Przybywa miejsc w domach pomocy społecznej. W tym przypadku wzrost nie jest jednak powodem do zadowolenia – oceniają eksperci.

Pod koniec ub.r. w Polsce było 2015 stacjonarnych zakładów pomocy społecznej. To o 164 więcej niż w 2020 r. i o 178 niż w 2019 r. Dysponowały one 127,3 tys. miejsc. To oznacza wzrost w stosunku do roku poprzedniego o 8 tys. (a do 2019 r. – o 8,4 tys.).
Najwięcej dostępnych miejsc było w domach pomocy społecznej. Przed rokiem było ich łącznie 84,2 tys. Pod koniec 2021 r. w zakładach stacjonarnych przebywało 114,3 tys. osób, z czego 76,1 tys. w wieku 60 lat i więcej. Dla porównania rok wcześniej, w 2020 r. było to odpowiednio 105,2 tys. i 67,2 tys. osób. To oznacza, że udział osób starszych w stosunku do ogółu korzystających z tych placówek spadł (o 2,7 pkt proc.). W 2019 r. przebywało tam łącznie 112,5 tys. osób, z czego w wieku 60 plus – 72,5 tys.
Najnowszy raport Głównego Urzędu Statystycznego analizujący sytuację osób starszych w Polsce pokazuje także inne niepokojące trendy. I tak np. w 2021 r. udział ludzi w wieku 60 plus w schroniskach dla osób w kryzysie bezdomności stanowił 52,1 proc. wszystkich. To oznacza wzrost względem 2019 r., kiedy było ich 49,8 proc. Podobna sytuacja ma miejsce w noclegowniach, gdzie osoby starsze stanowiły na koniec ub.r. 41 proc. wszystkich korzystających z tej formy pomocy, a w 2019 r. – 35,9 proc.
Spadł natomiast udział seniorów w środowiskowych domach samopomocy – z 26 proc. w 2020 r. do 20,7 proc. w 2021 r. Spadek nastąpił też w rodzinnych domach pomocy – z 96,2 proc. do 89,2 proc. ogółu podopiecznych.
W 2021 r. z usług opiekuńczych korzystało 84,2 tys. osób. To o 2,7 proc. mniej niż w porównaniu z rokiem poprzednim. W 2019 r. było to 93,1 tys. osób. Był to również rok graniczny, po którym liczba seniorów korzystających z tej pomocy zaczęła spadać.
Magdalena Osińska-Kurzywilk, prezes Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”, zwraca uwagę, że przybywa miejsc w stacjonarnych domach pomocy społecznej, jednak w kraju brakuje przede wszystkim dziennych i środowiskowych domów pobytu. Takich, w których osoby starsze, niesamodzielne mogłyby przebywać w określonym czasie, a następnie wracać do swoich rodzin. – Fakt, o deinstytucjonalizacji mówi się dużo, ale nie do końca idą za nią działania. To, niezmiennie od dekad, skutek braku koordynacji działań na linii Ministerstwo Zdrowia – Ministerstwo Rodziny. DPS-y znajdują się pod egidą tego drugiego. Owszem, miejsc wolnych w nich przybywa, ale z pewnością nie z powodu spadku zapotrzebowania – opisuje.
Chodzi o koszty. Osińska-Kurzywilk tłumaczy, że do miejsca w DPS rodzina lub gmina muszą dopłacać. Tymczasem miejsce w zakładzie opiekuńczo-leczniczym (podlegającym pod MZ) kosztuje osobę 70 proc. dochodu (np. emerytury), niezależnie od jej wysokości. Stać na nie więcej osób, ZOL-e są więc przepełnione i tracą swoją pierwotną funkcje, czyli miejsca dla ludzi o określonych potrzebach zdrowotnych.
Spytaliśmy Ministerstwo Rodziny m.in. o kwestię nakładów, choćby z uwagi na koszty inflacji. Mimo pytań wysłanych prawie trzy tygodnie temu nie dostaliśmy odpowiedzi w tej kwestii. Resort informuje tylko o liczbie wolnych miejsc w DPS. Dziś jest ich 4068. Dla porównania w 2019 r. było to 1238. Z odpowiedzi resortu nie wynika jednak, by to była zasługa rozwoju rynku.
Chętnie natomiast informuje o kolejnej odsłonie edycji programu „Senior+”. Czytamy, że dziś domów i klubów Senior+ działających w Polsce jest prawie 1,1 tys. Oferują ponad 25 tys. miejsc. W latach 2021–2025 rząd PiS przeznaczył na realizację programu 300 mln zł.
Jednak eksperci zajmujący się tematyką potrzeb osób starszych zwracają uwagę, że choć podobne inicjatywy są potrzebne, dotyczą one seniorów w ogólnie dobrej kondycji. Nie są odpowiedzią na potrzeby tych, którzy już ją utracili.
Co więcej, w samej opiece długoterminowej nie chodzi tylko o liczbę miejsc, ale i kwestię ludzi tam zatrudnionych. A tych jest jak na lekarstwo. Z danych przedstawionych na niedawnej konferencji „Opieka długoterminowa w Polsce – dzisiaj i jutro” przez dr. Pawła Łuczaka, adiunkta w Katedrze Pracy i Polityki Społecznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, rysuje się ponury obraz. Zwłaszcza jeśli spojrzeć na udział osób zatrudnionych w sektorze opieki długoterminowej wśród wszystkich pracujących w krajach Unii Europejskiej. Dla przykładu w Skandynawii odsetek ten wynosi 7,1 proc. Polska zajmuje czwarte miejsce od końca z wynikiem 1,1 proc. – Nie chodzi tylko o niskie pensje dla osób zatrudnionych w tym sektorze. Nie buduje się też prestiżu zawodów związanych z opieką długoterminową, przez co jeszcze trudniej szukać kandydatów do niej – ocenia prezes Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”. Dlatego, w opinii Magdaleny Osińskiej-Kurzywilk, jesteśmy społeczeństwem niegotowym do etapu starzenia się.
– Jeżeli to się szybko nie zmieni, zapłacimy wysoką cenę. W szczególności dotyczy to osób najuboższych oraz z małych miasteczek i wsi – twierdzi.
Skąd natomiast większy udział seniorów w placówkach dedykowanych osobom w kryzysie bezdomności? Zdaniem Osińskiej-Kurzywilk to także element procesu starzenia się społeczeństwa. – Mamy dziś procentowo więcej osób 65 plus niż pięciolatków. Poza suchymi liczbami przekłada się to także na ludzkie historie, które prowadzą seniorów właśnie do noclegowni czy schronisk – podkreśla.