Prace nad ustawą o SN przypominają zjadanie żaby – i to zarówno przez opozycję, jak i przez obóz rządzący.

PiS zgłosił projekt, w którym proponuje już czwarty w ciągu dwóch kadencji model sądownictwa dyscyplinarnego. Trudno to określić inaczej niż porażkę. Samo zgłoszenie takiego rozwiązania pokazuje, że autorzy nie mają nadziei na znalezienie recepty na pogłębiający się chaos w sądach, ale doszli do wniosku, że skoro nie da się go opanować, to dobrze byłoby chociaż odblokować KPO. Opozycja też ma duży zgryz z ustawą. W końcu przez długie miesiące krytykowała PiS za brak KPO, więc teraz nie może blokować ustawy, która ma utorować do niego drogę. Mimo to wie, że spora część jej najbardziej twardego elektoratu chciałaby stanowczego „nie”. Dlatego, wracając do analogii jedzenia żaby i tego, że gotuje się ją powoli, tym razem obie podzielone na ogół strony postanowiły zrobić to relatywnie szybko, by była jak najbardziej strawna.

Dlatego choć opozycyjny Senat miał dwa wyjścia w sprawie ustawy o SN, tzn. poprawić ją lub odrzucić, wybrał to pierwsze. Wprowadził poprawki, co do których ma sporą pewność, że zostaną przez PiS odrzucone. Bazowy scenariusz zakłada bowiem, że PiS szybko się rozprawi z poprawkami Senatu i wszystkie odrzuci w głosowaniach sejmowych z udziałem posłów Zbigniewa Ziobry. Dla Solidarnej Polski teoretycznie najbardziej kłopotliwy byłby wariant, w którym Senat zgłosiłby weto do ustawy jako całości. Bo jak głosować za ustawą w wersji, przeciwko której wcześniej głosowało się w Sejmie? Tyle że sama opozycja wyklucza ten wariant, bo uznaje, że to zaburzyłoby jej dotychczasową narrację, iż nie jest przeciwko pieniądzom z KPO. Pytanie, co z omawianym wyżej wariantem pośrednim, w którym Senat zgłosi poprawki idące dalej niż te, które opozycja zgłosiła w Sejmie. Opozycja liczy na to, że ziobryści się przełamią i zagłosują choćby za jedną z nich, a to wygeneruje zupełnie nowe okoliczności, w których – mimo dążeń PiS, by nie zmienić w ustawie „nawet przecinka” – udało się zmienić coś znacznie więcej niż interpunkcję. Ale o tym, jak Sejm rozstrzygnie poprawki Senatu, dowiemy się dopiero na posiedzeniu zaplanowanym na 7–9 lutego.

Przyjęcie ustawy – w tym czy innym kształcie – nie rozwiązuje jeszcze wszystkich problemów związanych z odblokowaniem miliardów euro z KPO. PiS zakłada, że ustawa opuści parlament w niezmienionej wersji, ale stanie przed dylematem, czy wniosek o płatność z KPO złożyć jeszcze przed podpisem prezydenta, czy dopiero po. Ponadto w międzyczasie przyjęta musi być jeszcze tzw. ustawa wiatrakowa, jeśli wniosek ma być kompletny. W tym kontekście wiele będzie zależało od decyzji prezydenta. Widać, że PiS walczy o podpis Andrzeja Dudy – wczoraj minister Szymon Szynkowski vel Sęk pokazał opinie o konstytucyjności projektu, co miało także zbić argument opozycji, że poprawia ustawę, bo jest niekonstytucyjna.

Jednak nawet podpis prezydenta może nie zakończyć tasiemca z ustawą o SN, bo jej zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego już zapowiada Krajowa Rada Sądownictwa. A przy sędziowskim konflikcie, jakim targany jest obecnie trybunał (nie wszyscy sędziowie uznają Julię Przyłębską za prezesa TK), wcale nie jest powiedziane, że organ ten – słynący raczej z serwilizmu wobec partii rządzącej – szybko sprawę rozstrzygnie. Tymczasem Komisja Europejska może się usztywnić, gdy zobaczy, że losy ustawy o SN są wciąż niepewne, i zwlekać z wypłatą pieniędzy. Dlatego jeśli Andrzej Duda da ustawie zielone światło, KE może przymknąć oko na zastrzeżenia KRS, co do której sama ma wątpliwości.

A na koniec trzeba pamiętać, że choć ustawa ma rozwiązać problem braku KPO, to w końcu dotyczy sądownictwa dyscyplinarnego, i jak widać, ta żaba zostaje odłożona do zjedzenia po wyborach.