Pierwsze podejście do osądzenia oskarżonych zakończyło się porażką wymiaru sprawiedliwości. Tak oceniał to w zeszłym roku sędzia Jerzy Leder, przewodniczący składu orzekającego w sądzie apelacyjnym. Nakazał powtórzenie procesu, w którym zapadł wyrok uniewinniający. Według sądu w czasie trwającego 10 lat postępowania doszło m.in. do pominięcia faktów, okoliczności i zeznań pokrzywdzonych oraz biegłych, uznanych za wiarygodne i wskazujących na winę oskarżonych.
Zarzuty stawiane oskarżonym przez prokuraturę nie zmieniły się na przestrzeni lat. Specjalizująca się w zarządzaniu pieniędzmi na rynku walutowym firma WGI miała podawać swoim klientom nieprawdzie dane o stanie ich rachunków. Ich rzeczywista wartość była z reguły o kilkadziesiąt procent niższa od raportowanej. Choć śledczym nie udało się ustalić, co się stało z dużą częścią pieniędzy klientów, to część z nich przepadła, bo była zabezpieczeniem dla niezrealizowanych ostatecznie inwestycji w nieruchomości na rynku amerykańskim. Według prokuratury ok. 6 mln zł, za pośrednictwem jednej z firm zależnych, trafiło na prywatne rachunki oskarżonych. Reprezentujący pokrzywdzonych oskarżyciele posiłkowi uważają, że pieniądze mogły być wyprowadzane z WGI na większą skalę, m.in. poprzez pożyczki udzielone podmiotom powiązanym z oskarżonymi.
Oskarżeni nie zmieniają linii obrony, która okazała się skuteczna w pierwszym procesie. W skrócie – to działania Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG była poprzedniczką prawną obecnej Komisji Nadzoru Finansowego) doprowadziły do upadku WGI. Jak wyjaśniał wczoraj w sądzie Łukasz K., kiedy w 1999 r. powstawała firma, jej założyciele byli prekursorami, ponieważ nikt wcześniej w Polsce nie oferował na szeroką skalę usług zarządzania pieniędzmi na rynku walutowym. Ta sfera sektora finansowego była na początku XXI w. słabo uregulowana. Zmiany w prawie spowodowały, że WGI musiała się poddać nadzorowi regulatora rynku. Według Łukasza K. na przekształcenie w podmiot nadzorowany firma dostała za mało czasu. Jednak jesienią 2004 r. uzyskała zezwolenie, a wiosną 2005 r. rozpoczęła działalność jako dom maklerski.
Jak w praktyce wyglądało zarządzanie pieniędzmi przez WGI? Klienci domu maklerskiego nabywali obligacje WGI Consulting, firmy wchodzącej w skład grupy kapitałowej, a następnie trafiały one do amerykańskiej Wachovii. Wówczas była to jedna z głównych firm inwestycyjnych. Dopiero specjaliści Wachovii zajmowali się ich inwestowaniem na rynku amerykańskim. Jak utrzymywał w sądzie Łukasz K., taka struktura inwestycji została wymuszona przez krajowe prawo i zatwierdzona przez KPWiG.
Jednak WGI miała problemy z systemem księgowym. Żadna z renomowanych krajowych firm informatycznych nie była w stanie wykonać go w czasie oczekiwanym przez władze spółki. Podjęła się tego spółka, która na co dzień obsługiwała księgowość WGI. Wadliwe działanie napisanego przez nią systemu sprawiło, że klienci WGI nie otrzymywali prawidłowych danych o wartości swoich rachunków, co było jednym z powodów odebrania licencji na prowadzenie działalności maklerskiej przez KPWiG w kwietniu 2006 r. Dwa miesiące później WGI – na wniosek klientów – była bankrutem.
Według Łukasza K. najistotniejszy finansowy cios został zadany WGI po tym, jak KPWiG, jego zdaniem bezpodstawnie, zawiadomiła amerykańskie władze o podejrzeniu prania pieniędzy przez WGI. Efektem było natychmiastowe zamknięcie pozycji utrzymywanych na rachunku w Wachovii. Ponieważ stosowane przez specjalistów amerykańskiego partnera strategie inwestycyjne miały charakter długoterminowy i zawierały w sobie także pochodne instrumenty finansowe, sprzedaż aktywów w nieodpowiednim momencie doprowadziła do głębokich strat. Z dnia na dzień wartość kapitału zdeponowanego w imieniu klientów WGI w Wachovii spadła z 35 mln do 7 mln dol. Tak – według oskarżonych – upadła WGI.
Na początku 2016 r. Łukasz K. i Maciej S. zostali skazani na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na cztery lata, w jednym z wątków pobocznych sprawy WGI. Jako członkowie zarządu WGI Consulting zostali uznani za winnych wybiórczego zaspokajania roszczeń wierzycieli, podawania nieprawdziwych informacji w księgach firmy i niezłożenie na czas sprawozdania za 2005 r. Jednak wyrok ten uległ już zatarciu i na rozprawie obydwaj mogli oświadczyć, że są osobami niekaranymi.
Tym razem tempo procedowania przez sąd ma być szybsze niż poprzednio. Kolejna rozprawa została wyznaczona na piątek, a prowadząca sprawę sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska zapowiedziała, że sąd będzie się spotykał nawet trzy–cztery razy w tygodniu. ©℗