Opozycja krytykuje zmiany w ordynacji wyborczej przeforsowane przez PiS. Dlatego w Senacie zamierza je maksymalnie przetrzymać. Z kolei nieporozumienia w PiS przystopowały liberalizację ustawy wiatrakowej
Choć Senat zbiera się już jutro, rozpatrzy on jedynie ustawę o Sądzie Najwyższym, która według zapewnień PiS pomoże odblokować pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). To oznacza, że zmianami w kodeksie wyborczym, które w zeszłym tygodniu przegłosował Sejm, Senat zajmie się nie wcześniej niż na posiedzeniu 8–9 lutego. A słyszymy sugestie, że bardziej prawdopodobny jest jeszcze późniejszy termin.
Raczej później niż wcześniej
– Kiedy projekt trafi do komisji ustawodawczej, zamówimy stosowne analizy. Nie znam poważnych konstytucjonalistów, którzy przy tak istotnej zmianie zgodziliby się napisać taką opinię w kilka dni – ta sprawa wymaga odpowiedniej analizy orzecznictwa TK. Dlatego do prac nad tak istotnym dokumentem będziemy przygotowani na posiedzeniu Senatu, które jest wyznaczone na 21–22 lutego – mówi senator niezależny i szef komisji ustawodawczej Krzysztof Kwiatkowski.
Wygląda też na to, że opozycja nie będzie miała w tej sprawie dylematów jak przy wspomnianej ustawie o SN – w tym przypadku wstrzymała się od głosu (z wyjątkiem Polski 2050 Szymona Hołowni, która zagłosowała przeciw). Kodeks wszyscy posłowie opozycji odrzucili (ustawa przeszła 225 głosami PiS, wspartymi przez przedstawicieli Kukiz’15, koła Polskie Sprawy oraz posła niezależnego Łukasza Mejzy). Wiele wskazuje, że podobnie będzie w Senacie. Marszałek Tomasz Grodzki w rozmowie z DGP (patrz: wywiad obok) nie rozstrzyga jeszcze tej sprawy, ale skłania się ku odrzuceniu ustawy w całości. Podobnie mówi senator Kwiatkowski. – Z uwagi na charakter tych zmian oraz sposób pracy uniemożliwiający dochowania sześciomiesięcznej ciszy legislacyjnej przed wyborami, będę namawiał koleżanki i kolegów senatorów, żeby skorzystać z weta senackiego – mówi.
Mimo to zmodyfikowana ordynacja autorstwa PiS raczej wejdzie w życie. Zdaniem rządzących nie są to zmiany „istotne” w świetle orzecznictwa TK, a więc warunek półrocznej „ciszy legislacyjnej” ich nie obowiązuje. Jak pisaliśmy w DGP, podobny pogląd prezentuje przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak.
Opozycja również liczy się z takim scenariuszem, dlatego szykuje korpus ochrony wyborów, który docelowo miałby liczyć 40 tys. wolontariuszy. PO wyznaczyła już człowieka do skoordynowania tego procesu. – Mamy w naszych szeregach Sławomira Nitrasa i nie zawahamy się go użyć – powiedział w piątek lider PO Donald Tusk.
A wiatraki jeszcze później
Z Sejmu za to wciąż nie wyszła tzw. ustawa wiatrakowa, a więc ostatni z kamieni milowych KPO, który rząd chce rozliczyć z KE w ramach pierwszego wniosku o płatność. Na ostatnim posiedzeniu została jedynie rozpatrzona przez komisję i czeka teraz na II czytanie, które najwcześniej odbędzie się na posiedzeniu zaczynającym się 7 lutego. Choć komisja pracowała łącznie na ośmiu projektach, to bazą komisyjnego sprawozdania jest projekt rządowy, w którym zaszła jednak znacząca zmiana. Szef komisji Marek Suski zaproponował, żeby minimalna odległość od zabudowań wyniosła nie 500 metrów, jak chciał rząd, a 700 m, choć dotyczy to tylko budynków mieszkalnych.
Opozycja krytykuje tę zmianę. – Ustawa wiatrakowa w obecnym kształcie niewiele zmienia, nie rozwiązuje problemów ani w kwestii energetyki, ani w kwestii dialogu z Unią Europejską. Jeżeli zostanie przyjęta w tej formie, to wypełnimy jedynie pół kamienia milowego na drodze do środków z KPO – mówili podczas konferencji prasowej posłowie Lewicy.
Nasz rozmówca z rządu zapewnia, że nie ma takich obaw. – Poprawka zapowiada, że wiatraki będą się kręcić dalej i wolniej, ale takie rozwiązanie nie powinno budzić zastrzeżeń Komisji Europejskiej, bo kamień milowy mówi jedynie o liberalizacji zasady 10H i nie ma w nim zapisanych konkretnych wielkości, np. 500 m odległości wiatraków od zabudowań – podkreśla. Nie ma jednak pewności, czy w takiej ostatecznie wersji ustawa wyjdzie z Sejmu, bo także w PiS są przeciwnicy liberalizacji obecnych rozwiązań. – Oceniam na 33 proc., że może wrócić np. 500 m, ale dodatkowo pojawią się referenda, bo jest grupa, która chce maksymalnie utrudnić postawienie wiatraków, i w tej grupie nie ma przewodniczącego Suskiego – zauważa nasz rozmówca. Z rządowych wyliczeń wynika, że wprowadzenie dystansu 500 m od zabudowań uwalnia ok. 30 proc. powierzchni Polski pod inwestycje w siłownie wiatrowe, natomiast przy 750 m byłoby to ok. 14 proc. (poprawka mówi o 700 m od zabudowań mieszkalnych).
Do przesilenia w tej sprawie powinno dojść na kolejnym posiedzeniu Sejmu. Jak podkreśla nasz rozmówca, w rządzie jest świadomość, że ustawę trzeba uchwalić szybko, by złożyć pierwszy wniosek o płatność z KPO. ©℗