia się w roli lidera opozycji, którego władza boi się tak bardzo, że musiała powołać specjalną komisję. Już w piątek podczas głosowania przez Sejm ustawy o komisji Tusk pojawił się na sejmowej galerii. Będzie to dodatkowo podbijane narracją Platformy, że „w dobie kryzysu PiS funduje Polakom jedynie igrzyska, a Platforma chce mówić o chlebie” (w tej konwencji PO zorganizowała w weekend konferencję m.in. o podwyższeniu kwoty wolnej do 60 tys. zł). Dodatkowym efektem burzy wokół komisji będzie mobilizacja wyborców opozycji. – Podbili nam frekwencję na manifestację 4 czerwca – zauważa polityk opozycji. ©℗